Niedziela - Tygodnik Bydgoski 26 maj 2019 | Redaktor

W kościołach usłyszeliśmy dziś list Episkopatu Polski, odnoszący się do spraw związanych ze zbrodniami seksualnego wykorzystania dzieci, popełnionymi przez osoby duchowne.

Treści listu, jako że został odczytany i łatwo go w internecie odnaleźć streszczać tu nie będę. Dość powiedzieć, że znalazło się w liście wyraźne uznanie win, nie tylko popełnionych przez konkretne osoby, ale i przyzwolenia na te winy. Dobrze, że biskupi mówią o potrzebie zadośćuczynienia i zwyczajnej kary dla winowajców. Tak, zbrodnia domaga się nie tylko zadośćuczynienia, ale i kary. To odrębny temat, o którym można by napisać nie tylko odrębny esej, ale potężną książkę. Wiele ich zresztą napisano, pisali nawet doktorzy Kościoła.

Czego w liście nie ma?

Nie chcę z tego czynić zarzutu. Ponieważ, jak wspomniałem, temat jest na grubą księgę, nie sposób też wszystkich wątków poruszyć. Kilka jednak ośmielę się wskazać, bo warto je rozważyć, jako temat osobistej modlitwy a także działań wychowawczych.  Nie zwrócono bowiem uwagi (i wydaje się, że w ogóle w całej tej debacie niestety mało kogo to interesuje) na przyczyny tego tak wstrząsającego zjawiska.

A przyczyna jest prosta. Wskazał ją Benedykt XVI. Jeśli bowiem zapytamy o tę zbrodnię, nie zapominając o całej jej ohydzie, czym ona jest w najgłębszej swej strukturze, to odpowiedź jest tylko jedna. Jest ona grzechem. Ludzkim grzechem. Przekroczeniem Bożego przykazania. Krzywdą wyrządzoną niewinnemu człowiekowi, która jak krew Abla woła o pomstę do nieba. Bo Bóg jest dobry, dlatego zabrania grzechu. Prawda, która tak wielu w oczy kole, że Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze, jest prawdą zbawienną, prawdą, która daje też pociechę skrzywdzonym, zwłaszcza gdy pamiętają, że owa sprawiedliwość Boża objawia się nie natychmiast, co celnie wyraża ludowe przysłowie „Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy”.

Złudny powab zła

To co teraz napiszę, sprawi najprawdopodobniej, że wielu Czytelników przestanie ten tekst czytać. Trudno — „przyjacielem Platon, lecz większą przyjaciółką prawda”. W tym szczególnym przypadku chodzi o grzech nieczysty. O rozwiązłość posuniętą do najgłębszych granic, perwersyjną i tak zdegenerowaną, że aż odrzuca. Ale bierze się ona z korzenia nieczystości, która w swych pierwszych objawach wydaje się współczesnemu człowiekowi jakże powabna!

Rację miał poeta, już w XIX wieku:

Zgasły lilje i róże omdlewające,

Odejma im wiatr liście jedwabne:

Dziś nie szuka nikt piękna... żaden poeta —

Żaden sztukmistrz — amator — żadna kobieta —

— Dziś szuka się tego, co jest powabne,

I tego, co jest uderzające!...

 

Powab i grzmot, dwie siły,

Skądkolwiekbądźby były,

To dwa wdzięki Uranji, dwa jej ramiona.

 

Czy obejmą?... uścisną?... i czy tobie

Łzę obetrą?... Przypomnisz w grobie.

— — — — (pieśń nieskończona).

(Norwid, Piękno czasu)

Największy polski teoretyk moralności, ale i praktyk, bo wychowawca wielu pokoleń, o. Jacek Woroniecki, zwracał uwagę, że „całe to zagadnienie uległo ogromnemu zniekształceniu dzięki silnemu prądowi sentymentalizmu, który następnie przez romantyzm, szerzył najfałszywsze zapatrywania na dziedzinę stosunków płciowych”. I dalej z pewną ironią zauważał, że wystarczyło, by „ktoś dla kochanki pisał udatne wierszyki, aby go uniewinnić od cudzołóstwa”. Ale to wszystko wydaje się wciąż bladym tylko preludium tego co się stało. Czy można więc owo preludium tolerować, a potępić to co się stało, tę perwersyjną zbrodnię niszczącą dziecięcą niewinność? Otóż właśnie tego się zrobić nie da, to jest ten punkt, ta cienka czerwona linia, którą nieświadomie przekraczamy, zza której często nie ma już powrotu.

Anatomia upadku

W Tatrach między Przednim a Środkowym Granatem znajduje się żleb, zwany żlebem Drege’a, od nazwiska pierwszej swej ofiary. Widziany z góry, sprawia on złudzenie łagodnego i bezpiecznego zejścia nad Czarny Staw. Kto się na to nabierze, wpadł w pułapkę. Żleb staje się coraz bardziej stromy i nieostrożny turysta nie zauważa granicy, za którą nie będzie już w stanie wrócić do góry. A pod nogami ma kilkaset metrów przepaści. Tak właśnie jest z nieczystością.    

Oddajmy jeszcze raz głos Woronieckiemu, który bardzo ostro opisuje ten proces. „Całe życie moralne człowieka nieczystego jest nastawione na zaspakajanie pożądań płciowych, które sam podnieca, aby więcej używać na ich zaspokojeniu. Czy to sam akt, czy te dodatkowe podniety, które mu towarzyszą, stają się głównym przedmiotem myśli i zainteresowań, wobec których wszystko inne (…) przestaje zupełnie zajmować umysł stępiały na wszystko co wyższe i szlachetniejsze. Żadne zwierzę (…) nie oddaje się tak wyłącznie rui jak człowiek rozwiązły, który się całkowicie poddał nieczystości (…) Gdy sumienie zaczyna go czasami niepokoić, stara się je zgłuszyć i nieraz dochodzi do nienawiści tego Boga, który nie pozwala na zanurzanie się w rozkoszach zmysłowych, a wreszcie nawet do wyrzeczenia się życia przyszłego”.

Czy czystość jest możliwa?

„Jeżeli zechcesz, zachowasz przykazania” — mówi biblijny mędrzec. I dalej: „Nikomu [Bóg]  nie przykazał być bezbożnym i nikomu nie zezwolił grzeszyć” (Syr 15, 15nn). Bóg dał człowiekowi możliwość uniknięcia grzechu, przynajmniej ciężkiego, bo od drobnych przewinień nikt nie jest wolny. „Kto nie wierzy Bogu, czyni Go kłamcą” przestrzega św. Jan Apostoł (1J 5,10). Ale w jaki sposób można dochować wierności przykazaniom? Mamy do tego dwa środki, one są komplementarne, uzupełniające, w taki sposób, że niestety żaden z nich nie działa skutecznie bez drugiego. Jeden z nich to łaska dana przez Boga, zwana łaską uczynkową. Drugi — to praca wychowawcza i samowychowawcza nad cnotami, w tym cnotą czystości. Woroniecki, śladem wszystkich swoich poprzedników, głoszących zdrową katolicką naukę wskazuje, ze pierwszym warunkiem, by ugruntować cnotę czystości w duszach młodych pokoleń jest dbac o to, by od najmłodszych lat były one otoczone atmosferą czystości i skromności. Skromności właśnie, a nie pruderii. Można by napisać traktat jak te pojęcia odróżnić, ale zasadnicze ich znaczenie wyczuwamy. Jeśli zaś pracować będziemy nad czystością, czyli nad unikaniem najdrobniejszych nawet okazji do tego co wywołuje nieuporządkowane płciowe pożądanie, to pamiętać trzeba, że łaska buduje na naturze — reszty dokona zazwyczaj życie sakramentalne. Najwyższe na najniższym wznosi się i opiera — pisał autor znanego dziełka ascetycznego Tomasz a Kempis. Łaska buduje na naturze.

Grzechy cudze

Wróćmy teraz do zasadniczego tematu. Biskupi mocno dziś uderzają się w piersi. Słuszność tego aktu pokory i uznania winy ma swoje korzenie w katechizmie. Znajdziemy tam dziewięć tak zwanych grzechów cudzych, czyli sytuacji, w których jesteśmy współwinni, choć zasadniczym winowajcą może być ktoś inny. Przypomnijmy je: namawiać kogoś do grzechu, nakazywać grzech, zezwalać na grzech, pobudzać do grzechu, pochwalać grzech drugiego, milczeć, gdy ktoś grzeszy, nie karać za grzech, pomagać do grzechu, usprawiedliwiać czyjś grzech. Kto popełnił które, być może wykażą sądy ludzkie, na pewno okaże się na sądzie Bożym. Ale czy uderzą się w piersi ci, którzy w prostacki i wyrafinowany sposób z czystości się dotąd wyśmiewali? Czy powiedzą, że się mylili, że są współodpowiedzialni? Nie. Oni potrafią bić się tylko w piersi cudze, oni nigdy nie uznają swej winy. Obym się mylił…

Chciałbym tu uczynić jeszcze jedną uwagę. Laiccy publicyści postulują likwidację celibatu jako remedium na libido, które wymyka się spod kontroli. Byłoby to kapitulacją. Byłoby uznaniem, że czystość jest niemożliwa. Byłby to więc wspomniany już grzech, o którym pisze św. Jan — uczynienie Boga kłamcą. Woroniecki tak o tym pisze: „Nie brakło nigdy ludzi oddanych nieczystości, którzy szerzyli wokół siebie przekonanie, że zachowanie czystości jest niemożliwe (...) Nacisk opinii publicznej, wyśmiewającej ideał czystości, pchnął w objęcia rozpusty niejednego, który by się był może oparł, gdyby mu nie tłumaczono, że wstrzemięźliwość w tej dziedzinie jest brakiem męskości i że jest nawet szkodliwa dla zdrowia. (...) Deprawacja w tej dziedzinie trwa niestety dalej.”

I jeszcze jedno — wyśmiewano się z piekła. Ale perspektywa, którą wmówiono wielu (nie wprost, ale czasem właśnie przez milczenie i niedopowiedzenia), sprawiła, że po pierwsze, ci którzy się kar za grzechy powinni bać, nic sobie z nich nie robią, a po wtóre, że skrzywdzeni czują krzywdę tym większą. Oczywiście lepiej jest, gdy zachowujemy przykazania z miłości do Boga. Jednakże jeśli ktoś tej z tej miłości wniosków nie wyciąga, to lepiej gdy je zachowuje ze strachu, niż by miał zuchwale nie zachowywać wcale. Bo, jak nauczał Zbawiciel, grzech przeciw Duchowi Świętemu nigdy nie będzie wybaczony. A jednym z jego przejawów jest „zuchwale, licząc na miłosierdzie Boże, grzeszyć”.

Maksymilian Powęski

 

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor