Piękno liturgii: potrzeba odnowy sakralnej muzyki w Kościele [POWĘSKI NA NIEDZIELĘ]
fot. Muzyka w Katedrze
Wczoraj, 16 listopada, rozpoczęły się w bydgoskiej katedrze V Dni Muzyki Kościelnej w Bydgoszczy. To dobry moment by zostanowić się i przypomnieć to, co znane jest od wieków, ale dziś często zapomniane, a czasem – niestety – lekceważone.
Inne z kategorii
Niebiosa rosę spuśćcie! [POWĘSKI NA NIEDZIELĘ]
Królem chwały Tyś, o Chryste! [NA NIEDZIELĘ]
Potrzebujemy piękna
Istotnie, zwracamy zbyt małą uwagę na rolę piękna w liturgii. Fryderyk William Faber, anglikanin żyjący w XIX w., który zdecydował się na przejście do Kościoła rzymskokatolickiego, nazwał katolicką Mszę najpiękniejszą rzeczą po tej stronie nieba. A z pewnością najbardziej charakterystycznym rysem tego piękna jest – a dokładniej powinna być – muzyka.
Bez utworów świeckich
Jaka więc ma być muzyka liturgiczna? Instrukcja Episkopatu polski opublikowana siedem lat temu przypomina znaną od wieków zasadę, że „Należy bezwzględnie stać na straży wykonywania takiej muzyki liturgicznej, która jest autentyczną sztuką nakierowaną zawsze na świętość kultu, i wprowadzać do liturgii tylko to, co odpowiada świętości miejsca, godności obrzędów liturgicznych i pobożności wiernych”. Dlatego, co powinno być oczywiste, „nie wolno w liturgii wykonywać utworów o charakterze świeckim”.
Zasadą nieusuwalną katolickiej liturgii jest oddzielenie tego, co święte i poświęcone Bogu – sacrum – od tego, co świeckie i związane z codziennością – profanum. Nie wolno mieszać jednego z drugim. Dlatego właśnie bezczeszczenie miejsc i przedmiotów świętych nazywamy profanacją, bo następuje niszczenie sacrum przez profanum. Taką profanacją jest więc – co logicznie z tego wynika – wykonywanie świeckich utworów w czasie świętych obrzędów. Dlatego właśnie nikt nie tylko nie powinien się dziwić, że kapłan odmówi wykonania np. utworów Cohena w czasie ślubu czy innej katolickiej celebracji, ale człowiek kulturalny powinien wiedzieć, że takich rzeczy nie należy nawet proponować.
Powrót do chorału
Instrukcja przypomina też o wyjątkowej roli wzorcowego katolickiego śpiewu, czyli chorału gregoriańskiego. Czym jest ten niezwykły śpiew? Ojciec Bernard Sawicki, benedyktyn z Tyńca, który zanim zapukał do zakonnej furty, ukończył Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina w Warszawie, zanucił podczas jednego z wykładów pierwsze słowa katolickiej prefacji („Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne...”). Przypomniał zdanie Mozarta, który miał powiedzieć, że oddałby chętnie całą swoją chwałę muzyczną, by móc poszczycić się ułożeniem tej właśnie melodii. Prostota tej muzyki idzie w parze z jej wielką wyrazistością, odnajdujemy w niej nasze sprawy – uskrzydlenie i „zdołowanie”, obsesyjność i spokój, napięcie i rozładowanie – tłumaczył.
Chorał dlatego też jest wybitnie katolicką muzyką, że nie istnieje sam dla siebie. Jest muzyczną medytacją nad tekstem i właśnie dlatego w niezwykły sposób przekazuje zawarte w tekście Słowo Boże. Słowo Boże, bo teksty katolickiej liturgii są zakorzenione w Objawieniu Bożym, które składa się z Pisma Świętego i Tradycji, a księgi liturgiczne Kościoła obficie czerpią z jednego i drugiego źródła.
Wspomniana już instrukcja wymaga, by we wszystkich kościołach katedralnych, bazylikach i sanktuariach odprawiana była Msza święta w języku łacińskim z udziałem scholi gregoriańskiej. To rzeczywiście ważna rzecz, której w Kościele wciąż brakuje, choć zrozumienie dla powszechnej łacińskiej liturgii zdaje się powoli powracać do świadomości katolików. Dbamy o to, by cudzoziemcy mogli uczestniczyć we Mszy odprawianej w ich języku i słusznie czynimy, ale wciąż za mało troszczymy się o to, by katolik mógł uznać za własną tę Mszę, która brzmi wszędzie tak samo.
Nie wszędzie postulat ten jest zrealizowany. Bydgoszczanie mogą się cieszyć z jego wypełnienia — w każdą pierwszą niedzielę miesiąca na godzinę 16.30 mogą przyjść do katedry na taką wzorcową liturgię.
Wbrew potocznemu mniemaniu, tego chciał również Sobór Watykański II, w którego konstytucji o liturgii czytamy „Należy jednak dbać o to, aby wierni umieli wspólnie odmawiać lub śpiewać także w języku łacińskim stałe części Mszy świętej dla nich przeznaczone”.
Organy tak, perkusja nie
O gregoriańskich śpiewach mszalnych pisał też pięknie znakomity polski dominikanin, o. Jacek Woroniecki, w książeczce „Pełnia modlitwy” (godnej polecenia każdemu, kto chce swoją modlitwę doskonalić): „Kto (...) regularnie, codziennie albo choćby co niedzielę uczestniczył w śpiewanej po gregoriańsku Mszy świętej, temu nieraz potem te cudowne melodie Gloria, Credo i inne śpiewać będą w duszy, wnosząc do niej na swych skrzydłach odpowiadające im słowa modlitwy. Tęsknić on będzie do tych chwil, których atmosfera liturgiczna Mszy świętej przenikała wszystkie władze jego duszy, aby je skierować do Boga, a gdy mu będzie dane znowu wziąć w podobnym nabożeństwie udział, na cały dzień rozpromieni mu ono duszę”.
Instrukcja Episkopatu wspomina też o tym, o czym zarówno wierni świeccy, jak i czasem duszpasterze zbyt łatwo zapominają: że nie każdy instrument nadaje się do wykonywania muzyki kościelnej. Instrumentem najbardziej godnym użycia w liturgii jest zawsze głos ludzki. Śpiew rozbrzmiewa w liturgii zawsze, nawet wtedy, gdy – jak w Wielkim Poście – gra na instrumentach jest w kościele zakazana (można grać na organach dla podtrzymania śpiewu). Następnie organy piszczałkowe „należy mieć w wielkim poszanowaniu jako tradycyjny instrument muzyczny, którego brzmienie potęguje wzniosłość kościelnych obrzędów, a umysły wiernych porywa ku Bogu i rzeczywistości nadziemskiej”. Dalej czytamy: „Jednak nie każdy instrument odpowiada godności świątyni i jest w jednakowym stopniu zdatny do wzmacniania ducha modlitwy. Nie wolno używać w liturgii instrumentów przeznaczonych do wykonywania muzyki świeckiej (np. gitary elektrycznej, perkusji, fortepianu, syntezatora). Zawsze decydujące znaczenie ma sposób wykorzystania instrumentu oraz wysoka jakość artystyczna wykonania z troską o szlachetne piękno muzyki sakralnej”.
Co podkreślić śpiewem
Na koniec kilka słów o tym, co w czasie Mszy świętej może i powinno być śpiewane, a co zostało wyliczone we wspomnianej instrukcji. Oczywiście wiemy, że śpiewa się tak zwane części stałe Mszy: „Panie zmiłuj się” (Kyrie), następnie „Chwała na wysokości” (Gloria), „Święty, święty, święty...” (Sanctus), „Baranku Boży” (Agnus Dei). Biskupi przypominają, że w uroczystych celebracjach może i powinna się śpiewać również lekcje (czytania), a zwłaszcza ewangelię, a także „Wierzę w jednego Boga...” (Credo).
Papież Benedykt XVI na początku pontyfikatu wydał posynodalną adhortację „Sacramentum caritatis” o Eucharystii, źródle i szczycie życia i misji Kościoła. „Pragnę przypomnieć – napisał w niej – o co prosili Ojcowie synodalni, by odpowiednio doceniono chorał gregoriański, jako właściwy dla liturgii rzymskiej (…) Proszę zatem – czytamy dalej – aby przyszłych kapłanów już w seminarium przygotowywano do rozumienia i celebrowania Mszy św. po łacinie, a także do posługiwania się tekstami łacińskimi i do wykonywania chorału gregoriańskiego. Nie należy też zaniedbać możliwości, by sami wierni zostali wychowani tak, aby znali najbardziej powszechne modlitwy po łacinie i śpiewali niektóre części liturgii na sposób gregoriański”.
Marzeniem autora jest by i w parafiach, choćby niektórych, choćby jedna niedzielna Msza (a powinna to być niedzielna suma) była odprawiana ze śpiewem gregoriańskim i pełnym poszanowaniem liturgicznej tradycji. Oczywiście do tego potrzebny jest kantor lub schola, który by taki śpiew prowadził i innych go uczył.
Czego sobie i Kościołowi w Bydgoszczy życzę.
Maksymilian Powęski