Ile wart jest medal olimpijski? [FELIETON „OKIEM RADNEGO”]
fot. Anna Kopeć
Kiedy jest sukces, lubimy się przy nim ogrzać, jednak często zapominamy, że najpierw trzeba w niego zainwestować - pisze o zmniejszeniu kwoty stypendium dla sportowców radny Paweł Bokiej.
Inne z kategorii
Obecny rok daje nam niewiele powodów do radości. Zamknięci w swoich domach rozmyślamy o bieżących problemach, od których nie ma odskoczni. Jedną z niewielu dziedzin życia zapewniających rozrywkę i funkcjonującą w miarę normalnie, pozostał sport zawodowy. Jako bydgoszczanie możemy być dumni, że aż dwunastu zawodników z różnych dyscyplin wychowanych w naszych klubach, pojedzie na najbliższe Igrzyska Olimpijskie. Ratusz postanowił jednak w dość osobliwy sposób „podziękować” im za ten sukces, zapewniając w tym roku jedynie 75% kwoty stypendium. Procenty nie oddają tego, jaki to wizerunkowy strzał w kolano, a zarazem żadna oszczędność dla budżetu miasta (ok. 30 tysięcy). Sportowcy dostawali średnio około tysiąca złotych, teraz będzie to... siedemset złotych... A mówimy tu o mistrzach w swoich dyscyplinach, którzy stoją u progu najważniejszej imprezy w życiu, jak nasi biegacze: Iga Baumgart-Witan, Marcin Lewandowski, czy tyczkarz Paweł Wojciechowski. Jadą na Igrzyska dumnie reprezentować Polskę, ale i Bydgoszcz.
Kiedy nasze wspaniałe wioślarki: Magdalena Fularczyk-Kozłowska i Natalia Madaj – zdobyły na olimpiadzie w Rio de Janeiro złote medale, mówił o tym cały kraj. Media robiły reportaże, pokazując, gdzie trenowały, gdzie chodziły do szkoły, kto był pierwszym trenerem. Władze samorządowe chętnie zapraszały je na różne wydarzenia lokalne, a politycy robili wspólne zdjęcia. Kiedy jest sukces, lubimy się przy nim ogrzać, jednak często zapominamy, że najpierw trzeba w niego zainwestować. Sytuacja jest kuriozalna, tym bardziej że ma wymiar jedynie symboliczny.
Każdy zdaje sobie sprawę, że za tysiąc złotych nie da się żyć i przygotowywać do najważniejszych imprez sportowych. Nasi mistrzowie mają stypendia centralne i sponsorów indywidualnych. Mają też jednak poczucie – co wybrzmiało z ust ich przedstawiciela na Komisji Sportu – że miasto zostawiło ich trochę samych sobie, a interesuje się tylko wtedy, gdy jest odpowiedni wynik. Część z nich nosi się z zamiarem zmiany barw klubowych i poszukania ośrodka, który zapewni im lepsze warunki do rozwoju. Stypendium może być tym, co przeleje czarę goryczy.
Oprócz czynnika ludzkiego, jest też czynnik ekonomiczny i marketingowy. Oszczędność jest przecież tylko pozorna – ewentualny medal któregoś z naszych reprezentantów jest wart dziesiątki razy więcej, niż te trzydzieści tysięcy złotych, które pozostaną w miejskiej kasie. Rocznie wydajemy ponad siedem milionów na promocję. Zalicza się do tego reklamy w prasie, telewizji, artykuły sponsorowane czy też promowanie miasta w mediach społecznościowych. Czy któreś z tych działań, szczególnie w obecnym czasie, naprawdę są skuteczniejsze, niż występ naszego reprezentanta na imprezie, którą obejrzą setki milionów ludzi na całym świecie?
Paweł Bokiej - radny Rady Miasta Bydgoszczy (Prawo i Sprawiedliwość)