Podwyżki dla polityków – decyzja niepopularna, ale konieczna [„OKIEM RADNEGO”]
Paweł Bokiej, radny Rady Miasta Bydgoszczy, Prawo i Sprawiedliwość/fot. Anna Kopeć (archiwum)
Coraz więcej emocji w przestrzeni publicznej wzbudza temat ewentualnych podwyżek dla polityków, w tym samorządowców - prezydentów i radnych miast. Niektóre samorządy już podjęły takie uchwały, inne na razie się wstrzymują. W Bydgoszczy na razie na ten temat cisza i trudno powiedzieć, na jaki krok zdecyduje się rządząca miastem koalicja.
Inne z kategorii
Uważam, że podwyżki dla zawodowych polityków, mimo że to decyzja z gatunku niepopularnych, są konieczne, jeśli chcemy, by za tę działalność brali się sensowni ludzie. Moja uwaga dotyczy nie tylko polityków na szczeblu centralnym, ale i prezydentów miast, burmistrzów czy wójtów. Ludzie, którzy decydują o podziale milionów lub miliardów złotych, często zarabiają mniej niż ich zastępcy, dyrektorzy wydziałów albo szefowie komunalnych spółek. Najwyższy czas skończyć z tą chorą sytuacją.
Inaczej ma się sprawa z radnymi. Dla każdego z nas pełniona funkcja jest jedynie dodatkiem do naszej zawodowej działalności. Sesja Radny Miasta Bydgoszczy to jeden dzień w miesiącu, dochodzą do tego ze dwa dni spędzone częściowo na posiedzeniach wybranych komisji. Tu paradoksalnie moim zdaniem mechanizm powinien być zupełnie odwrotny niż w przypadku zawodowych polityków – kasa tylko przyciąga karierowiczów, zamiast oddanych miastu społeczników.
Funkcja radnego jest dzisiaj często wykorzystywana jako sposób na dorobienie i trampolina do dalszej kariery politycznej. Może bez pieniędzy w życie miasta angażowaliby się ci, którym jego dobro faktycznie leży na sercu? Według mnie wystarczyłoby pokrycie kosztów naszej nieobecności w pracy – np. dniówka liczona od średniej krajowej czy coś w tym rodzaju. Dzisiaj, mimo że dieta nie jest już tak atrakcyjna jak jeszcze kilka lat temu, to ciągle w stosunku do nakładu pracy, jest dość wysoka. W Bydgoszczy jest to od 1800 do 2500 zł, w zależności od pełnionej funkcji.
Jedyną zmianą, którą bym wprowadził, byłoby uzawodowienie funkcji przewodniczącego rady. Taka osoba siłą rzeczy ma więcej obowiązków, szczególnie reprezentacyjnych. Uważam, że powinien być to etat, ale ze wszystkimi tego konsekwencjami, czyli spędzaniem czasu w ratuszu i na oficjalnych spotkaniach, bez możliwości łączenia funkcji z drugim etatem. Dzisiaj trudno wymagać od takiej osoby pełnego zaangażowania, gdy musi jednak myśleć również o swoim utrzymaniu i pracy zawodowej.
Jestem bardzo ciekaw Waszych spostrzeżeń – zgadzacie się, czy macie jeszcze inne pomysły? A może dobrze jest jak jest i w ogóle nie powinniśmy tego ruszać?
tekst pochodzi z profilu „Paweł Bokiej – blog radnego” na Facebooku