ROZMOWY 27 lis 2021 | Marta Kocoń
Po kontuzji można się podnieść i dalej robić swoje [ROZMOWA]

fot. Maciej Futyma

– Zrobię, co w mojej mocy, pokażę najlepszy show, jaki tylko mogę – zapowiada Jordan Ogorzelski, właściciel „Calisthenics Academy”. Bydgoszczanin dostał się do finału programu „Mam talent” – jego występ na żywo będzie można zobaczyć już w najbliższą sobotę (27 listopada). O wygranej zdecydują widzowie.

Jakie są Twoje wrażenia zza kulis programu? Daje się odczuć atmosferę rywalizacji?

Moje dotychczasowe wrażenia, zarówno, jeżeli chodzi o uczestników, z którymi miałem możliwość porozmawiania, prowadzących, całą ekipę techniczną, są wyłącznie pozytywne. Jest przyjemnie, panuje atmosfera współpracy, wsparcia – naprawdę świetne przeżycie. Nie ma niezdrowej rywalizacji; jasne, że rywalizujemy ze sobą, ale zwycięstwo nie zależy od nas, tylko od telewidzów. Mega fajną sprawą jest móc uczestniczyć na żywo w tak dużym programie, znanym, rozpoznawalnym, od środka, zobaczyć, jak to wygląda od podszewki.

Dlaczego zdecydowałeś się na udział?

Pomyślałam, że skoro pojawiła się szansa, żeby móc się zaprezentować, pokazać, że po kontuzji można się podnieść i dalej robić swoje, to ją wykorzystam. To też okazja, żeby wypromować kalistenikę. Postanowiłem, że spróbuję swoich sił i pojadę na casting.

Udział w programie to nie tylko umiejętności sportowe, ale też aranżacja, muzyka, efekty specjalne. Wymaga to od Ciebie innego podejścia, niż na sali treningowej.

Mimo mojego doświadczenie pokazowego, sportowego – bo głównie brałem udział w zawodach – jest to dla mnie nowość. Choreografia musi zostać odpowiednio przygotowana: nie chodzi o to, żeby wykonywać jak najtrudniejsze elementy, ale elementy ciekawe, widowiskowe, wyjątkowe, wszystko to ma być jak najlepiej dostosowane do muzyki. Musimy pracować nad przejściami pomiędzy jednym ćwiczeniem a drugim oraz ogólnie nad poruszaniem się po scenie; wykonywaniem ćwiczeń z myślą o tym, żeby to bardzo dobrze wyglądało w kamerze.

mat. prywatne

Zupełnie czym innym jest oglądanie takiego występu na żywo, a zupełnie inna atmosfera, emocje będą oddane w telewizji; więc często uczę się nowych rzeczy, żeby to wszystko finalnie, na wizji, wyglądało dobrze.

Miałeś dłuższą przerwę od sportu, w związku z urazem.

Poważnego urazu kręgosłupa doznałem w 2019 roku: podwójna dyskopatia, czyli wysunięcie się krążków międzykręgowych w odcinku lędźwiowym kręgosłupa. Krążki uciskały na korzenie nerwowe, co powodowało ogromny ból i brak pełnej sprawności. Jeden z krążków pękł i jego część rozlała się do kanału rdzeniowego, co powodowało jeszcze większe problemy. Finalnie skutkowało to tym, że przez wiele miesięcy byłem wyłączony nie tylko z treningu, ale z jakiegokolwiek ruchu, aktywności fizycznej. Bardziej walczyłem o przetrwanie, niż myślałem o treningach.

Dzięki temu, że ćwiczę całe życie, zdolności regeneracyjne mojego organizmu są duże – w połączeniu z tym, że jestem stosunkowo młodą osobą spowodowało to, że po kilku miesiącach [zniszczenia] samoczynnie zaczęły się wchłaniać, moje dolegliwości bólowe się zmniejszały. Niemal od zera, ale mogłem stopniowo przez kolejne dziewięć miesięcy zacząć wracać do sprawności, zaczynając swoje treningi od takich rzeczy jak siadanie i wstawanie, wchodzenie i schodzenie ze schodów – od naprawdę fundamentalnych ruchów i czynności.

Wiele osób, które w programie usłyszało o Twojej historii, zaczęło szukać kontaktu z Tobą.

Tak, głównie osoby, które mają podobną sytuację zdrowotną. Z jednej strony są to osoby, które szukają jakiegoś wsparcia, wiedzy, nakierowania na to, co robić, jakie mają możliwości. Z doświadczenia wiem, że w takiej sytuacji są sprzeczne opinie, nie wiadomo, kogo słuchać, w którą stronę się zwrócić. Jeden specjalista mówi „A”, drugi mówi „B”. Oczywiście nie mówię tym osobom, co mają robić, ale wydaje mi się, że mogę podpowiedzieć im, jakie mają możliwości, o czym warto pomyśleć, nad czym się zastanowić, nakierować na drogę, na której będą w stanie rozwiązać swój problem.

Druga grupa osób nie szuka wiedzy, ale czuje się zmotywowana do tego, żeby wrócić do swojej pasji, niekoniecznie sportowej; do tego, żeby robić coś dalej po kryzysie, zwolnieniu, innych życiowych zmianach. Mówią, że występ i moja historia zainspirowały ich do dalszego działania w swojej dziedzinie.

Masz jakąś radę dla osób, które borykają się z czymś podobnym? Co Ci pomogło?

Przede wszystkim mógłbym poradzić, żeby te osoby nie przestawały szukać. Bez względu na to, od jakiego specjalisty zyskają opinię, żeby zawsze szukały drugiej, trzeciej opinii – niezależnie od tego, czy ktoś powie, że jest dobrze, czy że jest źle – żeby nie brać tego za pewnik, nie dlatego, że ktoś jest niekompetentny albo że chce źle, ale dlatego, że po prostu jesteśmy ludźmi, specjalizujemy się w określonej dziedzinie, a to zawsze daje ograniczony obraz sytuacji.

Przykładowo, ja niejednokrotnie słyszałem, że powinienem przejść operację, że bez tego nie ma szans, żebym wrócił do sprawności. Okazało się, że na tamten moment nie było to konieczne. Więc pierwsza rada, żeby nie brać wszystkiego za pewnik, zostawić sobie furtkę, że można znaleźć inne rozwiązanie.

fot. Maciej Futyma

Druga rada jest taka, żeby dać sobie czas. Dziś nie tylko osoba, która ćwiczy, ale każdy człowiek „nie ma czasu” na takie dolegliwości, wszyscy muszą pracować, chodzić do szkoły itd. Kilka miesięcy wyjęte z życia to ciężka sprawa, ale wydaje mi się, że dla spokoju ducha i zdrowia psychicznego warto mimo wszystko, skoro już jesteśmy w tej sytuacji, zaakceptować ją i dać sobie czas, tyle, ile potrzebujemy, żeby wyzdrowieć, zregenerować się. To jeden z tych czynników, który z czasem pozwoli nam pójść do przodu. To, że będziemy z tym ciągle walczyć, sprawi, że będziemy się stresować, frustrować, a nie pomoże w polepszeniu sytuacji.

Czyli na początek cierpliwość, a co potem?

Kluczowe są dyscyplina i wytrwałość. Kiedy już będziemy wiedzieli, co nam dolega, opracujmy plan działania. Często problemy z lędźwiowym odcinkiem kręgosłupa są spowodowane siedzącym trybem życia, złą postawą, nadwagą, są też oczywiście wypadki, przeciążenia sportowe… Jeżeli jednak jest to spowodowane nadwagą, siedzącym trybem życia, to musimy być zdyscyplinowani, regularnie, skrupulatnie wykonywać jakieś aktywności, bo jeżeli dyscyplina zaniknie, to ten problem znowu wróci.

Ciężki czas jest już za Tobą, a jak teraz wyglądają Twoje treningi, przygotowania do pokazów?

Po urazie sam przed sobą powiedziałem, że prawdopodobnie już nigdy nie wrócę do takiej formy sportowej, jak wcześniej, do możliwości wykonywania tak trudnych ćwiczeń. A okazało się, że małymi krokami przez półtorej roku ciężkiej pracy udało mi się wrócić do naprawdę wysokiej formy, czego nie zakładałem i się nie spodziewałem. Teraz mogę wykonywać niemal wszystkie ewolucje; oczywiście zachowuję już troszeczkę więcej spokoju, daję sobie znacznie więcej czasu, nie jestem w gorącej wodzie kąpany, bo mam z tyłu głowy, że lepiej robić wszystko powoli, ostrożnie, niż się spieszyć, bo nigdy nie chciałbym, żeby tamta sytuacja wróciła. W chwili obecnej trenuję od trzech do czterech razy w tygodniu po dwie-dwie i pół godziny, wykonując naprawdę trudne, widowiskowe ćwiczenia, które potem prezentuję podczas swoich pokazów.

Nie należy tracić nadziei...

Nadzieja umiera ostatnia, zawsze może okazać się, że jest lepiej – może nie tak dobrze, jak wtedy, kiedy było „najlepiej”, kiedy mieliśmy szczyt formy, ale jutro może być lepiej, niż dzisiaj, i o tym warto pamiętać.

Jakie masz nadzieje związane z finałem? Plany na przyszłość?

Kiedy szedłem do programu, na pewno nie było moim celem zwycięstwo: chciałem spróbować, pokazać się – a okazało się, że przeszedłem casting, dostałem się do półfinału, który zależał już od telewidzów, a potem częściowo od jury. Okazało się, że to, co pokazuję, podoba się ludziom. Z półfinału dostałem się do wielkiego finału. Dopiero kiedy się w nim znalazłem, pomyślałem, że jestem jedną z dziesięciu osób; naprawdę mam szansę, żeby wygrać. Nie nastawiam się na wygraną, to nie jest mój główny, nadrzędny cel, ale skoro już jestem w finale, to na pewno zrobię, co w mojej mocy, pokażę najlepszy show, jaki tylko mogę, żeby zawalczyć o tę główna nagrodę, jak zrobiłby każdy sportowiec. Skoro jest taka możliwość, to dam z siebie wszystko.

fot. Calisthenics Academy, Facebook

Bez względu na to, czy zdobędę główną nagrodę czy nie, moje życiowe, zawodowe, sportowe plany, nie ulegną zmianie. Najbardziej skupiam się na rozwoju swoich podopiecznych, na Calisthenics Academy, naszym klubie sportowym, w którym uczymy kalisteniki od podstaw, zarówno offline na naszej sali treningowej w Bydgoszczy, jak i online w całej Polsce, za pośrednictwem naszej platformy treningowej. Bez względu na wszystko nadal będę się tym zajmował.

Finał 13. edycji programie „Mam talent” z udziałem Jordana Ogorzelskiego będzie można zobaczyć w sobotę (27 listopada) o godz. 20.00, na kanale TVN. Do finału dostała się także Baila Stars – formacja taneczna studia Tańca Bailamos z Bydgoszczy.

Jordan Ogorzelski – właściciel Calisthenics Academy (ul. Gdańska 135, Bydgoszcz); przez 11 lat trenował boks; potem zwrócił się w stronę kalisteniki – w tej dyscyplinie reprezentował Polskę na zawodach m.in.  w Johannesburgu, Dubaju, Hong Kongu. W 2015 roku w Super Finale Pucharu Świata w Moskwie zajął piąte miejsce.

 

Marta Kocoń

Marta Kocoń Autor

Sekretarz Redakcji