Unia to unia i niech tak zostanie [ROZMOWA]
Kosma Złotowski/fot. Anna Kopeć, archiwum
– Nie wyobrażam sobie Parlamentu Europejskiego, który byłby nadparlamentem, ważniejszym od 27 parlamentów państw członkowskich. Unia Europejska to unia państw, a nie samodzielny organizm – podkreśla w rozmowie z „Tygodnikiem” europoseł Kosma Złotowski, kandydat Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w wyborach na szefa Parlamentu Europejskiego.
Inne z kategorii
Telewizyjny Tygodnik Bydgoski: Debata o religii w szkole [VIDEO]
Krzysztof Drozdowski: Jak doszło do tego, że została wysunięta Pańska kandydatura?
Kosma Złotowski: Rzeczywiście, przeważnie jest tak, że przedstawiciele największych grup politycznych mają swoich marszałków w Parlamencie. W Parlamencie Europejskim zwykle obowiązywała umowa z dwoma największymi frakcjami, czyli Europejską Partią Ludową i Socjalistami, których przedstawiciele rządzili: każdy przez pół kadencji. Ewentualnie jeśli jedni rządzili przez całą kadencję, to z jakiegoś ważnego powodu. Tak było uprzednio. Teraz okazało się, że Socjaliści chcą jednak wysunąć swojego kandydata, czyli złamać tę umowę, ale koniec końców nie wysunęli. My [grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów – przyp. red.] natomiast uznaliśmy, że to będzie dobra okazja do debaty na temat funkcjonowania Parlamentu Europejskiego, więc postanowiliśmy wysunąć własną kandydaturę.
Matematyka jednak jest bezlitosna i „licząc głosy” na obecnym etapie, widać, że przy tym układzie sił szansa na zwycięstwo jest dość wątła. Czy możliwe jest powiększenie tego elektoratu? Powstaną jakieś koalicje, które mogłyby poprzeć Pańską kandydaturę?
Zobaczymy. Każdy głos powyżej liczby członków naszej grupy politycznej to będzie jakiś sukces. Oznaczałoby to, że przekonałem kogoś spoza naszego grona; chodzi jednak przede wszystkim o tę dyskusję, która przy okazji odbędzie się na temat funkcjonowania Parlamentu Europejskiego.
Pisał Pan, że będzie to dobry moment, by sprawdzić czy Unia działa obecnie bardziej w kierunku gospodarczym czy ideologicznym. Które z tych działań ideologicznych wskazałby Pan jako najważniejsze?
Unia Europejska ma tendencje federalizacyjne. Postulowano stworzenie traktatu „Konstytucja dla Europy” – to była propozycja właśnie Europy federalnej, Komisji Europejskiej jako rządu, a Parlamentu Europejskiego jako nadparlamentu górującego nad wszystkimi innymi. Te propozycje forsowały najbardziej rządy Francji i Holandii, a społeczeństwa Francji i Holandii odrzuciły ten traktat. Tyle tylko, że to było już jakiś czas temu, więc teraz próbuje się to wprowadzić jakaś inną drogą: nie przy pomocy traktatu, tylko przy pomocy „rozpychania się” poszczególnych instytucji. To robi i Parlament Europejski, i Komisja Europejska, robi to też TSUE. O tym oczywiście też będę mówił w trakcie kampanii, ale przede wszystkim w kontekście Parlamentu: że ja nie wyobrażam sobie Parlamentu Europejskiego, który byłby nadparlamentem, ważniejszym od 27 parlamentów państw członkowskich, ponieważ Unia Europejska to unia państw, a nie samodzielny organizm.
W takim razie rzekomi obrońcy Konstytucji w Polsce powinni się cieszyć, że będzie Pan stał na straży naszej Konstytucji, a nie dążył do utworzenia Unii jako jednego supermocarstwa. Do tego będzie dążył chociażby nowy kanclerz Niemiec, o czym publicznie wspominał.
On nie tylko o tym publicznie wspominał, ale to jest również zapisane w ich umowie koalicyjnej. Zapisane jest również to, że jeżeli przeprowadzenie tej ewolucji nie uda się przy pomocy zmian traktatów, to nastąpi przy pomocy dialogu między instytucjami europejskimi. To już jest bardzo niebezpieczne, bo to wskazuje na kontynuację obecnej praktyki poszerzania kompetencji poszczególnych ciał europejskich.
Zakładając, że odniesie Pan sukces i że zostanie szefem Parlamentu Europejskiego, jakie zmiany nastąpią? W jakim kierunku PE podąży? Czy to będzie drastyczna zmiana kierunku, czy może jednak kontynuacja tego, co mamy obecnie?
Jeśli wybrano by mnie, to by już znaczyło, że w Parlamencie Europejskim jest tendencja do zmian – czego się niestety jednak nie spodziewam, zwłaszcza w tej kadencji. Jednakże trzeba podkreślić, że to nie sam przewodniczący decyduje o wszystkim w PE, tylko tak zwana Conference of Presidents, czyli konferencja szefów grup politycznych. To oni ustalają ostateczny porządek obrad parlamentu, to, co jest niedopuszczane i to, co jest dopuszczane pod obrady. To nie są jednoosobowe decyzje marszałka.
Czy będzie Pan podejmował jakiekolwiek próby uzyskania poparcia z sejmową opozycją, która jednak w PE jest w grupie większości? Czy w ogóle da się rozmawiać o takim poparciu?
To jest tak, że i da się, i nie da się. Ja będę starał się rozmawiać ze wszystkimi posłami, których znam z innych grup politycznych. Jestem w stanie spotkać się z frakcjami, ale jeśli wystawiają swojego kandydata, to oczywistym jest, że już mojej kandydatury nie poprą. Natomiast poszczególne delegacje polityczne, delegacje narodowe, być może zechcą wyrazić chęć takiego spotkania.
Odchodząc nieco od tematu, chciałbym zapytać, jak Pan ocenia działalność niektórych posłów opozycyjnych? Są głosy, że to, co robią, to niemal zdrada narodowa, nazywa się ich „popychadłami Putina”. Są to mocne słowa, ale czy jednak nie prawdziwe?
To są mocne słowa, jeżeli jednak zachowanie tych posłów chwali białoruska prasa, a oni sami używają wobec Polski tych samych zarzutów, co białoruska propaganda, to jednak o czymś świadczy. Dla mnie, i przypuszczam, że dla większości naszych obywateli, jest to zupełnie oczywiste, że ci biedni ludzie na granicy, Irakijczycy, Syryjczycy, to są pociski wystrzeliwane w naszą stronę przez Łukaszenkę. To nie są ludzie, którzy proszą u nas o gościnę. To jest wyjątkowo wymowne. Z całą pewnością nie można ich nazwać gośćmi, którzy przybywają do nas, ale to są elementy agresji sąsiedniego państwa. Oczywiście są w jakiś sposób przez niego wykorzystani, ale z drugiej strony to ludzie dorośli, odpowiedzialni, wiedzieli, czego się spodziewać. To są też rodzice małych dzieci, które są wykorzystywane wizerunkowo i propagandowo przez stronę białoruską i ci rodzice zdecydowali się zrobić to swoim dzieciom.
Przed nami Boże Narodzenie, czyli czas radosny dla wszystkich chrześcijan, przynajmniej taki powinien być.
Oczywiście święta to czas, kiedy przypominamy sobie o źródłach naszej cywilizacji. Boże Narodzenie, które miało miejsce 2020 lat temu, zmieniło wszystko. Urodził się mały chłopczyk, potem okazało się, że zmienił On wszystko, a europejska, chrześcijańska cywilizacja przyczyniła się nie tylko do zmiany na lepsze świata śródziemnomorskiego, ale całego globu. I to jest też zasługą chrześcijan, z czego powinniśmy być dumni. Więc bądźmy dumni z naszej wiary, bądźmy dumni z naszych tradycji. Cieszmy się Bożym Narodzeniem, póki jeszcze nie obowiązuje europejska instrukcja o unikaniu nazywania tych świąt Bożym Narodzeniem, ale świętami zimowymi...
Kosma Złotowski – dziennikarz, polityk i samorządowiec. W latach 1994–1995 prezydent Bydgoszczy, senator VI kadencji, poseł na Sejm III i VII kadencji, poseł do Parlamentu Europejskiego VIII i IX kadencji