ROZMOWY 15 wrz 2022 | Marta Kocoń
Wielkie święto muzyki w Bydgoszczy już po raz 60. [ROZMOWA]

fot. Anna Kopeć

– Nasz festiwal wyróżnia się różnorodnością zapisaną w haśle „Kontrasty”, i to z pewnością dodaje mu atrakcyjności. Dla nas najważniejsze jest to, żeby muzyka, którą prezentujemy na estradzie filharmonii, miała najwyższy poziom wykonawczy, niezależnie od gatunku – mówi w rozmowie z Martą Kocoń dyrektor Filharmonii Pomorskiej im. I. J. Paderewskiego w Bydgoszczy Maciej Puto.

Marta Kocoń: Jak festiwal zmieniał się przez te 60 lat?

Maciej Puto: Znacząco się zmieniał. Początkowo nosił on tytuł „Festiwal Muzyki Polskiej”. To był jeden z pierwszych festiwali organizowanych w Polsce północnej, zachował swoją formę
aż do dzisiaj. Oczywiście, ona ulega pewnym zmianom, ale jest to najdłużej organizowana impreza cykliczna w tej części kraju. Starsze od nas są Warszawska Jesień i Festiwal w Łańcucie.
Nasz Festiwal organizowany jest od 1962 roku właściwie bez przerwy.

„Po drodze” były pewnie rozmaite kamienie milowe.

Od 1966 do 2014 roku festiwal odbywał się również w formie triennale pod hasłem Musica Antiqua Europae Orientalis. Ale ta formuła festiwalu, który miał prezentować Zachodowi kulturę Wschodu, po opadnięciu żelaznej kurtyny zaczęła się wyczerpywać. Od 2014 roku MAEO nie był wznawiany. Wszystko to odbywało się w cyklu Bydgoskiego Festiwalu Muzycznego. Od 2016, już kiedy ja projektowałem festiwal wespół z Kaiem Bumannem, czyli ówczesnym szefem artystycznym Filharmonii Pomorskiej, niestety już nieżyjącym, postanowiliśmy wprowadzić festiwal, któremu przyświeca ogólne hasło „Kontrasty”, aby prezentować muzykę z różnych stron. I tak mieliśmy: „Kontrasty. Śpiewy z różnych stron”, „Kontrasty. Niepodległa”, „Kontrasty. Wolność”… W tym roku festiwal jest zatytułowany „Kontrasty. Nowa nadzieja”. Przygotowywaliśmy jego program w momencie, kiedy trwała pandemia, kiedy byliśmy wyłączeni z działalności i nie mieliśmy pojęcia, czy uda nam się do tego czasu wrócić do normalności, czy jeszcze nie.

Ale przez cały czas przyświecała nam nadzieja, że powrót do normalności w końcu nastąpi, i stąd ten tytuł „Nowa nadzieja”. Jego znaczenie trochę zmieniło się w momencie wybuchu wojny za wschodnią granicą, ale myślę, że nabrał jeszcze większego ciężaru gatunkowego. Właściwie temu hasłu podporządkowane są wszystkie nasze propozycje festiwalowe. Oczywiście, w sposób bardzo alegoryczny, bo nie śpiewamy cały czas o nadziei. Na przykład w „Preludium”, które nosiło tytuł „Muzyka z kosmosu” zawarliśmy również tematy z „Gwiezdnych wojen”, z pierwszego epizodu tej sagi, który nosił właśnie tytuł „Nowa nadzieja”.

Na inaugurację zaproponowaliśmy już temat bardzo poważny, bardzo nośny, z największych dzieł Krzysztofa Pendereckiego: „Siedem bram Jerozolimy”. Przypomnę, że z osobą Krzysztofa Pendereckiego Filharmonia Pomorska była mocno związana. Od lat 70. jest tutaj jego popiersie, tutaj maestro Penderecki bardzo często bywał, ostatni raz w 2015 roku podczas festiwalu. Dla nas napisał swoją przedostatnią kompozycję, czyli „Lacrimosę II”, którą wykonaliśmy podczas odsłonięcia pomnika Ofiar Zbrodni Pomorskiej 1939 roku w Toruniu. Przed samą filharmonią mamy plac Krzysztofa Pendereckiego – od roku nosi jego imię. Bardzo często odwiedza nas wdowa po Krzysztofie Pendereckim, pani Elżbieta, która również przyjęła zaproszenie na tegoroczny festiwal, będzie na koncercie inauguracyjnym. 

Jakie jest miejsce Bydgoskiego Festiwalu Muzycznego na kulturalnej mapie Polski? Czym różni się, jeśli chodzi o formułę?

Myślę, że każdy z organizatorów ma ambicję, żeby jego festiwal miał niepowtarzalną formę, kształt. Wydaje mi się, że nasz festiwal wyróżnia się różnorodnością zapisaną w haśle „Kontrasty”, i to z pewnością dodaje mu atrakcyjności. Festiwale jednego gatunku muzycznego to małe imprezy. Proszę popatrzeć na festiwal Wratistavia Cantans – on przez lata też bardzo ewoluował. Za czasów dyrekcji Tadeusza Strugały to był festiwal typowo oratoryjno-kantatowy, bardzo ściśle związany właśnie z tymi formami wykonawczymi, oratorium i kantatą. Pokazywano przekrój tych gatunków przez wieki, śpiew był tam niezwykle ważnym elementem. Ale po zmianie dyrekcji, kiedy szefowała Lidia Joanna Geringer de Oedenberg, rozszerzono nieco formułę, pojawiła się m.in. muzyka kameralna. Myślę, że nie ma co trzymać się kurczowo jednej formuły festiwalu. Zdaję sobie sprawę, że pewnie za kilka lat festiwal „Kontrasty” też przestanie być atrakcyjny, a każda impreza artystyczna powinna być odpowiedzią na to, co nas otacza. Muzyka nie jest sztuką do końca programową – to, co sobie wyobrażamy, słuchając jej, jest rzeczą dowolną.

To też pytanie, czy skłaniać się ku gustom melomana, czy kreować jego gusta…

To kwestia wyważenia, bo z jednej strony musimy zaspokajać potrzeby melomana,  a z drugiej strony – kształtować jego gusta. To nasz program, tak do tego podchodzimy, jako do zadania – żeby  znaleźć równowagę między kształtowaniem a zaspokajaniem. Żadna z tych szal nie może się znacząco przechylić, bo będzie to z dużą stratą dla instytucji, dla jej wizerunku. Mamy świadomość tego, że jesteśmy dotowani z pieniędzy publicznych, w związku z tym każdy powinien tu znaleźć coś odpowiedniego dla siebie. Oczywiście, są gatunki muzyczne, których nie będziemy prezentować choćby nie wiem co, ale wyróżnikiem tego, co prezentujemy, nie jest gatunek muzyczny, a poziom wykonawczy. To ma być ten wspólny mianownik, niezależnie od tego, czy prezentujemy hip-hop, jazz, muzykę renesansu, baroku czy romantyzm. Dla nas najważniejsze jest to, żeby muzyka, którą prezentujemy na estradzie filharmonii, miała właśnie najwyższy poziom wykonawczy. Oczywiście również, żeby niosła wartości, bardzo konkretne wartości, która czerpie i z antyku grecko-rzymskiego, i z judaizmu, i z chrześcijaństwa.

Czego mogą spodziewać się melomani w tym roku? Będą jakieś niespodzianki? Tak jak parę lat temu niespodzianką był czerwony dywan…

To są elementy dodatkowe, które ubarwiają otoczkę festiwalową – bardzo zależy nam również na tym, żeby cukierek był nie tylko bardzo smaczny w środku, ale żeby miał również przepiękną etykietę. Czerwony dywan będzie, ale oczywiście crème de la crème są koncerty i artyści goszczący na naszej estradzie. Będziemy mieli znakomite dwa zespoły z Tallina: orkiestrę kameralną i chór kameralny tamtejszej filharmonii, które będą prezentować znakomite dzieła Arvo Pärta. To koncert, o który zabiegaliśmy bardzo długo, byliśmy już dwukrotnie umówieni, niestety, pandemia pokrzyżowała nam plany. Teraz to się udaje, mamy nadzieję, że koncert 2 października dojdzie do skutku.

Arvo Pärt – żyjąca legenda, twórca, który ma mnóstwo zwolenników na całym świecie, i myślę, że bydgoskim melomanom też jego twórczość przypadnie do gustu. To muzyka, która potrafi skłonić nas do pewnej kontemplacji tego, co się wokół dzieje, kontemplacji tekstu – często tekstu liturgicznego – muzyka, która, mimo że można ją przyrównać do minimalizmu, potrafi skupić uwagę na sobie. Tego trzeba posłuchać, nie będę szukał jeszcze bardziej trafnych słów do określenia tej muzyki, bo nigdy ich nie znajdziemy. Dla nas ważne jest, żeby odbiorcy nam zaufali i przyszli na ten koncert – bo muzyka Arvo Pärta jest genialna. To antidotum na szaleństwo naszego współczesnego świata, na to tempo, które jest nam narzucone. Warto tego posłuchać, żeby zatrzymać się, zastanowić, również nad sobą.

Coś równie interesującego czeka nas w środę 28 września: to koncert zespołu the King's Singers. Zespół-legenda, to już trzeci albo czwarty jego skład – bo głosy, szczególnie wysokie, szczególnie szybko się eksploatują… W obecnym zespole są potomkowie śpiewaków z pierwszego składu, i zaprezentują bardzo przekrojowy repertuar, począwszy od dzieł angielskich renesansu i baroku, a skończywszy na piosenkach z filmów Disneya. Panowie śpiewają genialnie. Mamy też dwa tak zwane projekty własne. „Ewa Bem symfonicznie” to projekt przygotowywany specjalnie na nasz festiwal. Po come backu Ewy Bem zaproponowałem jej występ z naszą orkiestrą symfoniczną, przyjęła to zaproszenie. Aranżacje na jej życzenie pisze Krzysztof Herdzin, także na pewno będzie to wielkie wydarzenie. Sama artystka mówi, że z wielką tremą, ale również z wielką radością zaprasza wszystkich na ten koncert.

Polecam również koncert „Dumne One 2.0”. To koncert, który podkreśla znaczenie kobiet śpiewających na estradach. Tym razem będziemy mieli piosenki nie tylko z repertuaru polskich wokalistek, ale i takich znanych postaci jak Whitney Houston czy Lady Gaga. To wszystko w aranżacjach Jacka Piskorza na orkiestrę kameralną, naszą Capellę Bydgostiensis. Śpiewać będą cztery wspaniałe wokalistki z różnych pokoleń: Małgorzata Ostrowska, Kasia Cerekwicka i dwie artystki związane z bydgoską estradą: Agnieszka Twardowska i Anna Grzelak. Zaprezentują przeboje takich dam estrad jak Kalina Jędrusik, Kora, wspomniana Whitney Houston, Maryla Rodowicz i Lady Gaga. Myślę, że to będzie również coś bardzo interesującego. Oczywiście, wszystkie tematy w odsłonie zupełnie nowej, w wizji Jacka Piskorza.

60. festiwal udało się zrealizować jeszcze przed rozbudową filharmonii. Jak będzie wyglądać w przyszłym roku?

Sami się zastanawiamy (śmiech). W tej chwili, jeżeli chodzi o naszą inwestycję, jesteśmy na etapie kończenia dokumentacji projektowej. Kozień Architekci, pracownia architektoniczna z Krakowa, zgodnie z wyznaczonym kalendarzem, do końca tego roku musi oddać dokumentację projektową. Ten termin nie jest w żaden sposób zagrożony, przez cały czas trwają spotkania, uzgodnienia z udziałem zarówno naszych muzyków, jak i pracowników administracji. Dopracowujemy cały projekt, oczywiście we współpracy z branżystami i z architektami.

fot. Anna Kopeć

Kolejnym etapem jest pozyskanie pieniędzy na tę rozbudowę. Już zgłosiliśmy odpowiednie wnioski do urzędu marszałkowskiego, cały czas rozmawiamy na ten temat również z wicepremierem ministrem Piotrem Glińskim. Jesteśmy przygotowani do tego, żeby już zacząć pracę, których efektem będzie ogłoszenie przetargu na inżyniera kontraktu i na generalnego wykonawcę. To jest oczywiście długi proces, przypuszczam, że sam przetarg może trwać nawet ponad rok, bo liczymy się z różnymi elementami, które mogą w tym procesie zaistnieć. Bardzo długo ten etap swojej inwestycji prowadziła Akademia Muzyczna, ale to jest związane z obowiązującymi przepisami prawa, uczestnicy przetargu mogą się odwoływać – to oczywiście
wydłuża proces.

Czyli logistycznie jest to tak naprawdę jeszcze niewiadomą... A przyszłoroczne plany repertuarowe na BFM?

Wiemy, jakie hasło będzie przyświecało festiwalowi: będzie to 61. Bydgoski Festiwal Muzyczny „Kontrasty. Andrzej Szwalbe i jego dzieło”. Przyszły rok będzie bardzo istotnym dla nas – po pierwsze, zainicjowaliśmy uchwałę Rady Miasta, na mocy której przyszły rok będzie Rokiem Andrzeja Szwalbego w Bydgoszczy. Po drugie, będziem obchodzili również 70-lecie powołania do życia Filharmonii Pomorskiej. 13 stycznia odbędzie się koncert jubileuszowy łączący 100-lecie urodzin Andrzeja Szwalbego, 70-lecie filharmonii i rozpoczęcie kolejnego etapu naszej inwestycji. 

Czytaj też: „Kontrasty. Nowa nadzieja”. Już wkrótce jubileuszowy BFM! [REPERTUAR]

Marta Kocoń

Marta Kocoń Autor

Sekretarz Redakcji