Wywiady Tygodnika Bydgoskiego 29 gru 2018 | Marta Kocoń

– Nie chodzi o to, żeby organizować specjalne seanse dla osób niewidomych i słabowidzących, ale o to, żeby mogli chodzić do kina razem z widzącymi – mówią Regina Mynarska i Piotr Franiak z Fundacji Siódmy Zmysł. W Bydgoszczy dla uczniów z niepełnosprawnościami wzroku przeprowadzili warsztaty nt. audiodeskrypcji, czyli słownego opisu tego, co dzieje się na ekranie.

Piotr Franiak i Regina Mynarska/fot. Marta Kocoń

Warsztaty odbyły się w ramach Festiwalu Filmów z Audiodeskrypcją dla Dzieci i Młodzieży, zorganizowanego w listopadzie przez K-PSOSW im. Louisa Braille’a w Bydgoszczy. 

Marta Kocoń: Audiodeskrypcja pomaga w odbieraniu filmów, ale jak dotąd nie jest powszechna. Wasza fundacja działa na rzecz rozwiązań ustawowych? 

Piotr Franiak: Tak, podobnie jak inne fundacje. Trzeba dostępność audiodeskrypcji uporządkować systemowo, bo wydarzenia, które rzekomo są dla wszystkich, uświadamiają, że jednak istnieją grupy pomijane. Niedawno była afera z koncertem „Niepodległa dla wszystkich”, podczas którego nie było ani napisów dla niesłyszących, ani audiodeskrypcji. W „branży” wywiązała się dość duża dyskusja na ten temat. Wyemitowano też film o głuchych, bez napisów, co też było bardzo bulwersujące. 

Fundacja Siódmy Zmysł zajmuje się również tworzeniem, konsultowaniem audiodeskrypcji, ale i organizowaniem wydarzeń z audiodeskrypcją i napisami dla niesłyszących. 

Na czym polega dobra audiodeskrypcja? Podczas festiwalu widziałam fragment filmu „Tarapaty”. W moim odczuciu opis nie był neutralny, interpretował to, co dzieje się na ekranie. 

Regina Mynarska: Podstawową zasadą jest jednak to, by nie interpretować. „Tarapaty” to akurat bardzo specyficznie napisana audiodeskrypcja – rzeczywiście trochę przecząca tej zasadzie, ale z drugiej strony to film dla dzieci. Trzeba pamiętać, że to twórczość, nie algorytm – są zasady, ale są też wyjątki i subiektywne podejście każdego twórcy. Na pewno w filmie dla dzieci więcej trzeba dopowiedzieć. Jest to też świetna forma przekazywania wiedzy o świecie – dzieci widzące oglądają teraz bardzo dużo materiałów multimedialnych. Poza związanymi z tym zagrożeniami, trzeba sobie uświadomić, ile się dzięki temu dowiadują. Mimo to podstawową zasadą audiodeskryptora jest jednak nie interpretowanie, lecz opowiadanie o tym, co widzi.

Czasem nie jesteśmy pewni, co właściwie widzimy. 

RM: Audiodeskryptor musi rzetelnie poszerzyć wiedzę o tym, co ogląda. Jedna z uczestniczek naszych warsztatów była bardzo zainteresowana tym, jak wyglądają pokazywane na filmach operacje. Czy audiodeskryptor powinien powiedzieć: lekarz właśnie operuje śledzionę? Oczywiście! Widzę to, co widzę, ale chcąc to nazwać, muszę się dowiedzieć dokładnie, uszczegółowić. Ważną zasadą jest właśnie to, żeby mówić konkretnie. Nie: jest operacja i zakrwawione wnętrzności, bo tylko dążenie do konkretu pozwoli osobie niewidomej zbudować sobie jakiś obraz w umyśle. 

Chodzi też o to, żeby opis był uporządkowany. Człowieka opisujemy od góry do dołu: najpierw włosy, twarz, korpus, ubiór, ręce, nogi, buty… jak ktoś sobie tego nie uświadamia, może mówić chaotycznie, najpierw coś o wyrazie twarzy, potem o spodniach, a potem wrócić do oczu… Obraz się wtedy zaburza.

Opisywane są również kolory. Dla osoby niewidomej taka informacja ma znaczenie?

Oczywiście. To ważna informacja w ogóle, w życiu. Kolory wiele mówią na przykład o osobowości osoby, która poprzez ubiór wyraża coś istotnego o sobie. Kobieta, która włoży czerwoną sukienkę, odbierana jest jako przebojowa, odważna, itp. W filmie taka informacja jest szczególnie znacząca. Często też – trzymając się tego przykładu – ta sukienka będzie lajtmotiwem przewijającym się przez cały film, będzie niosła ze sobą wiele skojarzeń, emocji itp. Poza tym kolory to nośniki kodów kulturowych, o których osoby z niepełnosprawnością wzroku też chcą wiedzieć. 

Co zaproponowali Państwo uczestnikom warsztatów? Czego miały ich nauczyć? 

RM: Chcieliśmy pokazać, jak to wygląda od strony osoby piszącej audiodeskrypcję, tak jak ja, czy używającej jej i konsultującej, tak jak Piotr. 

PF: Przeprowadziliśmy też ciekawe działanie performatywne. Najpierw puściliśmy nagranie opisu obrazu, a później ten obraz staraliśmy się oddać przy pomocy ludzi, którzy byli na sali, „namalowaliśmy” go tymi osobami. 

Udało się? 

PF: Tak, nawet nie trzeba było tego opisu drugi raz włączać. Ludzie sami podpowiadali, co było na obrazie, a osoby, które zgłosiły się na ochotników, postępowały według ich wskazówek. Przekonaliśmy się, że ten opis był zrozumiały, bo do wszystkiego udało się dojść, i to z bardzo drobnymi szczegółami. 

Największe błędy w audiodeskrypcji, jakie Pan wychwytuje, konsultując? 

PF: Często mylone są postaci: bohater występuje w scenie, a podłożone zostało imię kogoś innego – to częsty błąd. Czasem można też ubarwić niektóre sceny, dodać im nieco emocji – albo też je odjąć, żeby opis był bardziej wyważony. Warto pozmieniać niektóre słowa, żeby nie występowały zbyt częste powtórzenia. To najczęstsze zabiegi przy konsultacjach. 

RM: Chcieliśmy też pokazać kontekst, to, jak wygląda sytuacja w branży filmowej, na czym polega problem. Twórcy filmów i dystrybutorzy muszą zrozumieć, że audiodeskrypcja jest potrzebna i podjąć kroki, żeby była dostępna w kinach. Mówiliśmy o tym, że to producent albo dystrybutor wprowadzający film na rynek powinien zamówić audiodeskrypcję i napisy dla niesłyszących. Zdarzają się sytuacje, że filmy je mają – bo Polski Instytut Sztuki Filmowej zaczął tego wymagać od korzystających z dotacji na produkcję – ale dystrybutor nie wprowadza takich kopii do kin ani na DVD. Niektóre kina mają słuchawki i można by organizować ogólnodostępne pokazy, ale jeśli nie dostaną od dystrybutora takiej kopii, nic nie są w stanie tego zrobić. 

Pokazywaliście też uczestnikom, jak/gdzie mogą korzystać z audiodeskrypcji? 

Mówiliśmy o aplikacji, którą nasza Fundacja Siódmy zmysł miała przyjemność współtworzyć. Aplikacja nazywa się AudioMovie. To jest narzędzie, które pozwala odsłuchiwać audiodeskrypcję z własnego smartfona. Był to duży projekt badawczy, została przetestowana, wszystko działa, ale działanie musi być z dwóch stron – kina powinny zainstalować infrastrukturę do działania aplikacji. Wówczas osoba z niepełnosprawnością wzroku przyjdzie i kupi bilet na seans: zeskanuje kod QR, uruchomi audiodeskrypcję, będzie słuchać sobie na słuchawce w jednym uchu, odbierać film. Nie chodzi o to, żeby organizować specjalne pokazy dla osób z niepełnosprawnościami wzroku, ale o to, żeby mogły pójść do kina razem z osobą widzącą. 

PF: Nie przyjeżdżać do innego miasta, bo „o, jest pokaz specjalny”. 

A tak się zdarza...

RM: Teraz każde takie wydarzenie, jak ta wspaniała inicjatywa festiwalu Filmów z Audiodeskrypcją w Bydgoszczy, to niezwykła sprawa. To ciągle są wydarzenia wyjątkowe, trzeba dużo wysiłku, żeby je zorganizować. A nam chodzi o kulturę inkluzywną, która sprawia, że wszyscy czują się w miarę „u siebie”. Wiadomo, że nie przeskoczymy wszystkich barier. Ale jeśli są technologicznie takie możliwości i ludzie, którzy chętnie to zrobią, to trzeba dążyć do tego, by stało się to codziennością. 

Udaje się Wam popularyzować tę aplikację? 

RM: Staramy się ją promować, ale projekt się skończył. Rzeczywistość organizacji pozarządowych jest taka, że wszystko finansuje się głównie z grantów. Ten miał na celu stworzenie aplikacji. A teraz chodzi o to, żeby ją wdrożyć. Robimy to krok po kroku. Ale kropla drąży skałę.  

Marta Kocoń

Marta Kocoń Autor

Sekretarz Redakcji