Wywiady Tygodnika Bydgoskiego 28 maj 2022 | Marta Kocoń
Skarb bydgoski. „Podobnego do niego w Polsce nie ma” [WYWIAD]

fot. Anna Kopeć

– Szacujemy, że za te pieniądze, za gotówkę, która była tutaj zgromadzona, można było kupić wyposażoną kamienicę przy rynku bydgoskim. To były tego rzędu oszczędności – mówi dr Krzysztof Jarzęcki, kurator wystawy „Skarb bydgoski”. Znalezisko w nowej aranżacji od 14 maja można oglądać w Europejskim Centrum Pieniądza (ul. Mennica 4) na Wyspie Młyńskiej.

Marta Kocoń: Jaki jest zamysł nowej, stałej wystawy? Jest ascetyczna, mimo kolorowych elementów…

Doktor Krzysztof Jarzęcki: Projekt wystawy inspirowany jest katedrą bydgoską, gdzie odkryto skarb: kolorowe światła nawiązują do witraży, malowideł, słupy – do filarów kościoła.

Monety są ułożone w konkretnym porządku: według miejsca, gdzie zostały wyprodukowane, i chronologicznie. Miejsca wybicia zostały oznaczone na mapie: najdalsze pochodzą z północnej Afryki: Trypolisu, Algieru, Egiptu… Są także monety z Damaszku, Konstantynopola – to monety Imperium Osmańskiego. Na Zachodzie najdalsze tereny to Hiszpania, skąd pochodzą cztery monety – piękne, podwójne excelente, wykonane ze złota, które pochodziło już z Nowego Świata, z okresu wielkich odkryć geograficznych… Są także monety szwajcarskie, austriackie, węgierskie, siedmiogrodzkie, różnych ośrodków z Niemiec, szwedzkie, duńskie. Najwięcej, 421, stanowią monety niderlandzkie. Monet polskich w całym skarbie jest tylko pięć.

Dlaczego tylko tyle?

Monet polscy królowie bili bardzo dużo, różnych: miedzianych, srebrnych – natomiast złotych, jak się okazuje, bardzo mało. W tym znalezisku to akurat bardzo dobrze widać – że udział monet polskich jest bardzo niewielki. Dlaczego? Nie opłacało się tego robić, bo Polska nie miała złóż złota. Aby wybić monetę złotą, potrzebowano surowca – najłatwiej dostępnym był dukat innego państwa; jednak należałoby go jeszcze „przerobić”: powodowało to straty złota [w monecie – przyp. red.], trzeba było dopłacić do robocizny... Finansowo było to nieopłacalne.

Dla ludzi, którzy posługiwali się tymi monetami, najważniejsze było, czy dana moneta jest zrobiona ze złota i czy spełnia standard wagowy dukata, czyli do 3,5 grama. Nieważne, czy był to dukat austriacki, szwajcarski, holenderski – można było nim spokojnie płacić w Polsce, nikt nie robił z tego powodu problemu.

Co, dzięki badaniom, udało się dodać do wiedzy o skarbie?

Dzięki temu, że dokładnie znamy sposób ułożenia monet, to, w jakiej kolejności były wydobywane z ziemi, możemy zrekonstruować np. w jaki sposób ten skarb był gromadzony i jaki miał charakter. Przede wszystkim: to były czyjeś oszczędności. Uderza stan zachowania monet: niektóre są wytarte, a niektóre jakby „wyszły” prosto z mennicy – bardzo krótko były w obiegu. Więc to nie była suma pieniędzy, którą się obracało, np. kasa jakiegoś związku, cechu.

fot. Anna Kopeć

Okazuje się też, że skarb miał kilka faz tworzenia. Mamy bardzo dużą grupę monet z lat 30. XV wieku, to ok. 30 dukatów. Następna fala zasilenia tych oszczędności nastąpiła po roku 1652 – to też monety praktycznie nowe, które ktoś dołączył. To dość duża suma – 120, może 150 dukatów... Co ciekawe, te monety posegregowano. Ułożono je w słupkach, ale zostały też w pewien sposób pogrupowane jakościowo. Zauważyliśmy, że te monety, które pochodzą z dość rzadkich miejsc produkcji, były blisko siebie – np. monety greckie ułożono razem.

Monety znajdowały się w żelaznej szkatułce, która nie zachowała się, ale możemy odtworzyć jej kształt: miała wymiary ok. 12/15/22 centymetrów. Była zamykana na klucz. Zachował się bardzo dobrze zamek tej szkatułki, to był zamek zatrzaskowy. Elementy zamka są zachowane w tak dobry sposób, że właściwie możemy odtworzyć kształt klucza.

Złoto na wystawie lśni, ale na niektórych monetach widać niedoskonałości, zabrudzenia.

Warto zwrócić uwagę, że przeprowadzone zabiegi konserwatorskie miały zabezpieczyć monetę przed szkodliwymi związkami, a nie wydobyć „żywy metal”. Monety nie były jako tako czyszczone – ten stan zachowania, który widzimy, jest niesamowity. Często, zbliżając dłoń do monety, widzimy odbicie linii papilarnych…

Na niektórych monetach zachowane są ślady rdzy ze skrzyneczki, w której były schowane. Na dwudukacie Jana Kazimierza z 1652 roku po lewej stronie plamki „patyny” – to ślady ozdób, które były w pobliżu tej monety. Chcieliśmy pokazać, że oprócz monet w skarbie była również biżuteria. O ile monety znajdowały się w szkatułce, to biżuteria była w jakimś lnianym opakowaniu – czy w worku, czy zawinięta w kawałek tkaniny – tego nie wiemy, zachowały się tylko skrawki. Kiedy szkatułka skorodowała, te przedmioty „połączyły się” ze sobą w ziemi. Widzimy, że jakiś przedmiot przylegał do monety, leżał blisko – część patyny, która się wytworzyła, przechodziła również na złotą monetę.

Niektóre zostały zwinięte w rulon. W tym okresie monety nie były tylko traktowane jako pieniądz, ale także jako złoty przedmiot, jako źródło złota, z którego chciano zrobić np. medalik. To także chcieliśmy pokazać na wystawie.

Niektóre są pogięte – to skutek upływu czasu?

To ich cecha z epoki, bo najprostszą metodą, żeby sprawdzić, czy moneta była wykonana z dobrego złota, było jej gięcie. Złoto jest miękkie, nie łamie się, nie kruszy, można było je zgiąć.  Czasami ktoś po zgięciu prostował, a czasami nie…

Dziś skarb jest bezcenny. Ile był wart w swojej epoce?

To nie było mało, ale nie była to też zawrotna suma, za którą można było kupić ileś wsi. Szacujemy, że za te pieniądze, za gotówkę, która była tutaj zgromadzona, można było kupić wyposażoną kamienicę przy rynku bydgoskim – to były tego rzędu oszczędności. Oprócz monet była jeszcze biżuteria, i to biżuteria bardzo ciekawa.

Biżuterię chcemy pokazać na osobnej wystawie, bo [w Europejskim Centrum Pieniądza – przyp. red.] nie mamy odpowiedniej sali. Fizycznie to duża garść przedmiotów. Bardzo łatwo byłoby je wyłożyć w gablocie, ale my chcemy pokazać historię ludzi – to, w jaki sposób się to nosiło, jaką funkcję w kulturze pełniły określone przedmioty: obrączki, pierścionki, rozety...

Warto zwrócić uwagę właśnie na rozety – ozdoby kapelusza. Znamy wizerunki Zygmunta III Wazy z takimi rozetami. Prawdopodobnie ktoś, kto posługiwał się nimi, był nie tylko bogaty, ale i miał dość znaczną pozycję społeczną. Kto to był? Nie wiemy, nie znamy imienia, nazwiska tej osoby. Moje osobiste przypuszczenia są takie, że był ktoś z kręgu starosty bydgoskiego, z kręgu kasztelana – tego typu osoba... Raczej była to osoba świecka – na to wskazuje biżuteria – i osoba należąca do jakiejś rodziny. Po biżuterii widać też, że to przedmioty należące do co najmniej dwóch pokoleń: widać różne mody – i dwie płcie. Są tam przedmioty i typowo kobiece, i typowo męskie.

Czy wiemy coś nowego o okolicznościach, w jakich ukryto skarb?

Dla nas odkrycie skarbu to wielka radość, ale ukrycie go dla kogoś musiało być tragedią – ukrył oszczędności, a potem nie był już w stanie ich wydobyć... Nie wiemy tak naprawdę, w jakich okolicznościach go ukrył. Na podstawie monet – najmłodsze pochodzą z roku 1652 – przypuszczamy, że to mogło być związane z potopem szwedzkim, ale to tylko przypuszczenie. Ktoś być może spodziewał się, że Szwedzi nadchodzą, że może te oszczędności stracić, więc schował je w miejscu, które jego zdaniem było bezpieczne.

fot. Anna Kopeć

Tę „historię” opowiada muzyka specjalnie skomponowana na wystawę przez panią Zuzannę Konopkę, studentkę Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. W tym 8-minutowym utworze można usłyszeć, jak ktoś w nocy wchodzi do pustego kościoła – bo to musiało być oczywiście w konspiracji, żeby nikt niepowołany tego nie wydobył – i ukrywa skarb.

To musiał też być ktoś, czyja obecność w farze po ostatnim nabożeństwie, prawdopodobnie kiedy była pusta, nie wzbudzała podejrzeń. Musiał np. należeć do jakiegoś bractwa religijnego albo być tam znaną osobą, darczyńcą itd.

Może ukrył skarb za zgodą...

Tak, to jest bardzo prawdopodobne, że ktoś musiał być wtajemniczony – może któryś z księży, z osób, które przy farze się udzielały, wykonywały jakieś prace.

Czy skarb bydgoski jest wyjątkowy na tle innych tego typu znalezisk w Polsce?

Takich skarbów w Polsce zostało znalezionych kilka. Natomiast zwykle było tak, że do odkryć dochodziło podczas jakichś prac ziemnych: znajdywali je robotnicy i dzielili się nimi. Potem ktoś się o tym dowiadywał i próbował monety w różny sposób pozyskiwać – odkupując, grożąc… W praktyce tych monet do muzeów trafiała jakaś część, ileś procent. My mamy sytuację o tyle wyjątkową, że odkryliśmy swoistą „kapsułę czasu” – wszystkie zabytki, które zostały znalezione w trakcie badań archeologicznych w katedrze do nas dotarły. Nie wszystko ze skarbu bydgoskiego mamy, ale brakuje tylko tych rzeczy, które rozłożyły się w ziemi. Jeżeli do szkatułki włożono jakieś dokumenty – listy, przywileje, itd. – to się nie zachowały. A poza tym wszystko, co się zachowało, jest u nas. Wartość skarbu bydgoskiego moim zdaniem polega przede wszystkim na tym, że mamy kompletne znalezisko archeologiczne, bardzo wyjątkowe. Podobnego do niego w Polsce nie ma.

Można oczywiście porównywać je do innych skarbów, bardziej spektakularnych. Na przykład skarb ze Środy Śląskiej zawiera królewską koronę kobiecą; ale to skarb znajdujący się w trzech muzeach, nie zachował się w całości, część tych zabytków się „rozpłynęła”.

Bardzo chcemy, żeby nasz skarb był znany, żeby stał się symbolem Bydgoszczy – żeby promował miasto i nasz region. Tutaj został schowany i odkopany; ktoś, kto mieszkał w Bydgoszczy, się nim posługiwał. Z drugiej strony jest to rzecz związana z kulturą europejską – tymi samymi monetami, którymi płaciło się tutaj, płaciło się w Holandii, Francji… Jest to rzecz o wartości międzynarodowej. To jest wartość skarbu bydgoskiego: to wszystko, co z niego wynika, jego wartość duchowa, intelektualna – bo fizycznie to tylko złoto. Taki skarb trafia się bardzo rzadko, raz na kilkadziesiąt lat. I „trafiło” właśnie na nas.

fot. Anna Kopeć

Chcemy skarb bydgoski wprowadzić do obiegu naukowego – żeby był cytowany, znany, badany, ale także, żeby był źródłem inspiracji artystycznej, np. dla złotników: żeby widziano w tym kunszt osób, które to wykonały. Obecnie kończymy redagowanie katalogu skarbu po polsku i angielsku, ze streszczeniami francuskimi. Dzięki temu wiedza o nim będzie szerzej dostępna.

W 2018 roku Elżbieta Dygaszewicz, kierownik bydgoskiej delegatury Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, mówiła, że skarb nie powinien zostać podzielony. A jednak zdecydowali się Państwo rozdzielić go na dwie części. Kontrowersyjny ruch.

Z jednej strony jest kontrowersyjny, bo przychodzący na wystawę widzą tylko monety, a ci, którzy przyjdą na wystawę w grudniu, do budynku przy ul. Gdańskiej 4, będą widzieli tylko biżuterię. Zdecydowaliśmy się na to przede wszystkim ze względów lokalowych. Bardzo chcielibyśmy, żeby całość wyeksponować tutaj, ale nie mamy możliwości, żeby to zrobić w sposób satysfakcjonujący. Druga sala [w Europejskim Centrum Pieniądza – przyp. red.], którą mamy do dyspozycji, jest tak naprawdę bardzo małą salą. Nie bylibyśmy w stanie pokazać tam wszystkich części biżuterii w satysfakcjonujący sposób. W małej sali pokażemy zdjęcia pozostałych przedmiotów, taką namiastkę tego, co rzeczywiście było w skarbie.

Ta decyzja kosztowała nas trochę walki z samymi sobą – bo rzeczywiście skarbów się nie dzieli. Niestety, takie mamy warunki. Ten skarb wymaga dobrej oprawy, wiemy o tym. Jeżeli trzeba go podzielić, to zróbmy to w taki sposób, żeby dać ludziom wiedzę, możliwość wyobrażenia sobie pewnych rzeczy.

Zwiedzający będą musieli przejść z jednego budynku do drugiego. Skarb jest o tyle w całości, że jest w jednym muzeum, w dwóch budynkach, jedna część zaledwie kilkaset metrów od miejsca, gdzie został znaleziony. Tak naprawdę na każdym kroku podkreślamy jego kompletność – w ulotkach, publikacjach, katalogach… Zawsze jest przedstawiany jako całość.

Właśnie przy ul. Gdańskiej 4 odkryto kolejny „skarb”: XVII-wieczne malowidła z refektarza sióstr klarysek. Można powiedzieć, że aż się prosi, by skarb z katedry był prezentowany właśnie w takim otoczeniu…

Jeden z pomysłów był właśnie taki. Można powiedzieć, że to „pasowałoby do siebie”, oddawałoby klimat epoki. Ale zapadła już decyzja, że druga część wystawy będzie prezentowana w innym pomieszczeniu, tzw. sali kolumnowej. Z tego, co wiem, odnośnie do refektarza są inne plany, nie znam ich szczegółów.

Specjaliści z UMK prowadzili badania nad innymi przedmiotami znalezionymi podczas prac w katedrze, w kryptach. Czy te przedmioty też będą częścią ekspozycji?

Tymi przedmiotami zajmuje się zespół pod kierunkiem pani prof. Małgorzaty Grupy. Częściowo były prezentowane w budynku Zbiorów Archeologicznych, podczas wystawy „Nie tylko pieniądzem Bydgoszcz stała”. Obecnie ze względów konserwatorskich te przedmioty nadal znajdują się na UMK, m.in. szczyt trumny, drewniany kielich. Docelowo trafią do naszego muzeum. Pokażemy więc nie tylko skarb, ale i jego kontekst archeologiczny. Może stroje, inne znalezione przedmioty nie należały konkretnie do tej osoby, która ukryła skarb, ale są jego kontekstem kulturowym.

Skarb to dla Bydgoszczy olbrzymia szansa promocyjna. Jakie kroki podejmują Państwo w tej dziedzinie?

Są już pierwsze działania, m.in. jest piękne logo, pierwsze gadżety związane ze skarbem bydgoskim. Logo powstało z inicjatywy Urzędu Miasta. Staramy się łączyć siły z urzędem – spinać działania, nadać im jeden bieg, żeby promować skarb bydgoski, wiedzę o nim pokazywać na zewnątrz, żeby stał się jednym z symboli Bydgoszczy. Bardzo tego chcemy i wiemy, że Miastu na tym zależy.

Promowanie wiedzy o skarbie to także promowanie samej Bydgoszczy jako miejsca, gdzie został znaleziony skarb – wskażmy ludziom to miejsce, dajmy im takie narzędzie, żeby tutaj przyjeżdżali, żeby się tym interesowali.

Doktor Krzysztof Jarzęcki – kierownik Pracowni Numizmatyki Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy, kurator wystawy „Skarb bydgoski”/fot. mk

Od 31 maja Muzeum Okręgowe zaprasza na oprowadzania kuratorskie po nowo otwartej wystawie „Skarb bydgoski”. Co wtorek, w cenie wstępu do muzeum, o godzinie 12.00 dr Jarzęcki będzie przybliżać to wyjątkowe znalezisko. Oprowadzanie kuratorskie odbędzie się także w piątek 24 czerwca o godz. 18.00. Na to wydarzenie obowiązują zapisy: edukacja@muzeum.bydgoszcz.pl
Marta Kocoń

Marta Kocoń Autor

Sekretarz Redakcji