AKTUALNE 30 cze 2022 | Redaktor LuPa
Komunikacja stanęła na krawędzi ludzkiej wytrzymałości [ANALIZA]

fot. Anna Kopeć

Cięcia w budżecie na komunikację miejską, cięcia w rozkładach jazdy, brak jasnej wizji rozwoju transportu publicznego w Bydgoszczy. Paraliż komunikacyjny na ulicach Bydgoszczy to efekt wieloletnich zaniedbań i polityki Miasta w tym obszarze.  

Środa, 29 czerwca. Kierowcy i motorniczowie Miejskich Zakładów Komunikacyjnych szósty dzień strajkują. Tramwaje i zdecydowana większość autobusów (trzy czwarte linii w mieście obsługuje MZK) stoją w zajezdniach. Po mieście jeździ jedynie komunikacja zastępcza, obsługiwana przez prywatną firmę Irex Trans. Pasażerowie czekają godzinami na przystankach i tłoczą się w pojazdach. Pomimo paraliżu komunikacyjnego, zdecydowana większość bydgoszczan popiera bunt załogi MZK – czemu dają wyraz m.in. w mediach społecznościowych. 

– Jest pan najgorszym prezydentem, jeśli chodzi o komunikację – tak na sesji Rady Miasta Bydgoszczy Andrzej Arndt, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej przy bydgoskich MZK podsumował działania prezydenta Bydgoszczy Rafała Bruskiego.  

Szczucie i donosy 

Bunt załogi MZK rozpoczął się w piątek, 24 czerwca.  Kierowcy i motorniczowie nie wyjechali na trasy. Zażądali podwyżki w wysokości 1000 zł brutto na miesiąc i dymisji prezesa Andrzeja Wadyńskiego. Prezes już 27 czerwca złożył rezygnację. W sprawie wynagrodzeń trwa pat.  

Fiaskiem skończyły się rozmowy w ratuszu pomiędzy związkowcami a prezydentem, które odbyły się pierwszego dnia protestu. Przebiegły w nerwowej atmosferze. – Nie ma pieniędzy. Nawet gdybym chciał dać, nie mamy pieniędzy. Nie mam 10 milionów złotych. Zachęcam do pójścia w spór zbiorowy – mówi prezydent. – Zniszczył pan MZK – odpowiadali mu protestujący.  

Prezydent w piątek rozmawiał ze związkowcami, a jednocześnie złożył zawiadomienie do prokuratury o „działaniu nieznanych osób na szkodę spółki” powodującym dzienną stratę na poziomie ponad 400 tysięcy złotych. 

Wcześniej Rafał Bruski bardzo ostro skomentował strajk w mediach społecznościowych: – Jeśli pracownicy MZK uważają, że łamiąc prawo i stawiając nas wszystkich pod ścianą osiągną swoje cele, to tak się nie stanie, bo działają na szkodę Was, mieszkańców. Nie zgadzam się na scenariusz szantażu i branie mieszkańców jako zakładników – napisał na Facebooku. 

Narracja wszystkich instytucji podległych Bruskiemu była taka sama: „Bydgoszczanie zostali zakładnikami w nielegalnym strajku” – grzmiały oficjalny serwis Miasta bydgoszcz.pl oraz ZDMiKP. Komentujący nie zostawili suchej nitki na wpisach i publikujących je urzędnikach. Sprzeciwili się szczuciu na kierowców i motorniczych. Szydzili, że wydział propagandy nie nadąża usuwać negatywnych komentarzy. Zdecydowana większość komentujących stanęła murem za załogą MZK.  – Pan prezydent próbuje nas skłócić z mieszkańcami. Protestujemy przeciwko podjudzaniu społeczeństwa – komentował Andrzej Arndt.  

Przypomnijmy. Kiedy trzy lata temu do pracy nie przyszli nauczyciele, Bruski pisał tak: „W pełni rozumiem Państwa dążenia do podniesienia nieadekwatnych do wykonywanej pracy wynagrodzeń oraz solidaryzuję się z Państwem w tej trudnej formie protestu, która niewątpliwie jest aktem uzasadnionego sprzeciwu wobec lekceważenia i niedoceniania pracy”.

Śmieciówka tańsza od etatu 

Narracja ratusza jest taka – MZK jest drogie: „Obecnie stawka za jeden przejechany wozokilometr dla MZK wynosi 8,52 zł netto za autobus przegubowy i 7,65 zł netto za autobus krótki. (Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej) płaci za każdy dzień ok. 400 tysięcy złotych. Dla przykładu Firma Irex Trans otrzymuje 7,53 zł netto za autobus przegubowy i średnio 6,63 zł za autobus krótki. MZK otrzymuje więcej od prywatnego podmiotu odpowiednio o 13 i 15 procent” – czytamy na stronie bydgoszcz.pl.  

Ratusz wylicza dalej: Średnie zarobki w MZK wynoszą: kierowcy autobusów: 5 347,43 zł, motorniczowie: 5 484,94 zł (kwoty brutto za okres styczeń – maj 2022). – Urzędnicy epatują naszymi zarobkami, ale średnia pensja do ręki to 3,5 tys. złotych. Pracujemy w święta, soboty, niedziele. W systemie dwuzmianowym, część z nas także w nocy. Praca jest bardzo odpowiedzialna i męcząca. To cała zmiana w pełnym skupieniu i odpowiedzialność za życie setek pasażerów. Wielu nie wytrzymuje presji i odchodzi, także ze względów finansowych. Młodzi kierowcy są przyjmowani na trzy czwarte etatu – opisuje nam rzeczywistość jeden z kierowców MZK. – Prywatny przewoźnik zatrudnia na śmieciówki, nie daje nawet etatu. To niewolnicza robota, a prezydent chwali, że jest taniej – dodaje.  

Pracownicy MZK w ratuszy, podczas sesji Rady Miasta

Inny kierowca, z którym rozmawiamy: – Ludzie skupieni wokół PO i Bruskiego przed chwilą popierali protest kontrolerów ruchu lotniczego. Mówili, że oni wykonują odpowiedzialną pracę i im się należy. A my? My także mamy w rękach życie pasażerów, a zarabiamy 10 razy mniej! – denerwuje się. 

Dekada cięć w komunikacji miejskiej  

Ratusz na swojej oficjalnej stronie internetowej utworzył specjalną podstronę: „Nielegalny strajk pracowników MZK – najważniejsze pytania i odpowiedzi”. Autorzy tego materiału przekonują, że w wystarczającym stopniu finansuje komunikację miejską, a nakłady na transport publiczny rosną: „Mimo drastycznie gorszej sytuacji finansowej Miasta w wyniku decyzji rządu każdego roku dokłada więcej pieniędzy do komunikacji publicznej”. 

Propaganda z urzędu miasta nie wytrzymuje jednak starcia z twardymi faktami. W 2017 roku na komunikację miejską wydano 176,6 mln zł, a w 2021 – 191,2 mln złotych. W ciągu tych czterech lat budżet Miasta Bydgoszczy zwiększył się o 700 mln zł – z ok. 1,9 do 2,6 mld złotych. Tym samym nakłady na komunikację miejską drastycznie zmalały – z 9,4 do 7,4 proc. budżetu.  

Nie jest także prawdą, że Bydgoszcz straciła pieniądze na polityce rządu i zmianach w podatku PIT. Nie będziemy powoływać się na rządowe źródła, lecz na „Raport o stanie Miasta”, przygotowany również przez urzędników Rafała Bruskiego – tyle że nie przez dział propagandy. W raporcie czytamy: Dochody z PIT w roku 2018 – 486,4 mln złotych. W roku 2021 – 570,9 mln złotych. W cztery lata wzrost o 85 mln złotych. Ubiegły rok Bydgoszcz zakończyła z nadwyżką w wysokości 155,5 mln zł (największą od lat). Przypomnijmy – pracownicy MZK domagają się przekazania brakujących 10 milionów. 

– W ostatniej dekadzie udział wydatków bieżących na lokalny transport zbiorowy w wydatkach budżetowych ogółem wyraźnie spadł z 12 proc. w 2013 do poziomu poniżej 8 proc. w 2019 – zauważa Bydgoski Ruch Miejski. – Wieloletnia polityka oszczędzania na komunikacji publicznej prowadzona przez ratusz to nie tylko skracanie linii i cięcia kursów. To także niskie wynagrodzenia pracowników. Narastająca frustracja pracowników MZK wybuchła. Rozumiemy pracowników MZK – czytamy na oficjalnej stronie stowarzyszenia.  

Bydgoszcz w porównaniu do innych dużych polskich miast na komunikację wydaje niewiele. Portal Samorządowy zestawił wydatki na transport publiczny z bieżącymi wydatkami ogółem – za pandemiczny rok 2020. Największy ich udział odnotowano w Gdańsku (16,7 proc.) oraz Warszawie (16,5 proc.). Kolejne miejsca zajęły Poznań (14,3 proc.), Łódź (11,4 proc.), Wrocław (11,1 proc.), Szczecin (10,4 proc.) i Kraków (10 proc.). Bydgoszcz z 9,6 proc. wyprzedziła m.in. Toruń, Radom, Kielce, Białystok i Opole.

Zdjęcia: Anna Kopeć

 

 

Redaktor LuPa

Redaktor LuPa Autor

ByWalec