Felietony 26 mar 2021 | Redaktor
Głuchnąc od wrzasku [Z CYKLU „WSZYSTKO, A ZWŁASZCZA NIC”]

Jarosław Jakubowski/fot. Anna Kopeć

- Nie chodzi o to, aby przekonać oponenta do swoich racji, bo nikt nikogo nie słyszy w tym wrzasku. Wystarczy już wstępna ocena, kto się wypowiada. Jeśli swój, popieramy go w ciemno, jeśli nie swój, hejtujemy ile wlezie. Na tym polega współczesna polska obrzędowość - pisze Jarosław Jakubowski.

Jest zimne piątkowe południe, 19 marca 2021 roku. Przed urzędem wojewódzkim w Bydgoszczy trwa uroczystość z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Mateusza Morawieckiego. Przyjechali do Bydgoszczy oddać hołd uczestnikom strajku chłopskiego i wydarzeń podczas sesji WRN w marcu 1981 roku. Po drugiej stronie ulicy niewielka grupka osób pikietuje przeciwko tej wizycie. Puszczają głośną muzykę, skandują wulgarne hasła. Zaczyna się hymn Polski. Tamci nie przestają przeszkadzać. Jakaś starsza pani z oburzeniem rzuca: „To skandal, dlaczego policja na to pozwala?”. Dopiero mniej więcej przy refrenie po pierwszej zwrotce kocia muzyka cichnie. Natychmiast po hymnie wybucha na nowo. Jakiś czas później przy manifestantach zatrzymują się radiowozy. Widać przepychankę, metalowa barierka niebezpiecznie chybocze się na krawędzi jezdni. Krzyk, muzyka i gwizdy wzmagają się.

19 marca 2021/fot. Anna Kopeć

Potem w bydgoskich gazetach przeczytamy relacje o tym, jak brutalnie policja potraktowała uczestników legalnego zgromadzenia. 

Niszczenie przestrzeni społecznej trwa w najlepsze. Przykłady można mnożyć długo. Autor powieści „Ślepnąc od świateł” Jakub Żulczyk w jednym z mediów społecznościowych pisze o prezydencie Polski, że ten „jest debilem”. Mniejsza, o co poszło. Ktoś składa na Żulczyka doniesienie do prokuratury, prokuratura kieruje do sądu akt oskarżenia w sprawie znieważenia głowy państwa. Żulczyk ma darmowy „fejm”. Mniejsza o to, że jeśli zapisze się w jakichkolwiek annałach, to raczej jako autor tego bluzgu (zresztą niejedynego w jego dorobku) niż poważny pisarz. Póki co Żulczyk może liczyć na setki nowych „followersów”, towarzyszy jego słownych wojenek o nic. 

Podkopywanie fundamentów wspólnoty przebiega sprawnie. Odbywa się w kakofonii wykrzykiwanych haseł ograniczonych na ogół do krótkich wulgaryzmów, sprzecznych doniesień medialnych, w gorączce felietonistów i komentatorów, ich zwolenników i przeciwników. Nie chodzi o to, aby przekonać oponenta do swoich racji, bo nikt nikogo nie słyszy w tym wrzasku. Wystarczy już wstępna ocena, kto się wypowiada. Jeśli swój, popieramy go w ciemno, jeśli nie swój, hejtujemy ile wlezie. Na tym polega współczesna polska obrzędowość. 

Dodajmy do tego mniej więcej 30 milionów ekspertów od epidemiologii zaludniających nasz kraj i pomyślmy, że większość z nich ma swoją, jedynie słuszną teorię na temat tego co się obecnie dzieje, tego przyczyn i oczywiście skutków. Każdy „ekspert” jest w stanie przedstawić rzecz jasna wyłącznie miarodajne statystyki, wykresy i analizy podpisane przez „niekwestionowane autorytety”. Trwa wojna wszystkich ze wszystkimi, nikt nie bierze jeńców. Póki co, strzela się na niej słowami, ale wiadomo przecież, że słowo zawsze jest na początku. Początku czego? Proszę wybaczyć, ale nikt nie namówi mnie na wróżenie oraz na wygłaszanie moralizatorskich porad. Nie czuję się kompetentny. Zresztą w tym zgiełku i tak nikt nie usłyszy.

Powróćmy tymczasem na bydgoskie poletko, które drży niby most Uniwersytecki na naderwanych wantach. Drży za sprawą rewolucji. Oto ruszył nowy konkurs dramaturgiczny sygnowany przez Teatr Polski im. Hieronima Konieczki. Jego nazwa – „Aurora”. Pomysłodawcy tak ją tłumaczą: „Aurora to z jednej strony symbol zorzy polarnej, świtu i odnowy, z drugiej zaś to symbol rewolucji – idee bliskie Teatrowi Polskiemu”. Zimny dreszcz przebiega mi po plecach, nie z powodu owej „zorzy polarnej”, ale „symbolu rewolucji”, czyli krążownika zacumowanego w Petersburgu. Jego wystrzał ze ślepego naboju miał być wedle bolszewickiej propagandy sygnałem do szturmu na Pałac Zimowy, czyli początku „rewolucji październikowej” w Rosji. Najwidoczniej nie wystarczył krwawy bilans tej „rewolucji”, nie wystarczyły relacje świadków (polecam wspomnienia Iwana Bunina), nie wystarczył terror, nędza i głód, które owa „rewolucja” przyniosła, żeby powstrzymać dzisiejsze „wnuczęta Aurory” przed strojeniem bolszewickiego puczu w piórka współczesnej rewolucji obyczajowej. Kto chętny, niech pisze na „Aurorę”. Ja sobie odmówię tej przyjemności. Spokojnie czekam na Wielkanoc, jedyną prawdziwą rewolucję w dziejach. 

Jarosław Jakubowski - poeta, prozaik, dramatopisarz, publicysta, doradca wojewody kujwsko-pomorskiego ds. kultury

Czytaj również: Bydgoski Marzec, bydgoskie piekiełko [KOMENTARZ]

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor