Felietony 1 sty 2018 | Redaktor

Dopuszczenie do Komunii osób, które nie podejmują kroku nawrócenia, może się odbyć tylko na zasadzie „zgorszenia” i podania im nieprawdziwej nauki – pisze Tomasz Rowiński.

Tomasz Rowiński

publicysta, redaktor kwartalnika „Christianitas”

Kardynał Walter Kasper, główny zwolennik propozycji zmiany nauczania Kościoła w kwestii dopuszczania do Komunii Świętej osób rozwiedzionych i pozostających w ponownych związkach, w wywiadzie dla niemieckiej sekcji Radia Watykańskiego orzekł „koniec kontrowersji wokół adhortacji apostolskiej »Amoris Laetitia«”. Podstawą takiego orzeczenia jest wydrukowanie w Acta Apostolica Sedes prywatnego listu papieża Franciszka do biskupów argentyńskich na ten temat. Z grubsza można powiedzieć, że listem tym papież potwierdził nieprawowierną interpretację dopuszczającą zrobienie wyjątku od normy moralnej dla niektórych par, tak by – nie owijajmy w bawełnę – nie porzucając cudzołożnych stosunków mogły przystępować do Komunii. Tego typu praktyki były czymś nie do pomyślenia przez całe dzieje Kościoła. Teraz ci, którzy bronią dorobku Ewangelii i dwóch tysięcy lat rozpatrywania nauk moralnych, są przez rzeczonego kardynała określani mianem skażonych „jednostronnym moralnym obiektywizmem”.

Czym jest „jednostronny moralny obiektywizm”? Można oczywiście domyślać się, że kardynał Kasper jako postawę obiektywistyczną rozumie tę, która nie chce brać pod uwagę indywidualnych przypadków potencjalnie niepodlegających normie. Podczas synodu biskupów kardynał zaproponował, by do Komunii dopuszczać pary „po rozeznaniu”. Jest w tym jednak pewna sprzeczność. Wymyślanie coraz to bardziej skomplikowanych  sytuacji, w których można by dopuścić do Komunii ludzi żyjących w ponownych związkach, niczego nie zmienia, ponieważ zawsze zatrzymujemy się przy pytaniu, które muszą uznać nawet „subiektywiści”: czy w sytuacji grzechu miało miejsce przyzwolenie woli i rozumu? „Subiektywiści” zdają się przesuwać granicę przyzwolenia w taki sposób, że wydaje się ona nie obejmować niemal nikogo. Można by wręcz określić zasadę, że kto popełnia grzech, nie może tego czynić świadomie, bo kto chce zgrzeszyć naprawdę?

Stajemy na granicy absurdu. To, że jest w nas fundamentalna postawa nienawiści do grzechu, nie oznacza, że w konkretnej sytuacji pokusy nie dajemy swojego przyzwolenia. Wręcz jest to warunek konieczny, skoro z zasady jesteśmy przeciwko grzechowi. Nawet w sytuacji „nieodpartej pokusy” nie zostaje zawieszona ani nasza obiektywna sytuacja wobec grzesznego czynu, ani jego subiektywna ocena. Możemy je negować lub wypierać, ale tym bardziej jest to forma przyzwolenia. Trzeba by zatem ten brak przyzwolenia „subiektywistów” rozumieć jako upośledzenie umysłowe lub seksoholizm na granicy szaleństwa. Nawet w tej drugiej sytuacji wydaje się to jednak wątpliwe. Raczej powiedzielibyśmy o skrajnie osłabionej woli (przez grzech, przez przywiązanie do niego), niż braku przyzwolenia. Tak czy inaczej wydaje się, że rozmowa toczy się wokół problemów wąskiej grupą wiernych.  

Zatem dopuszczenie do Komunii osób, które nie podejmują kroku nawrócenia, może się odbyć tylko na zasadzie „zgorszenia” i podania im nieprawdziwej nauki. Ktoś może powiedzieć, że przecież nauka się zmieniła i „papież pozwolił”. Papież nie jest „obiektywistą”, nie wprowadził formalnie żadnej nowej nauki o małżeństwie, stwierdził jedynie, że „po rozeznaniu” mogą się zdarzyć takie sytuacje, kiedy dopuszczenie do Komunii będzie na drodze wyjątku możliwe. Nie podał z góry tych przypadków, ponieważ mają one mieć charakter całkowicie indywidualny. Trzymając się tego, że mówimy o nieokreślonych wyjątkach, rozeznanie nie może się zacząć od nauczania kapłana, które sprowadzałoby się do słów: „papież Franciszek otworzył dla takich jak wy sakramentalną furtkę”. Po rozeznaniu – jak to sobie opisaliśmy – bez obrażania rozumu nie jesteśmy w stanie wyjść poza dotychczasowe nauczanie zawarte w adhortacji Jana Pawła II Familiaris Consortio. Zbiór wyjątków papieża Franciszka musi zostać pusty.

Jaka będzie praktyka? Może taka jak w Kościele partykularnym kardynała Kaspera, gdzie nie tylko nikt niczego nie rozeznaje, ale Ciało Pańskie rozdaje się wszystkim, jak gdyby trwale postradali zmysły i nie można było od nich oczekiwać trudu zrozumienia prostych prawd katechizmowych. Jeśli kardynał sądzi, że kontrowersje się skończyły i że lud Boży w większości z wdzięcznością przyjął niejasne rozwiązanie zaproponowane przez biskupów wespół z papieżem, to jest to tylko myślenie życzeniowe. Kontrowersja dopiero nabiera rumieńców.

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor