Życie w ukryciu – kulturalne propozycje Galerii Autorskiej [ODSŁONA 129.]
Irena Kużdowicz, Jasnowłosa 1992
W 129. odsłonie swojego cyklu publicystycznego Galeria Autorska Jana Kaji i Jacka Solińskiego przybliża poezję Wojciecha Banacha i obrazy Ireny Kużdowicz.
Inne z kategorii
W towarzystwie muzycznym jest koncertowo [ZAPROSZENIE]
Wojciech Banach – poezja
z tomu „Warkocz”, 2020 (część 2)
Czy są jeszcze w pobliżu
dziewczyny które potrafią zakręcić
sukienką ciąć skutecznie
jej krawędzią
dziewczyny o rozpuszczonych
włosach długości trzech
zapałek
dziewczyny
kupujące męskie
koszule do powieszenia
na ścianach
wcale ich nie znam
dziwne
ale zgodne
z regulaminem wewnętrznym
Odległe stanowisko
Między mrokiem a olśnieniem
bywają chwile zaćmień
słońc i księżyców
najbezpieczniej patrzeć
przez przydymione szkło
przez aktywowaną szybę papieru
nie chcę żadnej innej
cienistej doliny choć Joy Gresham
była w niej tak podobna do Ciebie
ale tylko
była
Oddalona lecz
bądź
bezpieczna
najzdrowsza
w swoim ćwiczeniu
z utraty
Wracam do Anioła
Nadziei
ktoś musi go pocieszyć
Późna wiosna
Nareszcie wiemy już jak wygląda kot
a sprawa polska Kamień znaleziony i przemalowany
dla kamuflażu i nowej wartości Dawne
pocztówki w oryginałach i reprintach Redakcja
książki poetyckiej przez telefon Wycieczki
w góry wysokie i wyższe Cele codzienne
Sądy rodzinne Zioła którymi można uzdrowić
ale także zabić najbliższych lecz
najdalszych Stan przedoperacyjny i dieta
poszpitalna Znamy stan posiadania się
wzajemnego oraz bilans zysków i strat osobistych
Okoliczności zbierania muszli ze wszystkich
fragmentów ciała
Czasem robisz błąd Zamiast kobietą
chcesz być dla mnie człowiekiem Spuszczasz
głowę Podnosisz trudne tematy i poezję
do rangi codziennych posiłków Wiem
że trzeba przeżyć lecz wciąż pozostajemy
głodni więc zastanówmy się czy nie
jest za późno (tu – dane wrażliwe)
w kolejnej sekundzie minucie godzinie wiośnie
decydować się na wspólne szaleństwo
które tak skutecznie i bez sensu
udawało się nam do tej pory
omijać
Dziwna rzeka
Na każdym brzegu – jedno suche drzewo
Ptaszyska zżarły liście wyssały żywicę
W nurcie – łódź jak widmo w pijanym slalomie
i oni - zdani na los z nadzieją przeżycia
Zmęczeni szarpaniem lin prostowaniem steru
leżą jak po miłości lekceważąc niebo
Nadzy pod sztormiakami wyłuskani z życia
Na każdym brzegu – jedno suche drzewo
* * *
Relacje znad krawędzi
(…) najnowszy tomik Warkocz zawiera 38 wierszy. Wszystkie one orbitują wokół emocji i uczuć, relacji damsko-męskich. Ale specyficznych, zawieszonych między ziemią a niebem, Warkocz. Nic tutaj nie jest do końca oczywiste, nic definitywne, nawet sytuacja liryczna nie zmierza do spodziewanego finiszu Sytuacja liryczna. Miłość przypomina pole minowe, w najlepszym razie łamigłówkę. Jawa wydaję się być owocem wyobraźni, sny bywają aż nadto realne. Granica pomiędzy nimi jest rozmyta. Przynajmniej czasami. Oto wiersz Późna – wczesna wizyta:
Obok snu
pojawiłaś się dopiero
nad ranem
kiedy miałem problem
z identyfikacją faceta w lustrze
nie interesują mnie
przyczyny twoich odwiedzin
choć widzę
że jesteś dziewczyną z mojej
książki
więc powinniśmy znać się
ostatecznie możesz
zostać
tylko nie wyobrażaj sobie
że będę cię kochał
już nawet nie pamiętam
co to znaczy
Miłość jest motywem przewodnim tego zbioru. Ale nigdy nie jest to uczucie banalne, zaczerpnięte z bibliotecznego romansu. Tutaj jest rodzajem kolejnego spektaklu, którego fatalne zakończenie jest tylko kwestą czasu. To rodzaj odłożonej egzekucji, po części przypadkowej, po części spodziewanej, wkalkulowanej w koszty Fetysze. Każda z tych miłości obarczona jest genem rozpadu, prawie każda balansuje na krawędzi rozstania, List (2) do Wymyślonej. Śmiało można powiedzieć, że oddalenie jest stanem naturalnym tych związków. Co więcej – obiekt tych uczuć jest zazwyczaj enigmatyczny, często wizualizuje się tylko pod powiekami poety. Istnienie żywej partnerki bywa tutaj wręcz hipotetyczne. Jakby autor stawiał przed sobą kobiece fantomy, badał ich przydatność, wystawiał na próby. Akceptował, lub nie. Oto wiersz Zastanów się:
Czy ta kobieta
potrafiłaby
uszyć ci z pamięci koszulę
ostrzyc cię z zamkniętymi oczami
powtórzyć wiersz który dopiero napiszesz
Zastanów się
i będziesz wiedział czy jej unikać
Ale obok świata uczuć, trafnych lub chybionych wyborów, istnieje jeszcze obszar dla innej, ogólniejszej refleksji. A ta dotyka sedna człowieczeństwa, jego nierównej potyczki z czasem, z własnymi ułomnościami, z perspektywą odejścia. W takim tonie utrzymany jest wiersz Słaby człowiek, w podobnym utwór Do przejścia. Ten drugi jest zbiorem obrazów symbolicznych, niewiele w nim dosłowności. Tutaj komunikat jest na tyle dyskretny, że wymaga obeznanego w poezji czytelnika. Nie inaczej jest z Dziwną rzeką. To piękna, pastelowa robota, przepełniona umiarem i subtelnością. Przytoczę ten wiersz:
Na każdym brzegu – jedno suche drzewo
Ptaszyska zżarły liście wyssały żywicę
W nurcie – łódź jak widmo w pijanym slalomie
i oni – zdani na los z nadzieją przeżycia
Zmęczeni szarpaniem lin prostowaniem steru
leżą jak po miłości lekceważąc niebo
Nadzy pod sztormiakami wyłuskani z życia
Na każdym brzegu – jedno suche drzewo
W zbiorze Warkocz nie ma wierszy słabych, niepotrzebnych. Bylejakość ich nie dotyczy. Każdy z nich jest osobnym bytem, ale wzięte razem, niczym puzzle, układają się w skończony pejzaż. A ten, chociaż pięknie odmalowany, optymizmem nie napawa. To smutna książka, dedykowana naszej samotności, odwiecznym staraniom o akceptację, o miejsce w sercu drugiego człowieka. Autor zdaje sobie sprawę z powszechności tych starań, dlatego pisze językiem otwartym. Nie popisuje się stylistyczną żonglerką, nie odpala fajerwerków. Stawia na jasny komunikat. Pragnie być zrozumiany, być częścią tej wielkiej wspólnoty, która jeszcze śmie marzyć, oczekując od uczuć czegoś więcej. Podsumuję tą myśl wierszem Na dobry poranek:
życzę Ci przebudzenia
z kawą książką słońcem
i nieznajomym pomrukiem
kot to ma
szczęście
Książkę polecam.
Ludwik Filip Czech, 22 września 2020
* * *
(…) Warkocz jawi nam się jako atrybut kobiecej urody, pojawia się w natarczywie powracających i niewyjaśnionych snach, staje się przedmiotem wróżb i spekulacji. Jest nawet w kalendarzu robotniczym na rok 1959, choć do niego nie pasuje. Ale warkocz, to także sploty, węzły, przenikania i połączenia – te historyczne i te osobiste. Warkocz może mieć wymiar kosmiczny, przyporządkowany komecie. W dawnych wierzeniach, pojawienie się komety (wraz z jej warkoczem) zwiastowało nieszczęścia, wojny, kataklizmy. Zatem już sam tytuł tomiku jawi nam się wieloznacznie i wielowątkowo.
Co do wierszy, zgadzam się, że są bardziej liryczne, mniej osadzone w historii, czy miejskiej, bydgoskiej aglomeracji. Wciąż jednak jest to dobra poezja Wojciecha Banacha, konkretna, treściwa, refleksyjna, z ciekawą, zaskakującą puentą, gdzie każde słowo ma swój sens i swoje miejsce.
W wierszach autor pisze o kobietach, o relacjach pomiędzy kobietą a mężczyzną, o uczuciach, a wśród nich o tym, chyba najbardziej skomplikowanym, o miłości. Myliłby się jednak ten, który by twierdził, że to wiersze tylko dla kobiet, że temat banalny, a wiersze jak tysiące innych. Moim zdaniem, wiersze z „Warkocza”, to kawał prawdziwej, dojrzałej, rzetelnej i naprawdę wartościowej poezji. Poezji dla wszystkich.
Tematy w wierszach poruszane są w sposób racjonalny, zdystansowany, opisywane przez pryzmat doświadczenia i wnikliwej analizy (…)W utworach przykuwają uwagę techniczne rozwiązania, porównania, wyliczenia. Nie powinno to dziwić, ani zaskakiwać. Wszak poeta jest inżynierem, a wiersze zyskują przez to niepowtarzalny wydźwięk. W jednym z nich („Ona mówi”) prawda deklaracji podmiotu lirycznego, że nie chce się zakochać, poddana jest próbie matematycznego dzielenia aż do ułamka procenta prawdy. Po to tylko, aby ostatecznie wiersz zakończyć zgrabną puentą: „przecież miłość polega na braku symetrii”. W innym utworze („Sytuacja liryczna”) czytamy o pomiarze odległości w linii prostej pomiędzy bliskimi sobie osobami, przy założeniu, że jedna z nich trwa niewzruszona, o zwiększaniu dystansu z chwilą podejścia do biurka – wtedy dystans zwiększa się o 3 metry. Można to łatwo obliczyć po przestudiowaniu mapy i oczywiście znajomości wymiarów własnego mieszkania. (…)
O wierszach, tych lirycznych z tomiku „Warkocz”, można by napisać wiele, wiele więcej. Praktycznie o każdym z nich, bo w każdy jest coś do odkrycia, coś co zatrzymuje, co pobudza do refleksji i nakazuje raz jeszcze do wiersza powrócić.Lucyna Siemińska
tylko nie wyobrażaj sobie że będę Cię kochał
A jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że cały tom poetycki „Warkocz”, Wojciecha Banacha (Wydawnictwo Pejzaż, 2020), jest poświęcony miłości. Przeniknięty – jak to się określa w wielu dziedzinach sztuki, a naturalnie rozpoznaje w muzyce, która jest abstrakcją – wątkiem kobiecym. Relacją z kobietą. Właściwie, widzimy tu galerię kobiet, zdaje się, że począwszy od dzieciństwa, poprzez ledwie zarysowaną młodość i dojrzałość, po czas obecny. Kobieta spotkana na ulicy i ta, z którą się tańczy, widoczna w przestrzeni internetu czy na zdjęciu w kalendarzu, lub pojawiająca się nagle, na granicy jawy i snu. Czy wszystkie są prawdziwe? No cóż, to pytanie moglibyśmy zadać archiwiście, a nie poecie. (Rzecz jasna, piszę to z całym szacunkiem dla archiwistów, a szczególnie dla tych, którzy są równocześnie poetami. Dodam, że ja, osobiście, znam takich trzech).
Wracając do miłości. Wiele wierszy poświęconych jest tej, która tkwi głęboko, można powiedzieć – wbita, jak cierń w serce. Miłości owocnej, choć niełatwej, ale przenikającej prawie całe dotychczasowe życie. Obecnie odczuwanej jako tęsknota i nieustający ból, od których nie można się uwolnić: (…) zasypiając czuję zapach // skóry Twojej nowej torebki i czasem // tęsknię do jej delikatnych pofałdowań („Fetysze”). W innym utworze, taka fraza: Na dobry poranek // życzę Ci przebudzenia // z kawą książką słońcem // i nieznajomym pomrukiem // kot to ma // szczęście („Na dobry poranek”). A jeszcze gdzie indziej, czytamy: Oddalona lecz / bądź // bezpieczna // najzdrowsza / w swoim ćwiczeniu / z utraty // Wracam do anioła / Nadziei // ktoś musi go pocieszyć („Odlegle stanowisko”). Tak egzystując, co dobitnie oddają wiersze, przedłuża się czas trwania tego dziwnego stanu i swoistego, powolnego umierania. I nie zrozumie tego nikt, kto nie przeżył sytuacji rozstania. Szczególnego rodzaju żałoby po umarłej, czy też głęboko poranionej miłości. Jak można przedłużać stan cierpienia, ono przecież nie buduje, nie wzmacnia energią? Tak zapyta ktoś rozsądny, silny, preferujący szybkie i konkretne rozwiązania. Umiejący zadbać o własne życie, które – jak z pewnością mądrze zauważa – bezpowrotnie mija. A więc, jak można tak żyć?
W książce odnajdujemy też inne utwory. Wygląda na to, że opisują narodziny „czegoś nowego”, co jednak zaznaczono bardziej szkicowo, niż wcześniejszą sytuację. Dzieje się „to” w atmosferze pewnego zadziwienia i nieufności. W trudzie wydobywania z siebie kolejnych, ważnych słów. W poczuciu oddalenia i osamotnienia. A także, pomiędzy „aktami samoobrony”. I – jak najbardziej – ponownie w aurze bólu, przyprawionego łagodną autoironią: Ona mówi // Nie chcę zakochać się // Nawet jeśli połowa z tego jest / prawdą Polowa z tej polowy / i tak dalej dalej W końcu / nawet jeśli ułamek procenta / to i tak za dużo dla mnie / Trudno sobie z tym poradzić choć / przecież miłość polega na braku symetrii („Ona mówi”).
Wiersze w zbiorze są zróżnicowane tonalnie; obok rzadkiej, ale wyrazistej bezpośredniości („Późna – wczesna wizyta”), szyderczego półgłosu („Rozmowa z gwiazdą”), czy dystansu splecionego z goryczą, („Zastanów się”) – wiele wśród nich jest wyciszonych. Przypominają łagodną rozmowę, albo wewnętrzny dialog. To ciekawe, obserwować jak pewne charakterystyczne cechy poezji Wojciecha Banacha, z wyczuciem „obrobione”, jak powiedziałby rzemieślnik „starej daty”, współgrają teraz z jedynym, szczególnym tematem i atmosferą „Warkocza”. Żywość i ostrość obserwacji, przekora, ironia oraz wieloznaczność, współtworzą i wzmacniają charakter liryczny tej poezji.
Czy jest nadzieja – dodajmy, „w wersji limitowanej”, czyli autorstwa Wojciecha Banacha? Książkę kończy wymowny czterogłos. Narrator, w kolejnych utworach – będąc, jakby otoczony nikłą aurą monologu Kondrata z mickiewiczowskich „Dziadów” – przemawia do diabła, anioła i kobiety. Do każdego z nich mówi bezpretensjonalnie, a więc wprost. „Do diabła”: Do czego namawiasz mnie / wizją powtórzenia ostatnich / lat przedostatnich decyzji (…). Do kobiety: Czasem robisz błąd Zamiast kobietą / chcesz być dla mnie człowiekiem (…) zastanówmy się czy nie / jest za późno (…) w sekundzie minucie godzinie wiośnie / decydować się na wspólne szaleństwo / które tak skutecznie i bez sensu / udawało nam się do tej pory / omijać („Późna wiosna”). Do anioła, o kobiecie: wytłumacz jej błąd w interpretacji tekstu / i bądź skuteczny / bo przestanę o tobie pisać / oraz polecać twoje usługi przyjaciołom / PS Do dzisiaj nie mogę / zebrać twoich włosów z dywanu („Do anioła”). Może więc, istnieje nadzieja...
Hanna Strychalska
(22 lutego 2022)
Irena Kużdowicz – obrazy
Malarka kobiecej psychiki(…) portret – najczęściej podejmowany temat w twórczości bydgoskiej artystki. (…) Wizerunki kobiet – bo to ich przedstawienia tu dominują – wprowadzają widza w nastrój zamyślenia i wyciszenia. Artystka, jakby obojętna na otaczający nas zewsząd zgiełk i pośpiech, wnika w zakamarki kobiecej psychiki. Nie próbuje uchwycić cech charakterystycznych dla konkretnych osób. Nie interesuje jej detal i szczegół. Malarka opisuje świat ludzkich emocji. Skupia się na oddaniu aury, która otacza modelkę. Portrety malowane konsekwentnie od początku lat 50. ubiegłego wieku, zdają się być psychologicznymi wizerunkiem jednej i tej samej osoby. Może jest to ukryty autoportret?
Choć niektóre z tych migotliwych przedstawień istnieją na styku snu i jawy, to jednak artystka nie zawsze ucieka w świat fantazji. W smutnych, czasem ponurych, ale również radosnych i pogodnych twarzach zdają się, gdzieś w oddali, przebrzmiewać ojcowskie wspomnienia z syberyjskiego zesłania, echa okrutnej hitlerowskiej okupacji, czy też przykre doświadczenia stanu wojennego. Kużdowicz jest uważną obserwatorką zmian zachodzących w ludzkiej psychice. Niczym czuły sejsmograf rejestruje najdrobniejsze „poruszenia” emocji i wahania nastrojów. Za każdym razem, gdy pochyla się z pędzlem w ręku nad kolejnym portretem wydobywa piękno skryte w smukłej sylwetce. To właśnie ono przydaje optymizmu i pogody tym, czasem nieco mrocznym i napełnionym goryczą, obrazom. Jakby powiedział rosyjski filozof Włodzimierz Sołowjow: piękno uduchawia materię rozświetlając „mroki tego świata” i napełnia ludzkie serca nadzieją na zmartwychwstanie. Pragnienie zaklęcia piękna w zwiewnych sylwetkach mogłoby służyć za artystyczne credo twórczych poszukiwań malarki. Nietrwała kobieca uroda staje się jednocześnie symbolem przemijania otaczającego nas świata, w którym, jak zauważa artystka, „życie człowieka jest tylko chwilą”. Być może dlatego w dłoniach jej dziewcząt odnajdujemy kruche fiołki i dmuchawce.
Przez obrazy Ireny Kużdowicz przemawia głęboka nostalgia. Artystka malując wizerunki dojrzewających dziewczyn i kobiet spogląda w czasy własnej młodości. Szczególna malarska wrażliwość sprawia, że jej portrety pełne są przedziwnej, niesłabnącej pomimo upływu lat, świeżości. Kużdowicz celebruje ulotne chwile, próbując odnaleźć w dziesiątkach różnych twarzy to, co trwałe i nieprzemijające.
W portretach pozbawionych wyrazistych konturów, delikatne sylwetki określają stałą porę istnienia – obojętność na czas i przemianę. Twarze cierpiących, niekiedy rozmarzonych kobiet wyrażają zatroskanie losem człowieka. Artystka w swoich eterycznych i zwiewnych figurach stara się ocalić przestrzeń duchowej refleksji i skupienia. Jej prace stanowią wyraz głębokiego zrozumienia i empatii dla człowieczej natury. Są dowodem czułości i wrażliwości na ludzkie cierpienie. Melancholia otwiera nas tu na świat subtelny i ulotny. Jest to twórczość o przeżywaniu marzenia i tajemnicy.
Mateusz Soliński
Irena Kużdowicz
Artystka malarka, pedagog. Studia ukończyła na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu, uzyskując dyplom z zakresu malarstwa w pracowni Tymona Niesiołowskiego w 1950. Zajmowała się malarstwem i rysunkiem.. Brała udział we wszystkich wystawach okręgowych i okolicznościowych organizowanych przez ZPAP od 1951. Swoje prace eksponowała na 25 wystawach ogólnopolskich. Uczestniczyła w wystawach zagranicznych (NRD, Francja, ZSRR, Szwajcaria, Rumunia, Dania, Szwecja). W swoim dorobku ma 20 wystaw indywidualnych. Prace jej znajdują się w zbiorach zagranicznych w Szwajcarii, Francji, USA i Niemczech. Należała do ZPAP. Pochowana został na cmentarzu przy ul. Wiślanej w Bydgoszczy.
Wojciech Banach
Urodzony w 1953 r. w Bydgoszczy, zmarł w 2022 r. w Bydgoszczy. Poeta.
Ukończył Wydział Elektrotechniki na Akademii Techniczno-Rolniczej (obecnie Politechnika Bydgoska). Od 1978 do 2018 roku pracował jako specjalista konstruktor w Famor SA w Bydgoszczy. W latach 1994–2001 był zatrudniony także w bydgoskim salonie DESA.
Jako poeta debiutował na łamach miejscowego czasopisma społeczno-kulturalnego „Fakty” (1976). W latach 1975–1978 był członkiem Grupy Faktu Poetyckiego „PARKAN”, znanej z niekonwencjonalnych prezentacji poetyckich i Koła Młodych ZLP, od 1990 jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Jest autorem 20 tomów poezji i 3 albumów kolekcjonerskich zrealizowanych w oparciu o własną kolekcję starych pocztówek. Na podstawie jego wierszy i obrazów artysty plastyka Jerzego Puciaty, ukazał się, wydany przez „Margrafsen”, kalendarz bydgoski na rok 2004. Jest autorem wiersza „Miotając się”, który przez kilka lat widniał na ścianie szczytowej domu przy ul. Przyrzecze w Bydgoszczy (do czasu zburzenia budynku). W plebiscycie bydgoskiej redakcji „Gazety wyborczej” został wybrany Artystą Roku 2002 w dziedzinie literatury, a w latach 2009 i 2015 – Strzały Łuczniczki - nagrody literackiej Prezydenta Miasta za najlepszą bydgoską książkę (Odgrodzony przez przypadki oraz Czas przestawienia). W 2007 roku został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi, w 2011 r. Medalem Solidarności Zasłużony dla Regionu Bydgoskiego, a w 2016 roku został uhonorowany medalem – statuetką „Za twórczy wkład w kulturę chrześcijańską”. W 2019 roku otrzymał Brązowy Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Od 2011 do 2022 r. pełnił funkcję prezesa zarządu Bydgoskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Galeria Autorska Jana Kaji i Jacka Solińskiego w Bydgoszczy powstała 16 czerwca 1979 r. W latach 80. należała do nielicznych prywatnych galerii w Polsce, jej aktualna znajduje się ponownie przy ul Chocimskiej 5. Twórcy Galerii: malarz Jan Kaja i grafik Jacek Soliński (obaj rocznik 1957) swoje przedsięwzięcie określili jako pozainstytucjonalne, niezależne, otwarte, wciąż poszukujące i ewoluujące. Charakter działań Galerii mieści się w formule przenikających się dziedzin: plastyki, fotografii, konceptualizmu, poezji, literatury, teatru, muzyki i filozofii. Cykl „Życie w ukryciu” przybliża twórczość artystów związanych z Galerią. Więcej czytaj m.in. na stronie autorska.pl.