Książka 17 sie 2019 | Redaktor

Łatwo sądzimy dawne wydarzenia z obecnej perspektywy, bo wiemy, do czego doprowadziły. Zapominamy, że współcześni nie zawsze mieli możliwości, by coś zmienić – w taką pułapkę wpada autor nowej książki o Polakach zamordowanych na Wołyniu - pisze Krzysztof Osiński.

Piotr Zychowicz należy do grona moich ulubionych popularyzatorów historii. Jego konsekwentna, prowadzona od wielu lat, działalność publicystyczna przyczyniła się do wprowadzenia do masowego obiegu wielu ciekawych tematów, jak również ukazania interesujących wydarzeń, osób i miejsc. Niemniej jednak Zychowicz ma również jedną zasadniczą wadę. Mianowicie często stara się przedstawiać lansowane przez siebie zagadnienia w tonie sensacji. Nie inaczej jest również w przypadku jego najnowszej książki o zbrodni wołyńskiej noszącej krzykliwy tytuł: „Wołyń zdradzony, czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA”. 

Co mówią dane, a co tytuł 

Na stronach książki autor stara się przekonać czytelników do postawionej przez siebie tezy, że dowództwo AK nie robiło nic, aby ratować Polaków wyrzynanych na Wołyniu przez Ukraińców. Teza ta jest jednak dyskusyjna i nie zawsze zgodna ze stanem faktycznym. Co ciekawe, aby ją zweryfikować, nie trzeba nawet odwoływać się do innych książek czy źródeł – wystarczy jedynie zestawić ze sobą informacje z publikacji Zychowicza. Z jednej strony pisze on o tym, że „dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA”, z drugiej jednak podaje, że już kilka miesięcy po pierwszych atakach Ukraińców dowództwo AK wydało rozkaz o podjęciu stałych działań wymierzonych przeciwko nim. Fakt, że działania te były spóźnione, ale przecież nie można było reagować na bieżąco, bo polskich partyzantów na tych ziemiach praktycznie nie było, wcześniej zostali skutecznie rozbici zarówno przez Sowietów, jak i przez Niemców. Ponadto trudno było skutecznie organizować jakiekolwiek działania, ponieważ Ukraińcy stanowili na tych terenach większość, niekiedy zdecydowaną. O tym wszystkim autor wspomina, niemniej jednak przy swoich rozważaniach jakby nie uwzględnia. Pisze on ponadto, że wobec spóźnionych działań AK miejscowa ludność musiała bronić się, sama tworząc oddziały samoobrony. Nie do końca to prawda, bowiem często na czele tych oddziałów stali ludzie oddelegowani właśnie przez AK. Również o tym Zychowicz wspomina, zaledwie kilka stron dalej po sformułowaniu zarzutu w tej sprawie. 

„Szanowni Niemcy, pomóżcie AK” 

Według autora wszystkie działania są proste, wystarczyło je tylko wprowadzić w życie. Nie inaczej jest z Wołyniem. Według niego tamtejszą ludność można było uratować, wystarczyło tylko przewidzieć plany Ukraińców, a także przerzucić wojska AK z innych regionów okupowanej Polski, aby im zapobiec. W teorii proste, praktyka jednak była bardziej skomplikowana. Jak bowiem AK miała przerzucić te tysiące żołnierzy wraz z bronią, amunicją, żywnością, lekarstwami i innymi niezbędnymi do co najmniej wielomiesięcznych działań materiałami? Może miała poprosić Niemców o pomoc, aby przewieźli wszystkich koleją, setkami ciężarówek albo najlepiej samolotami, bo wówczas byłoby szybciej? 

Absurdów takich jak powyższy w książce Zychowicza jest całkiem sporo. Autor zręcznie dopasowuje fakty do postawionej przez siebie tezy, nieważne przy tym, że wielokrotnie sam dostarcza dowody na to, że sprawy miały zupełnie odmienny lub bardziej złożony przebieg niż wynikałoby to z prostych założeń zawartych w publikacji. Pisarstwo autora nazwać możemy w tym wydaniu prezentyzmem, który charakteryzuje się opisywaniem procesów historycznych ze współczesnej perspektywy. Autor wie, jak dane wydarzenie się zakończyło i jakie były tego konsekwencje, a później „obarczony” tą wiedzą zarzuca bohaterom opisywanych przez siebie wydarzeń, że nie podjęli działań mogących przeciwdziałać klęsce. Nie przyjmuje jednak do wiadomości, że bohaterowie ci nie mieli wówczas takiej wiedzy, w związku z czym nie mogli również działać tak skutecznie, jak on by sobie tego życzył. 

Wiedza to jedno, skuteczność to drugie 

Posiadanie przez kogoś wiedzy na jakiś temat, a skuteczne przeciwdziałanie pewnym wydarzeniom to dwie odrębne rzeczy, zależne od wielu czynników (tutaj informacje na temat wrogich nastrojów ukraińskich nacjonalistów wobec Polaków i szykowanych przez nich zbrodniach). Historia pokazuje zresztą, że nie tylko na Wołyniu nie zdołano zapobiec biegowi wydarzeń, nawet pomimo posiadania informacji. Amerykanie na przykład nie zdołali podczas II wojny światowej zapobiec atakowi na Pearl Harbor, Stalin nie powstrzymał ataku Hitlera na ZSRR, a Japończycy nie zdołali uniknąć zrzucenia bomb atomowych na swoje miasta. W kolejnych latach Amerykanie mieli przecież wiedzę o planowanych atakach, a i tak Al Kaida przeprowadziła zamach na wieże World Trade Center i Pentagon. Czyż komuniści nie powinni nie dopuścić do powstania „Solidarności”, upadku muru berlińskiego czy w końcu rozpadu Związku Sowieckiego? Przykładów tego typu można by mnożyć. Gdyby historia była tak prostym, przewidywalnym i oczywistym procesem, jak postuluje Zychowicz, nie byłoby chociażby Holokaustu. Według jego sposobu myślenia stwierdzić przecież można, że „świat wiedział o mordowaniu Żydów i nic nie zrobił”. Pytanie jednak czy rzeczywiście nic nie zrobił i czy w tamtych warunkach mógł zrobić cokolwiek więcej? 

Mimo ewidentnej słabości, jaką jest pisanie pod tezę, polecam najnowszą książkę Piotra Zychowicza. Przytaczane przez niego przykłady dobrze ilustrują ogrom zbrodni ukraińskich nacjonalistów z UPA, a także cierpienia i ofiarę poniesioną przez polskie społeczeństwo na Wołyniu. Dobrze również, że opisał on wiele zaniechań strony polskiej, ponieważ pisząc o wydarzeniach, należy ukazywać je w sposób kompleksowy. O podjętej przez autora tematyce powinno się pisać jak najwięcej, odnoszę bowiem wrażenie, że informacje o wydarzeniach związanych ze zbrodnią wołyńską są cały czas zbyt słabo obecne w świadomości Polaków. l 

Krzysztof Osiński 

Autor jest historykiem, doktorem, 

pracownikiem naukowym Delegatury IPN w Bydgoszczy 

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor