Polscy żołnierze Stalina [RECENZJA]
Nakładem Wydawnictwa RM z Warszawy i Ośrodka Karta ukazała się jakiś czas temu ciekawa książka prezentująca wybór wspomnień żołnierzy tzw. Ludowego Wojska Polskiego. Od nazwiska dowódcy nazywano ich berlingowcami i pod taką nieformalną nazwą przeszli oni do historii.
Inne z kategorii
Opowieści znad Brdy – książka Andrzeja Piechockiego
Po 1945 r. żołnierze wywodzący się z tych oddziałów byli wysławiani przez komunistyczną propagandę, zapraszani na różnego rodzaju uroczystości i stawiani za wzór godny naśladowania. Powstało o nich również wiele publikacji, skażonych jednak skrajnie propagandowym tonem wypaczającym ich rzeczywiste dokonania i zasługi. Po 1989 r. spojrzenie na ich przeszłość uległo zmianie. Na ich temat prowadzono od tego czasu wiele dyskusji, często w bardzo emocjonalnym tonie. Z jednej strony przypominano, że oddziały tego wojska uformowano z Polaków, którzy nie zdążyli wstąpić do utworzonej w ZSRS armii Andersa, że byli to w większości nasi rodacy deportowani po zajęciu wschodnich terenów Rzeczpospolitej po 17 września 1939 r. na Wschód przez władze sowieckie. Przywoływano również, że żołnierze ci zapłacili wielką daninę krwi, walcząc u boku Sowietów z Niemcami podczas marszu na Berlin. Z drugiej jednak strony pamiętać jednak należy również o tym, że żołnierze ci byli narzędziem Stalina do narzucania, a później utrwalania komunizmu w Polsce. Uczestniczyli oni w obławach na Żołnierzy Wyklętych i przyczynili się do śmierci wielu z nich.
Wyzyskiwano ich zasługi
Mówiąc o daninie krwi, jaką w czasie walki z Niemcami ponieśli berlingowcy, przypomnieć należy o tym, że ponad 25 tysięcy spośród nich zginęło, prawie drugie tyle zostało rannych, ponad siedem tysięcy uznano za zaginionych, natomiast 1385 dostało się do niewoli. Łącznie, do zakończenia wojny, w ich szeregach walczyło ok. 330 tysięcy osób. Na temat ich walki i poświęcenia znajdziemy w książce wiele relacji. Warto je przeczytać, aby dowiedzieć się chociażby tego, w jakich realiach przyszło im walczyć i z jakimi przeciwieństwami musieli się zmagać w trakcie tych walk. Fragmenty o walkach z Niemcami to jednak tylko część opowieści. Pamiętać bowiem musimy, że oddziały gen. Zygmunta Berlinga powstały z woli Józefa Stalina, które traktowane były przez niego jako narzędzie jego imperialnej polityki. Oddziały te miały być kartą przetargową w rozmowach z państwami zachodnimi o powojennym porządku w Europie i podporządkowaniu państwa polskiego Sowietom. O instrumentalnym traktowaniu tego wojska przez Stalina świadczyć może chociażby przebieg bitwy pod Lenino, gdzie nieprzygotowane do tego oddziały wojska wysłane zostały do walki i poniosły w niej ogromne straty. Śmiało można powiedzieć, że Sowieci traktowali Polaków jako tzw. mięso armatnie. Ich życie nie miało dla nich żadnego znaczenia.
Najpierw ofiary, potem prześladowcy
Ponadto berlingowcy byli również przez Rosjan wykorzystywani do zaprowadzania na „wyzwalanych” ziemiach nowego porządku, czyli oddawania władzy w ręce komunistów i zwalczania wszystkich, którzy się temu sprzeciwiali. Przykłady takich działań odnajdziemy również na kartach prezentowanej właśnie książki. Jeden z autorów relacji opisywał: „Jednej nocy styczniowej, było to z soboty na niedzielę, wywieźli nas do powiatu hrubieszowskiego, kilka kilometrów od dość dużej wsi. Rozładowano nas w lesie i ustalono zadania operacyjne dla poszczególnych żołnierzy i grup. W tej wsi miały się odbywać dwa wesela. Liczono, że zrobienie w tym czasie obławy przyniesie rezultaty, że uda się schwytać większą liczbę żołnierzy AK. Mnie z kolegą […] przydzielono zrewidować pierwsze gospodarstwo na skraju wsi”. Co ważne, a zarazem ciekawe, żołnierze ci doskonale zdawali sobie sprawę z tego w jak schizofrenicznej sytuacji się znaleźli. Z niedawnych ofiar Sowietów, prześladowanych przez nich i wywożonych na Wschód wcielili się obecnie w rolę swoich dawnych prześladowców i sami ścigali tych, którzy zarówno w czasie wojny, jak i po jej zakończeniu, służyli Rzeczpospolitej. „Noc ta była koszmarem dla tej wsi i dla nas samych. Silny mróz i śnieg po kolana, a tu okrążenie w środku nocy. […] Wszystko odbywało się przy zachowaniu tajemnicy, w zupełnej ciszy. Spokój mąciło huraganowe szczekanie psów w całej okolicy. Kolega i ja podeszliśmy do przydzielonego gospodarstwa i jak kiedyś do naszych okien pukali enkawudziści, tak teraz przyszło nam zrobić to samo. W mieszkaniu słychać było jakąś szamotaninę, ale nikt nam nie otwierał. Gdy drzwi się wreszcie rozwarły, wyskoczył z nich młody mężczyzna, wypadł za stodołę i uciekł po śniegu w pole. Nie poszliśmy za nim, daliśmy mu możliwość ucieczki. […] Cała akcja spaliła na panewce, bo jak się okazało, nikogo w tę noc nie złapano. Wróciliśmy do Lublina bez NSZ (reakcyjnych bandytów – jak nam próbowano przy każdej okazji wmówić)”.
Odejście lub kariera
Dla autora powyższej relacji akcje przeciwko żołnierzom polskiego podziemia niepodległościowego były nie do przyjęcia, więc gdy tylko mógł, zwolnił się z wojska i poszedł do cywila. Pamiętać jednak musimy, że wielu spośród tzw. berlingowców pozostało w wojsku i na zwalczaniu niepodległościowego podziemia i utrwalaniu komunizmu budowało swoje zawodowe kariery. Książka wzbogacona została ciekawymi zdjęciami i fragmentami dokumentów. Ciekawa publikacja, który z pewnością wzbogaca naszą wiedzę na temat początków tzw. Ludowego Wojska Polskiego, jak i instalowania się komunistów w Polsce.l
Krzysztof Osiński
Berlingowcy. Żołnierze tragiczni, pod redakcją Dominiki Czapigo Wydawnictwo RM i Ośrodek Karta