Bydgoskie muzeum potrzebuje więcej przestrzeni [ROZMOWA]
Wacław Kuczma – artysta, malarz i performer. Od 2020 dyrektor Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy/fot. Anna Kopeć
– Mamy potężne zbiory: ok. 150 tysięcy zabytków. Chcemy pokazać to, co mamy, a co w dużej mierze jest zamknięte w magazynach, dlatego szukam nowego, większego budynku dla muzeum – mówi dyrektor Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy, dr Wacław Kuczma. W rozmowie z „Tygodnikiem” opowiada o planach placówki na najbliższe lata.
Inne z kategorii
Telewizyjny Tygodnik Bydgoski: Debata o religii w szkole [VIDEO]
Marta Kocoń: Jednym z najbardziej znanych zbiorów Muzeum jest skarb bydgoski. Chce Pan zmienić miejsce jego ekspozycji.
Wacław Kuczma: Będziemy przenosić część skarbu na Gdańską, a część będzie prezentowana na Wyspie Młyńskiej, w Europejskim Centrum Pieniądza. Skarb jest bardzo rozbudowany, zawiera dużo biżuterii, obiektów dekoracyjnych, użytkowych. Przy Gdańskiej chcemy pokazać część związaną z użytkowością, a na Wyspie – monety. Mamy plan, żeby zrealizować to do końca grudnia.
Jak będzie wyglądać ta ekspozycja?
Nie ma to być sucha prezentacja. Pojawi się narracja związana ze skarbem, z pomocą nowych technik opowiemy o tym, do czego służyły jego poszczególne elementy. Opowiemy też o bardzo ciekawych rzeczach, które działy się w Polsce i Europie w czasach, z których skarb pochodzi. Chcemy przedstawić fragment z naszych dziejów, wychodząc właśnie od skarbu.
Skarb znaleziony w katedrze/fot. Anna Kopeć
Dlaczego decydują się Państwo na podzielenie go? To kontrowersyjna decyzja...
Chodzi mi o to, żeby do budynku na Gdańskiej, gdzie prezentowana jest głównie sztuka, wkroczyła także historia, by stał się wielokontekstowy. Gość przychodzący na Gdańską 4 będzie mógł zarówno doświadczyć sztuki współczesnej, XX – wiecznej, jak i tego, co wydarzyło się kilkaset lat temu.
Przedstawią też Państwo historię budynku – najpierw klasztoru, potem szpitala.
Tak, będzie to pełniejsze, kiedy udostępnimy refektarz sióstr klarysek, w którym odkryto XVII – wieczne malowidła. Konserwatorzy pracują już od przeszło roku nad tym, by je odtworzyć. Na wystawie znajdą się m.in. przedmioty, które zostały znalezione w trakcie prac remontowych.
Refektarz sióstr klarysek, w którym odkryto XVII-wieczne malowidła. Konserwatorzy pracują już od przeszło roku nad tym, by je odtworzyć/fot. Anna Kopeć
Natomiast w części z białą elewacją wprowadzimy działania, które będą wyznacznikiem współczesności, w kontekście czasów przeszłych. Znajdzie się tam sprzęt multimedialny, ekran, będzie można prowadzić spotkania nie w klimacie „szkolnym”, ale „kawiarnianym”, bardziej przyjaznym widzowi.
W Pana programie poruszył Pan kwestię rozpoznawalności bydgoskiego muzeum w kraju. Czy skarb miałby być punktem wyjścia, dźwignią promocji?
Oczywiście, że tak. Na rozpoznawalność może się składać kilka wątków. Jest skarb znaleziony w katedrze, a także inne artefakty, które zostały znalezione, a niekoniecznie są znane. Do tego dochodzi niesamowity zbiór sztuki XX wieku, jeden z najlepszych w Polsce. W zbiorach są też artefakty archeologiczne, które warto pokazywać. Historia naszego miasta w dużej części związana jest z przemysłem. Będziemy chcieli ten przemysł wydobywać na światło dzienne, pokazywać, jak prężnym miastem Bydgoszcz się stała właśnie dzięki rzemiosłu, przemysłowi, biznesowi. Nie wszyscy bydgoszczanie wiedzą, że tu była jedna z pierwszych w Polsce fabryka zapałek czy jedyna w północnej Polsce fabryka papierów fotograficznych i klisz. Były to miejsca wyjątkowe na przemysłowej mapie Polski. To rzeczy do pokazania na nowo.
Mamy też Exploseum, które jest wyjątkowym miejscem. Część obiektów dawnej fabryki to obecnie ruiny, trzeba by dostosować je do celów wystawienniczych. Mamy podpisane porozumienie ze Stowarzyszeniem Bydgoskich Klasyków [pasjonatów pojazdów sprzed 1989 roku – przyp. red.], że będą tam pokazywać motoryzację. To się rozrasta – chcemy tam wprowadzić nie tylko elementy związane z DAG Fabrik Bromberg, ale też Muzeum Techniki. Mamy zaprzyjaźnionych ludzi biznesu, którzy chcą pomóc nam je uruchomić. Spróbujemy też wprowadzić w tę przestrzeń koncerty, działania artystyczne, przy współpracy z UKW.
Chcemy pokazać to, co mamy, a co w dużej mierze jest zamknięte w magazynach. Z drugiej strony planujemy organizować takie działania, żeby przyciągać publiczność, by Muzeum było znane nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Nie zrobi się tego od razu, ale myślę, że przez dwa–trzy lata uda nam się stworzyć zalążek.
Bardzo trudno pójść ze spójnym przekazem w świat. W ramach jednego Muzeum mamy skarb, technikę, sztukę…
Skarb to jest co innego, historia przemysłu co innego, ale to wszystko się łączy. Będziemy dążyć do tego, żeby tworzyć spójną narrację, żeby nie pokazywać samego skarbu, ale włączać go w ogólną historię, kulturę naszego miasta.
Nie obawia się Pan, że przekaz się rozmyje? Że muzeum nie będzie kojarzone z niczym konkretnym?
Dlatego konstruujemy nowy dział promocji, żeby to we właściwy sposób sprzedać. Najpierw musimy stworzyć dobry produkt, co też zajmie trochę czasu, zmiany nie przyjdą od razu.
Szykuje się też kolejne otwarcie: Muzeum Farmacji naprzeciwko głównej, wyremontowanej siedziby.
W Aptece Pod Łabędziem przy ul. Gdańskiej 5 będzie prezentowana historia farmacji, medycyny. To będzie bardzo ciekawe miejsce pokazujące, jak wyglądały początki lecznictwa. Z drugiej strony będziemy starali się prowadzić działania muzealno–warsztatowe, promujące zdrowsze odżywianie, zdrowszy tryb życia, współczesne wykorzystanie ziół, żeby nie musiano zbyt często korzystać z farmacji i medycyny. Będzie można też zobaczyć, jak w dawnej aptece wytwarzało się tabletki.
Remont „Apteki Pod Łabędziem” przy ul. Gdańskiej 5/fot. Anna Kopeć
Kiedy pierwsza wystawa?
Czekamy, aż skończy się remont. Przy tego typu renowacjach pojawiają się przeszkody, które były nie do przewidzenia – np. ściana bez fundamentów, ciągi wodociągowe, które trzeba połączyć. Mam nadzieję, że od września–października uda się rozpocząć działalność.
W programie dla Muzeum zawarł Pan krytyczny głos na temat „mnożenia placów zabaw”. Jak muzealnictwo ma się łączyć z rozrywką?
Chodzi o to, żeby nie prowadzić działań zbyt powierzchownych. Jeżeli mamy tworzyć miejsca edukacyjne dla małych, średnich i dużych, to niech mają one sens, niech z takiego „placu zabaw” ktoś wyjdzie z odrobiną doświadczenia i wiedzy. Przez jakiś czas przy muzeum stawiano leżaki, tworzono ogródki [miejsca wypoczynku bez działań towarzyszących – przyp. red.] – tego nie rozumiem, są inne miejsca, niż muzeum, gdzie można coś takiego zrobić. Chciałbym, żebyśmy tutaj sprzedali sens, zrozumienie świata, w którym żyjemy. Nawet jeśli to będzie zabawa, to niech ona w jakimś stopniu edukuje o sensie istnienia, życia, bycia w tym, a nie innym miejscu. Działania muzealne dla najmłodszych mają oswajać z historią i z kulturą. Trzeba młodych ludzi nauczyć, że jest sens funkcjonowania w tym świecie. Jak tego nie zrozumieją i nie będą z tego korzystać, będą ubożsi: najpierw emocjonalnie, a w konsekwencji, z czasem, materialnie.
Jak współcześnie powinny wyglądać wystawy? W swoim programie wspomina Pan o „hybrydowości”, „wielowarstwowości”.
Właśnie to chcemy robić: przekonuję moich współpracowników, by myśleć nie tylko o grafice, malarstwie czy archeologii, ale zacząć tworzyć ekspozycje, które będą opowiadać wielowarstwowo, właśnie tak, jak w przypadku wystawy o skarbie bydgoskim.
Na przykład, kiedy zaczynamy mówić o portrecie, możemy sięgnąć do portretu odkrytego na przedmiotach archeologicznych sprzed tysięcy lat i zobaczyć, jak realizacja portretu zmieniała się przez stulecia. W okresie romańskim, gotyckim czy dzisiaj kontekst wykonania jest inny. Chodzi o to, żeby spiąć to razem.
Prezentując pejzaż, możemy sięgnąć po [europejskie] obrazy z XIX czy XX wieku – a obok zaprezentować pejzaż balijski z XIII czy XIV wieku. Czy też wprowadzać nie tylko malarstwo i rzeźbę, ale i fotografię – to różne media, ale temat pozostaje ten sam. Nie mam jeszcze stuprocentowej odpowiedzi na to, jak to zrobić – wiem, czego chcę, ale receptę musimy wypracować.
Oczywiście, będą też działania jednowarstwowe, takie jak niedawna wystawa fotografii Marka Chełminiaka – chociaż ona też składała się z różnych elementów.
Muzeum bydgoskie ma ogromne i zróżnicowane zbiory.
I bardzo dobrze. Szukamy sal, żeby większość tego można było pokazać. Trochę się dusimy – mimo, że jest tyle budynków, to niewiele tam można zrobić. Chcielibyśmy pokazać przekrój naszych zbiorów. Będziemy wyciągać nasze dobra z magazynów i zapraszać artystów, naukowców, żeby stworzyli o tym opowieść, by pokazali element historii w nowym kontekście, ale do tego potrzeba przestrzeni. Na razie spróbujemy z tym, co mamy, ale szukam nowego, większego budynku dla muzeum.
Obecnie na takie działania pozwala nam jedynie budynek Galerii Sztuki Nowoczesnej.
Ten nowy budynek ma Pan już na oku?
Budynek, który sąsiaduje z nami.
Kolejny raz nawiążę do programu. Chciał Pan opracować strategię dla muzeum na najbliższe 10 lat.
Przygotowujemy ją, ale to trochę potrwa. Na razie przebudowujemy się organizacyjnie. Połączyłem wielką liczbę działów, często jednoosobowych, w działy szersze, takie jak sztuka, historia techniki. Stworzyłem nowy dział [literatury], który ma się zająć promocją, działaniami wykładowymi, literackimi powiązanymi z naszymi zbiorami, ale także z tym, co dzieje się w kulturze polskiej czy światowej. Będziemy próbowali stworzyć tutaj księgarnię artystyczno–naukową, tradycyjną i cyfrową.
Poza tym w strategii główne miejsce zajmą zbiory: trzeba o nie lepiej zadbać, trzeba je lepiej chronić. Powołałem nowego dyrektora ds. ewidencji i kontroli zbiorów, który ma trzymać pieczę nad magazynami. W tej strategii znajdzie się zapis mówiący o dążeniu do budowy lub zorganizowania jednego centralnego magazynu muzealnego, żeby można było lepiej sprawować pieczę nad zbiorami i zajmować się nimi pod względem badawczym. To instytucja nie tylko wystawiennicza, ale i badawcza – powinna tym się w dużej mierze też zająć.
Jakie są plany na najbliższe miesiące? Wiadomo już, że coś w związku z pandemią się nie uda?
Pewne rzeczy przenosimy na następny rok. Chciałem zorganizować wielkie spotkanie z kulturą kurdyjską: sztuką, literaturą, filmem, muzyką, być może teatrem. Pokazać je w sąsiedztwie tego, czym sami dysponujemy i w jakiś sposób to połączyć: naszą kulturę i tamtejszą. Tym bardziej, że nasza historia jest bardzo podobna do historii Kurdów, którzy do dzisiaj nie mają swojego państwa, są pod zaborami innych państw.
Planujemy wystawę „Kobieta zawsze modna”, prezentującą, jak kobieta ubierała się na przestrzeni dziejów – a poprzez to również historię kobiet, tego nie można rozdzielić. Prawdopodobnie będą dwie mniejsze wystawy: chcemy zaprezentować twórczość Marcina Sautera i malarstwo artystów związanych z Borami Tucholskimi. Mam nadzieję, że uda się zrealizować wystawę skarbu bydgoskiego. Planujemy pierwsze wykłady, spotkania związane z literaturą.
Rozpocznie się także remont obiektu przy ul. Mennica 6, gdzie jest Centrum Edukacji Muzealnej. Pojawił się pomysł, by pokazać tam postać i działalność Mariana Rejewskiego, ale ten budynek jest za mały. Docelowo chcemy „wprowadzić” Rejewskiego do Exploseum, właśnie tam pokazać jego główne działania. Enigma, którą rozszyfrował ze współpracownikami, to początki świata cyfrowego. Będziemy chcieli pokazać młodym ludziom, że smartfony, tablety, które trzymają w dłoniach, są efektem tego sytemu zero–jedynkowego.
Chcemy też zmodernizować, przebudować niektóre wystawy w Exploseum, by były ciekawsze.
Poza tym będziemy przygotowywać się do stulecia, zaczniemy budować prezentację pokazującą historię muzeum, ale też historię miasta; zajmie nam to sporo czasu.
Na stulecie planujemy przebudować też wystawę archeologiczną i wydać kilka publikacji.
Wywiad został przeprowadzony 31 maja 2021 roku.