Anatomia pamięci, anatomia rozstania [RECENZJA SPEKTAKLU]
fot. Anna Kopeć
„Koniec miłości”, pierwsza w tym sezonie premiera w bydgoskim Teatrze Polskim, to murowany hit. Idźcie na to, bo Katarzyna Herman i Juliusz Chrząstowski są w szczytowej formie.
Inne z kategorii
Beniamin Bukowski będzie dyrektorem TPB
Tekst francuskiego dramaturga i reżysera Pascala Ramberta wydawać się może niesceniczny: dwa potężne monologi rozpisane na kobietę i mężczyznę, po swojemu opowiadających o tytułowym końcu.
Reżyserka Dorota Androsz, dobrze znana bydgoskiej widowni, obecnie aktorka Teatru Wybrzeże, postawiła na prostotę wyrazu. Przestrzeń dużej sceny Teatru Polskiego wypełniła niebieskim żwirkiem, po obu stronach zamknęła wysokimi, niebieskimi ścianami. Trochę telewizyjny bluebox, trochę piaskownica, tyle że dla dorosłych. Ale scenografia to tylko pretekst dla historii dwojga ludzi, którzy kiedyś bardzo się kochali…
Ten spektakl zależy od aktorów i jeśli choćby jedno z nich sprawę zawali, zawali się całe misterne rusztowanie. Na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Mało tego, za sprawą świetnych, znakomitych Katarzyny Herman i Juliusza Chrząstowskiego, rusztowanie minuta po minucie odsłoniło ponurą ruinę związku kobiety i mężczyzny.
fot. Anna Kopeć
Najpierw do ataku ruszył on. Monstrualnym słowotokiem chciał zalać, zatopić, zniszczyć niegdysiejszą kochankę, partnerkę, matkę swoich dzieci. Przyznam, że na początku tego monologu pomyślałem sobie: „Boże, co za dupek! Jak ona mogła z nim wytrzymać?!”. Chrząstowski podaje tekst energetycznie, jakby cały był oskarżeniem, żywiołowo szuka właściwych słów, a gdy je znajduje, obraca w ustach jak drogocenne trufle, wypluwa seriami i natychmiast szuka następnych. Tresuje swoją partnerkę, która, skulona po przeciwległej stronie „piaskownicy” sprawia zrazu wrażenie wycofanej i pogodzonej z losem. Widać, że każde wyrzucone przez niego zdanie godzi w nią niczym strzałka z kurarą. Można odnieść wrażenie, że mężczyzna w tym związku jest dominatorem, który doszedłszy do wniosku, że wszystko skończone, chce na odchodne przygnieść kobietę precyzyjnie oszlifowaną retoryczną bryłą.
Katarzyna Herman przez pierwszą część przedstawienia ma piekielnie trudne zadanie, bo nic nie mówi. Jej twarz jednak zdaje się mówić więcej niż ten przeintelektualizowany gaduła po drugiej stronie. On zwyczajnie chce zagadać, zasypać słowami pustkę, która ssie go od środka. Ona słucha, a potem przystępuje do kontrataku. Już widać, że mężczyzna jest na straconej pozycji, choć oglądając po raz pierwszy tę sztukę, miałem nadzieję, że scenarzysta zostawił dla niego jeszcze jakiś zapas amunicji. Ale nie, kobieca kanonada jest nieubłaganie zwycięska. To kobieta zachowała, w przeciwieństwie do mężczyzny, resztki czułości, to ona nosi w sobie pamięć wszystkich wspólnych chwil. To znaczy on też, ale on w tę pamięć postanowił zwyczajnie się załatwić własną frustracją. Katarzyna Herman rozgrywa swoją partię fachowo i monologiem wręcz wdeptuje kolesia w piasek. Jak to kobieta.
fot. Anna Kopeć
Tekst jest długi i można delektować się jego wszystkimi smaczkami albo niesmacznymi momentami. Nie jest jednak na tyle długi, żeby zmęczyć nawet najbardziej naburmuszonych widzów. Jest muzyka i gra światłem. Na przykład wtedy, gdy para wspomina swoją wycieczkę do Włoch, gdzie widzieli fresk przedstawiający Sąd Ostateczny. Oboje zamierają z grymasami potępionych, wzmocnionymi przez stroboskopowe efekty.
Dopiero zakończenie „Końca” uświadomiło mi, że nie oglądałem żadnego pojedynku (choć widzowie obu płci wskazywali panią jako zwyciężczynię). Kiedy Herman i Chrząstowski stoją naprzeciw siebie, w tej kretyńskiej piaskownicy, stoją i stoją, i patrzą na siebie, i panuje taka nieznośna cisza, że chciałoby się wrzasnąć – wtedy dopiero rozumiemy, że to naprawdę koniec.
Ten spektakl to zwycięstwo Teatru Polskiego (mimo że ekipa pracowała nad Brdą gościnnie), teatru opowieści i teatru, który mnie obchodzi, dotyka, dotyczy, jak zwał, tak zwał. Człowiek, drugi człowiek i to co ich łączy, a raczej dzieli. Proste? To spróbujcie tak jak w Bydgoszczy.
O Teatrze Polskim czytaj też:
Początek sezonu w Teatrze Polskim. Katarzyna Herman w premierowej sztuce