Ojciec nigdy się nie poddawał [Wspomnienie o Jarosławie Wenderlichu]
Jarosław Edward Wenderlich (1948–2016)
27 kwietnia 2016 r. zmarł Jarosław Wenderlich senior. Bydgoszczanin – nie będzie to przesadzone – którego życiorysem można by obdarzyć kilka osób.
Inne z kategorii
Tako „Rzeczemy” i poetycko wieczerzamy [ZAPROSZENIE]
Pożar mieszkania w Fordonie [Z OSTATNIEJ CHWILI]
W swoim życiu był m.in. prokuratorem, radcą prawnym, przez ponad 22 lata dyrektorem bydgoskiej delegatury Najwyższej Izby Kontroli, rzecznikiem prasowym „Solidarności” Regionu Bydgoskiego. Z ramienia „Solidarności” uczestniczył w słynnej sesji WRN 19 marca 1981 r.. Był dziennikarzem, w tym redaktorem naczelnym w gazecie zakładowej Predom-Romet oraz sekretarzem redakcji w ZNTK (ówczesne gazety zakładowe objętością praktycznie nie ustępowały dzisiejszej prasie), a także naczelnym „Wolnych związków” (organu prasowego NSZZ „Solidarność” Regionu Bydgoskiego), „Chłopskiej sprawy” (wydawanej przez NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych) i oczywiście prasy podziemnej.
Dał się poznać jako zapalony turysta (działacz i współzałożyciel Regionalnego Oddziału PTTK Szlak Brdy oraz m.in. redaktor naczelny Pisma Krajoznawczego „Trakt”) oraz regionalista, który ukochał Bydgoszcz. Był także zaangażowanym działaczem TMMB, współredagował „Kalendarze Bydgoskie”, w których starał się uratować od zapomnienia osoby, które napotkał na drodze swojego życia. Przelewał na papier życiorysy tych, którzy wywarli na niego wpływ, wpisali się w historię Polski i Bydgoszczy, a z którymi bardzo często się przyjaźnił. W „Kalendarzach” wspominał takie zacne osobistości, jak ks. Stanisław Bryll (Jego katecheta), Leszek Jan Malinowski ps. Orland (wieloletni przyjaciel Jego Ojca, u którego poznawał literaturę), czy Jego zmarły w niewyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach przyjaciel Krzysztof Gotowski.
Społecznikowskie pasje przejawiał na wielu płaszczyznach, w tym w Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom, którego w Bydgoszczy był członkiem założycielem, czy w Stowarzyszeniu Politycznym „Prawda i Sprawiedliwość”. Bardzo dużo pisał, w tym pod pseudonimami. Mało kto wie, iż był autorem „Szopek noworocznych” publikowanych w „ „Ilustrowanym Kurierze Polskim”. Wraz z Elżbietą Lubiewską napisał książkę „Nasza wolność. Bydgoski marzec”.
Cechowała Go wyjątkowa odwaga, połączona z można rzec ułańską fantazją. Pamiętam, jak w połowie lat 90. obudził nas hałas tłuczącego się szkła w sklepie na parterze przy ul. Gdańskiej. Wyszedł na ulicę, zabierając także mnie i psa „celem ujęcia złodziei”. Ci ukryli się na tyłach sklepu, a my pilnowaliśmy, aby nie wyszli... Akurat w tym czasie można było spotkać osoby wracające z dyskotek. Zaczepiał przechodniów, pytając, czy pomogą ująć sprawców – zaś wszyscy przechodzili obojętnie lub odmawiali z niechęcią. Nim dojechał patrol, złodzieje ulotnili się z zakładu tylnym oknem. Inna sytuacja, gdy w połowie lat 80. na placu Weyssenhoffa sąsiedzi mojej prababci Lucyny Baum, o których kiedyś śpiewano, iż „jeżdżą wozami kolorowymi z taborami” zabarykadowali się w mieszkaniu po zmarłej i nie chcieli nikogo wpuścić. Ojciec wezwał na miejsce patrol MO. Gdy funkcjonariusze stwierdzili, że nie są w stanie nic zrobić – wziął siekierę i sam „otworzył” drzwi, zaś funkcjonariusze widząc, co się dzieje, po cichu opuścili miejsce tej niespodziewanej akcji.
Jako dyrektor, a także członek Kolegium NIK miał bardzo dużą wiedzę o aferach, nieprawidłowościach występujących w Polsce. Prasa wielokrotnie donosiła, że NIK wskazuje błędy, uchybienia czy zawiadamia o czymś prokuraturę. W związku z tym nie zawsze w Jego życiu było sielankowo i kolorowo. Trzeba przypomnieć, że za swoją pracę zapłacił, gdy „nieznani sprawcy” spalili mu w 1996 r. przed wakacjami dom letniskowy. Sam odbierałem w tym czasie pogróżki telefoniczne z przekazem, że „zginiemy”. Stare porzekadło mówi, iż prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. To śp. Krzysztof Gotowski wyciągnął do Ojca rękę i wakacje spędziliśmy w Więcborku na działce tego zasłużonego byłego wiceprzewodniczącego MKZ Regionu Bydgoskiego. Nawet te pogróżki nie powstrzymały Ojca od dalszej pracy, On nigdy się nie poddawał.
Ukochał Bydgoszcz, ale także Brdę – organizował tu ogólnopolskie spływy kajakowe Pracowników NIK (głównie Brdą, ale także Wdą), których był komandorem. Chciał pokazywać piękno naszych polskich lasów, rzek. Miłował przyrodę i środowisko. W wolnym czasie sam pływał po Brdzie łódką, a gdy Jego ulubioną łódź skradziono – kajakiem, Jako„stary turysta”, jak sam o sobie mawiał, nie przepadał za wracaniem taką samą trasą, zawsze musiał wymyślić inną.
Bardzo lubił zwierzęta, a wręcz uwielbiał psy. Owczarek podhalański Bimber (wybrał takie imię, gdyż kupił go pod Gubałówką od pijanego góra) chodził z Nim do pracy i często można było zauważyć wielkiego, białego futrzaka naprzeciw bazyliki w dawnej siedzibie NIK przy al. Ossolińskich 7. Kiedyś po mieście krążyła anegdota, że gdy Ojciec udał się na pocztę przy ulicy Gdańskiej i przywiązał Bimbra do kosza na śmieci, to po jego wyjściu z poczty okazało się, że nie ma ani psa, ani kosza. Napotkany przechodzień stwierdził, iż widział psa, który ciągnął za sobą przez ulicę Gdańską kosz, wstrzymał ruch tramwajów, następnie zerwał się ze smyczy i pobiegł do kamienicy przy Gdańskiej 75... Gdy Bimber zakończył żywot, Ojciec zaczął przygarniać psy z bydgoskiego schroniska.
Wspomnienie o tym, kto w międzyczasie przewinął się przez nasz dom, starczyłoby na dodatkowy artykuł – że wspomnę tylko Krzysztofa Gotowskiego, ks. Józefa Kutermaka, Wiesława Warzochę, Barbarę Kubiak, Stanisława Niesyna, Antoniego i Barbarę Tokarczuk, Stefana i Bronisława Pastuszewskich, Andrzeja Boguckiego, mec. Ryszarda Tuska i wielu, wielu innych zacnych mieszkańców i obywateli.
Ojciec uwielbiał śpiewać, przygotował więc śpiewnik, by „pieśń uszła cało”. W latach 90. w Smukale na jednym ze spotkań przy ognisku śpiewy rozchodziły się po okolicznych działkach, przez co sąsiedzi mieli utrudniony sen. Na drugi dzień przyszedł jeden z nich (jak się okazało, pracownik opery) i powiedział, że „właściwie całe towarzystwo to by kazał stąd wyrzucić, ale tego jednego to by ze sobą zabrał do opery”... Tym jednym był Ojciec.
Nie skłamię, pisząc, że był człowiekiem lubianym, bardzo towarzyskim, ale także szanowanym – co potwierdza wielu Jego przyjaciół, którzy wciąż nie mogą pogodzić się z Jego śmiercią. Nigdy nie odmawiał pomocy. A był bardzo wyczulony na krzywdę ludzką. Do tego był człowiekiem rodzinnym, bo mimo licznych obowiązków, zawsze znajdował dla rodziny czas.
Jego pasją były książki. To przykład bibliofila, który w wybranych księgarniach miał swoją półkę, zaś praktycznie nie było dnia, by nie kupował nowych książek. Sam zaś nie miał już gdzie ich składować, więc przechowywał je nawet w pracy.
Z wielu relacji wiem, że wspierał ubogich, potrzebujących, Kościół – finansowo i nie tylko. Przy czym nigdy się z tym nie obnosił. Gdy w bazylice św. Wincentego à Paulo, z którą był szczególnie związany, trwała zbiórka pieniędzy na posadzkę, to po wpłacie powiedział mi, wyraźnie zadowolony, że teraz będzie stał na posadzce, do której mógł się dołożyć. Co ciekawe, nigdy nie pchał się do pierwszych ław – zawsze stawał lub siadał z tyłu kościoła. To właśnie przed bazyliką św. Wincentego à Paulo w stanie wojennym wraz ze Zbigniewem Kucewiczem wbetonował ku pokrzepieniu serc tzw. krzyż partyzancki z obwiedzionym drutem kolczastym konturem Polski.
Zawsze podkreślał, że „historia magistra vitae est” – przypominał wydarzenia, zabiegał o ich upamiętnienie. To m.in. z jego inicjatywy na ówczesnej siedzibie delegatury NIK przy al. Ossolińskich 7 ufundowano tablicę upamiętniającą 15 pracowników Sztabu Komendy Okręgu Straży Granicznej w Bydgoszczy zamordowanych przez NKWD w Katyniu-Miednoje.
To tylko kilka faktów, kilka wydarzeń z życia Jarosława Edwarda Wenderlicha – zainspirowany m.in. apelem senatora Jana Rulewskiego, by spisać Jego czyny i słowa, podjąłem się tego działania. Materiał jest ogromny, zaś Ojciec zostawił po sobie nawet spisane dzień po dniu wspomnienia z lat 60., gdyż, chciał po latach przeanalizować etap swojego dojrzewania.
Msza święta w I rocznicę śmierci Jarosława Edwarda Wenderlicha w Jego intencji odbędzie się 27 kwietnia 2017 r. o godz.16.30 w kościele Zmartwychwstania Pańskiego (al. kardynała Stefana Wyszyńskiego 58).
Jarosław Wenderlich jr
Jarosław Wenderlich senior był odznaczony m.in. Brązowym Krzyżem Zasługi (1997), Odznaką Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej „Zasłużony Działacz Kultury” (2000), Krzyżem Semper Fidelis (2006), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2007), Medalem Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego „Unitas Durat Palatinatus Cuiaviano-Pomeraniensis”(2014), Krzyżem Wolności i Solidarności (2015), Medalem Kazimierza Wielkiego (2016) i Złotym Medalem za Długoletnią Służbę (2016).