Felietony 31 sty 2018 | Michał Jędryka
Istnieje większe prawo [FELIETON]

fot. Pixabay

W zimowej aurze, która towarzyszyła nam w ostatnich tygodniach, a wcześniej w sentymentalnym nastroju Bożego Narodzenia, w Polsce pozornie przycichły nieco polityczne spory, mimo że znaczących wydarzeń politycznych przecież nie brakowało – mamy nowego premiera, nowy rząd i – w pewnej mierze – nowe oblicze „dobrej zmiany”.

Michał Jędryka

redaktor naczelny "Tygodnika Bydgoskiego"

Dość dawno już wyczerpały się zasoby politycznego paliwa, na których bazowali politycy centrolewicy, organizujący uliczne ruchawki z okrzykami „konstytucja, konstytucja!”. I można by się nad tym tylko ironicznie uśmiechnąć, bo nie widać racjonalnego powodu, dla którego miałyby znaleźć posłuch owe manifestacyjki, odwołujące się do kiepskiego skądinąd kompromisu konstytucyjnego z 1997 roku. Jakość tamtej konstytucji to temat na odrębną, poważną analizę. Sam jednak fakt istnienia konstytucji w państwie – jako ustawy zasadniczej – jest przecież godny uwagi (i fakt ten był sprytnie, choć nieskutecznie, wykorzystywany przez wspomnianą centrolewicę). Istnienie bowiem w państwach prawa zasadniczego, jakim jest konstytucja, jest cieniem, czy odbiciem, pewnego porządku, na który chciałbym tu zwrócić uwagę.

 

Człowiek intuicyjnie przyjmuje – i słusznie – pewien hierarchiczny porządek świata. Od dziecka widzi, że pewną władzę faktyczną mają nad nim jego rodzice, później dostaje się pod władzę nauczyciela, następnie szefa w pracy, kiedyś – gdy jeszcze mieliśmy obowiązkową służbę wojskową – pod władzę dowódcy w wojsku. Każda z takich władz w jakimś zakresie ustanawia pewne zasady (bo władza polega na ustanawianiu zasad), będące odpowiednikiem prawa stanowionego przez państwa. Jeśli nauczyciel, szef czy dowódca, jest niesprawiedliwy, człowiek intuicyjnie szuka sprawiedliwości u władzy wyższej, której ten podlega.

 

Współczesne państwa po to właśnie tworzą konstytucje, żeby dać obywatelowi poczucie istnienia tego najwyższego w państwie prawa, któremu inne muszą być podporządkowane. Ale przecież nie zawsze tak było. Jak to celnie sformułował Paweł Milcarek – „zanim zaczęły się w świecie władzy spory o ograniczenie władzy monarchy przez »karty« i »konstytucje«, jest od dawna w świecie chrześcijańskim taka władza, którą poddaje się prawu większemu od niej”. Tak jest istotnie i niech Czytelnik nie myśli, że jest to władza, która istnieje tylko dzięki religijnej wierze. Nie. Tę władzę znały już czasy przedchrześcijańskie, a pokazał to Sofokles w „Antygonie”.

 

I dlatego uważam spór, który trafił właśnie do Sejmu, spór o życie bezbronnych i nienarodzonych jeszcze istot ludzkich, za centralny spór cywilizacyjny, o fundamentalnym znaczeniu. Jest to spór między tymi, którzy twierdzą, że norma „nie zabijaj” jest tylko kontraktem, umową społeczną, a tymi, którzy uznają, że ta norma jest starsza i ważniejsza niż wszystkie konstytucje świata.