Historia 17 cze 2017 | Krzysztof Osiński
Bydgoscy krzewiciele antysemityzmu

„Szabes Kurier” to jedna z najbardziej antysemickich gazet w międzywojennej Polsce. Wydawano ją w Bydgoszczy, a nakład dochodził niekiedy nawet do 50 tys. egzemplarzy.

Gazeta powstała w 1924 r. i z krótkimi przerwami wydawana była przez cały okres międzywojenny. Początkowo w Bydgoszczy, później w Poznaniu, Katowicach, a na koniec ponownie w Bydgoszczy. Jej założycielem, wydawcą i redaktorem naczelnym był urodzony 10 sierpnia 1893 r. w Turobinie na Lubelszczyźnie Michał Kulik. Gdy miał kilka lat jego rodzina wyemigrowała do Kanady. W czasie I wojny światowej służył w szeregach kanadyjskiej armii. Po powstaniu Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera przyłączył się do niej i walczył w jej szeregach. W 1919 r. wraz z nią przybył do Polski. Walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. Później zaangażował się w działalność różnych skrajnych ruchów nacjonalistycznych. Działał m.in. w Związku Samoobrony Społecznej „Rozwój”. Pierwszy numer „Szabes Kuriera” sygnowany był właśnie jako organ prasowy tego zrzeszenia.

Na temat pozostałych członków redakcji „Szabes Kuriera” nie mamy niestety tak szczegółowych danych. Poza Michałem Kulikiem w redakcji zasiadał jeszcze jego brat Jan, a ponadto Ludwik Liczbański, Jan Malinowski (kierownik działu poznańskiego), Jakub Rymaszewski (kierownik działu prowincjonalnego), Andrzej Gołąb (odpowiedzialny za kolportaż), były marynarz Witold Kendra (dział pomorski) i inni. Rysunki wykonywał najczęściej artysta malarz Janusz Kudrewicz, ale również takie osoby jak Paweł Griniow, Edmund Seydak i Kazimierz Grus. Z redakcją współpracowało wielu dziennikarzy i korespondentów prasy codziennej, najczęściej jednak bez podawania na łamach swoich personaliów.

Kulisy pracy redakcji

Początkowo tytuł gazety wielu potencjalnych czytelników myślało, że jest to pismo żydowskie. W 1925 r. z tego powodu zmieniano nawet tytuł na „Front Aryjski” i „Alarm”, ale szybko wrócono do pierwotnego szyldu. W późniejszym czasie jeszcze kilka razy zmieniano tytuł, tym razem jednak po to, aby uniknąć skutków procesów sądowych. W okresach tych pismo nazywało się „Nowy Szabes Kurier”, „Bicz Pomorski”, „Bicz Narodowy”, „Osa”, „Pod Pręgierz”. Za każdym razem w podtytule zawierano jednak pierwotną nazwę, aby czytelnicy wiedzieli, z czym mają do czynienia.

Z tych samych taktycznych powodów często zmieniano osoby pełniące funkcję redaktorów odpowiedzialnych, którzy za treści zamieszczane w gazetach odpowiadali osobiście i w przypadku nałożenia przez władze kary urzędowej odbywali ją w imieniu redakcji.

Siedziba redakcji mieściła się początkowo w Bydgoszczy, w 1930 r. została jednak przeniesiona do Poznania, później do Katowic, aby na koniec powrócić do Bydgoszczy. Udało się ustalić kilka adresów związanych z funkcjonowaniem gazety. W Bydgoszczy redakcja początkowo miała swoją siedzibę przy ul. Podolskiej 20, później przy ul. Poznańskiej 14, Kozietulskiego 4a i Gdańskiej 125. Przenosiny związane były z kłopotami wynikającymi z procesów sądowych wytaczanych redakcji przez osoby czujące się urażone tekstami publikowanymi na łamach „Szabes Kuriera”. Ponadto udało się ustalić, że stałą drukarnią gazety był zakład poligraficzny Franciszka Załachowskiego przy ul. Warmińskiego 17 w Bydgoszczy, ale drukowano ją również w drukarni „Apollo” w Poznaniu oraz w Katowicach.

Szacuje się, że pod koniec lat trzydziestych łączny nakład pism antyżydowskich w Polsce wynosił 100 tys. egzemplarzy. Znaczący udział w tym segmencie miał „Szabes Kurier”. Początkowo nakład gazety wahał się w granicach 5 tys. egzemplarzy, z czego w Bydgoszczy rozprowadzano zaledwie 300 egzemplarzy. Z czasem jednak nakład zaczął wzrastać. Andrzej Kłyszyński, wieloletni redaktor przed i powojennej prasy bydgoskiej podaje, że w późniejszym czasie średni nakład „Szabes Kuriera” wynosił 25 tys. egzemplarzy, chociaż bywały wydania, które rozprowadzano aż w 50 tys. egzemplarzy. Zdarzało się tak w przypadku podejmowania specjalnych akcji, które dotyczyły znanych osobistości, takich jak potentat prasowy, wydawca m.in. „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”, Marian Dąbrowski. Wówczas tylko w samym Krakowie sprzedać się miało 20 tys. egzemplarzy gazety.

Nakład „Szabes Kuriera” był na tyle duży, że zapewniał wydawcy spore zyski. Pochodziły one nie tylko z reklam i ogłoszeń, ale również ze sprzedanych egzemplarzy. Gazeta była odpłatna, w różnych okresach kosztowała 30–50 groszy, podczas gdy średnia pensja wynosiła 150 zł. Było to dość dużo jak na pismo liczące niewiele stron i prezentujące tendencyjne, monotematyczne treści. Mimo to sprzedawało się dobrze, co wynikało prawdopodobnie z sensacyjności artykułów zamieszczanych na jego łamach. Z informacji zawartych w gazecie dowiadujemy się, że rozprowadzano ją na terenie całego kraju, ale również poza granicami, w amerykańskich miastach Detroit i Pittsburgh.

Zawartość pisma

Zdzisław Biegański, autor jedynego artykułu naukowego na temat „Szabes Kuriera”, podkreśla, że gazeta ta posługiwała się w odniesieniu do Żydów wyjątkowo plugawym językiem. Historyk ten wylicza pogardliwe określenia, którymi na łamach stygmatyzowano na „Kuriera”: „żydowska hołota, żydowski polip, żydowska zgnilizna, zaraza nalewska, żydowiny, pejsata hołota, trupokupcy, epidemia gangreny,”. Określeń tego typu można odnaleźć jednak znacznie więcej.

Formalnie redakcja odżegnywała się od przemocy wobec Żydów, pisząc na przykład: „Nie chcemy bić i mordować, lecz nie dajmy Żydom zarobków, a oni, nie mając u nas co robić, sami się od nas wyniosą”. W rzeczywistości jednak teksty przeczyły tym deklaracjom. Czasami robiono to zresztą w bardzo przebiegły sposób, który formalnie miał odrzucać ewentualne zarzuty o podżeganie do przemocy. Przykładowo, w jednym z numerów duży nagłówek tekstu głosił „Bić Żydów”, a pod spodem małymi literami dopowiadano „nie wolno!”.

W „Szabes Kurierze” stygmatyzowano również Polaków, którzy mieli jakiekolwiek relacje z Żydami. Pogardliwie nazywano ich „Szabesgojami” i obdarzano równie obraźliwymi epitetami co Żydów. Według redaktorów byli oni zdrajcami sprawy polskiej, sprzedawczykami i osobami pozbawionymi honoru. W gazecie publikowano „nekrologi” kupców współpracujących z Żydami, sporządzano listy hańby, a nawet publikowano zdjęcia osób korzystających z żydowskich sklepów. Redaktorzy byli zadowoleni ze swoich działań, które uważali za skuteczne. Pisali, że „z obawy, aby nie ujrzeć w przyszłym numerze swoich fotografii, niejedna kobieta, lubująca się w zapachu czosnku i cebuli, nie pójdzie kupować do Żyda”. Piętnowano wszystkich, nawet księdza katolickiego, który skorzystał z usług żydowskiego fotografa. Na łamach gazety wzywano wręcz, aby „nie podawać ręki napiętnowanym Polakom”. Niektóre akcje „Szabes Kuriera” były niezwykle skuteczne, czego przykładem może być zamknięcie żydowskiego kina „Lido” mającego swoją siedzibę przy ul. Mostowej.

Liczne procesy i interpelacje

Ze względu na napastliwe teksty redaktorzy i kolporterzy „Szabes Kuriera” wielokrotnie byli napadani, a redakcję wielokrotnie pozywano do sądu przez osoby, które poczuwały się znieważone zamieszczanymi na jego łamach tekstami. Michał Kulik nie przejmował się jednak wytaczanymi mu procesami. Z typową dla siebie butą odpowiadał adwersarzom: „Nie ma w Polsce siły, która by mogła zakazać wydawanie mojej gazety”.

Procesów Michał Kulik miał sporo. Szerokim echem odbił się zwłaszcza proces, jaki pod koniec lat trzydziestych wytoczył mu Marian Dąbrowski, wydawca „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” i innych gazet. W lipcu 1939 r. w Sądzie Okręgowym w Krakowie miał z kolei miejsce proces redaktora Kulika oskarżonego przez siedmiu współpracowników „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”. Postępowanie było następstwem publikacji „Szabes Kuriera”, w której zamieszczono listę 70 redaktorów krakowskiej gazety z informacją, że mają oni korzenie żydowskie. Jednocześnie nazwano ich ironicznie „prawdziwymi Polakami”. Redaktorzy poczuli się znieważeni i oddali sprawę do sądu. Ku ich zaskoczeniu sąd oddalił pozew i nakazał im pokryć koszta procesowe.

Szczególnie dotknięci tekstami publikowanymi na łamach „Szabes Kuriera” byli przedstawiciele mniejszości żydowskiej. Za pomocą swoich parlamentarzystów starali się wpływać na władze, aby te przywołały redakcję do porządku. Poseł Emil Sommerstein kilkukrotnie składał interpelacje, w których domagał się ukarania „Szabes Kuriera” za szkalowanie Żydów. W jednej z nich, z 1935 r., pisał m.in.: „Prasa brukowa, jak m.in. »Szabeskurjer«, »Hasło Podwawelskie«, »Samoobrona Ludu« w ohydnych rycinach i bezprzykładnych pamfletach codziennie i co tygodnia odsądza Żydów od człowieczeństwa, przypisuje im najbardziej zbrodnicze, szatańskie instynkty i zapowiada zbawienie Państwa i narodu po wytępieniu Żydów, co nastąpić ma drogą pogromu fizycznego i gospodarczego odosobnienia i zdławienia”. Domagał się zapewnienia Żydom bezpieczeństwa i ukrócenia działań wymierzonych w przedstawicieli tej narodowości.

Historia bywa przewrotna

Swoistym chichotem historii można nazwać dalsze losy redaktora naczelnego „Szabes Kuriera”. W czasie wojny Michał Kulik zamieszkał we Włocławku. Został aresztowany przez Niemców, postawiony przed sądem i skazany na śmierć. Wyrok wykonano 24 czerwca 1942 r. w więzieniu przy ul. Młyńskiej w Poznaniu. Wraz z jedenastoma innymi Polakami został wówczas ścięty na gilotynie. Przed wojną, na jednym z organizowanych przez siebie wieców w Grudziądzu chwalił Hitlera za jego podejście do Żydów. Mówił wówczas m.in. że „przyjdzie czas, gdy rasa aryjska stawiać będzie Hitlerowi pomniki za jego zasługi w zwalczaniu żydostwa”. Nie przewidział, że Niemcy podobnie do Żydów traktować będą również Polaków.