Bydgoszczanka na wózku: Jestem młoda, pubów tu dla mnie nie ma
Odkąd mam swoją platformę, znowu mogę wychodzić z domu – mówi Anna Szczudlińska/ fot. materiały prywatne
Brakuje dostosowanych pubów, w których mogłabym się spotkać z przyjaciółmi, a największy absurd to brak autobusu, który zawiózłby mnie z Wyżyn na dworzec PKS – tak ocenia Bydgoszcz jeżdżąca na wózku Anna Szczudlińska.
Inne z kategorii
Bukowiecki i Kaczmarek są już po ślubie!
26-letnia bydgoszczanka cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Ma sparaliżowane obie nogi i prawą rękę, w poruszaniu potrzebuje pomocy drugiej osoby, zwykle jest to mama albo tata. Niepełnosprawność nie spowodowała, że zamknęła się w domu. Anna Szczudlińska jest magistrem kulturoznawstwa, skończyła także studia podyplomowe z neuroekonomii w Wyższej Szkole Gospodarki w Bydgoszczy. Jej pasją jest śpiewanie – jeździ na festiwale i zdobywa nagrody w całej Polsce.
Magdalena Gill: Bydgoszcz jest przyjazna osobom niepełnosprawnym?
Anna Szczudlińska: Raczej tak, choć przyznam szczerze - najgorszy problem mam z filharmonią. Bardzo chciałabym chodzić na koncerty i inne wydarzenia, które tam się odbywają, ale bariery architektoniczne są dla mnie nie do przeskoczenia. Schody w filharmonii są masakryczne. Co prawda mają tam schodołaza, ale nie jest pierwszej świeżości. Jak byłam dwa lata temu, to się rozpadł na kawałki, do tej pory mam traumę. Żałuję tego strasznie, bo w filharmonii dzieje się tyle fajnych rzeczy, a ja już mam taką blokadę, że raczej się nie przełamię. Dopóki filharmonia nie zostanie zmodernizowana, już się tam nie wybiorę. Tym bardziej że tata, który kiedyś nosił mnie po schodach, zachorował i już nie mogę na niego liczyć. Wybieram więc tylko miejsca, które są w pełni dostosowane i gdzie nie mam żadnych problemów z poruszaniem.
Z innych instytucji kultury pewnie najlepiej jest w operze?
Na kulturze zależy mi w Bydgoszczy najbardziej, z racji skończonych studiów. Opera jest dla mnie najbardziej dostępna. Nigdy nie miałam problemów, żeby się tam dostać i zobaczyć spektakl z dobrego miejsca. W przypadku teatru już nie jest tak dobrze. Teoretycznie jest dostosowany dla niepełnosprawnych, ale jak pytałam mailowo o dobre miejsce, w którym mogliby mnie ewentualnie umieścić to był problem, żeby obsługa teatru w ogóle odpowiedziała na moje pytania. W Bydgoszczy też bardzo brakuje dostosowanych dla niepełnosprawnych pubów czy klubów. Jestem młoda, mam 26 lat. Chciałabym wyjść gdzieś wieczorem z przyjaciółmi.
Jest z tym problem?
Właściwie nie ma miejsc dostępnych dla osób na wózkach. Gdy próbuję sobie przypomnieć tak na szybko, przychodzi mi do głowy Eljazz, do którego jednak też prowadzi kilka schodów. Chyba nie byłam w Bydgoszczy w stricte dostosowanym miejscu, zawsze były jakieś schody albo na przykład niedostosowane łazienki, do których nie mogłam wjechać. Gdy chcę się spotkać z przyjaciółmi, zwykle kończy się na tym, że zapraszam ich do siebie.
Wynika z tego, że ciągle jest w Bydgoszczy dużo do zrobienia.
W porównaniu z Warszawą, gdzie czasem jeżdżę na spektakle czy inne wydarzenia kulturalne, jest kiepsko. To niebo i ziemia. Nawet komunikacja miejska jest inna. Kierowcy w warszawskich tramwajach i autobusach tak nie szarpią. Zresztą w komunikacji zauważam największy absurd, związany z niepełnosprawnymi w Bydgoszczy.
Jaki?
Od siebie z Wyżyn nie mam czym dojechać na dworzec PKS. Autobusy w tamtą stronę nie jeżdżą, a do tramwaju nie wejdę, jeśli nie jest niski, a nie jeździ takich zbyt wiele. W sumie muszę jakoś kombinować, czyli jeździć taksówkami, albo tata chodzi ze mną pieszo od ronda, więc też jest to bardzo skomplikowane. Widać, że ktoś kto układa te kursy, kompletnie nie ma pojęcia o problemach niepełnosprawnych. Wystarczyłoby, by miał choć jedną taką osobę w rodzinie, na pewno zaraz zrobiłby jakieś udogodnienia dla nas. Wiele było takich przypadków. Pamiętam, jak kiedyś byłam nad morzem i promenada nie była dostosowana. Zaledwie rok później ktoś z rodziny burmistrza złamał nogę i w następnym roku już wszystko było dla mnie dostępne.
Bydgoskie centra handlowe to chyba najlepsze pod względem dostosowania dla niepełnosprawnych miejsca w mieście?
Ja zwykle wybieram Zielone Arkady, do których z Wyżyn mam najbliżej. To jest moje ulubione centrum handlowe – tam jest wszystko, co potrzebuję: windy, dostosowane łazienki, nie mam tam żadnych problemów.
A osiedla? Jak wydostaje się Pani ze swojego bloku?
Żeby wyjść na zewnątrz, mam do pokonania osiem schodów. Bariera nie do przeskoczenia. Kiedyś nosił mnie tata. W grudniu, gdy zachorował na raka, już nie mógł. Wtedy przez pół roku nie mogłam ruszać się z domu. Wzięłam więc sprawę w swoje ręce i rozpoczęłam zbiórkę na platformę przyschodową, żebym mogła być bardziej samodzielna i tylko z minimalną pomocą rodziców czy znajomych wychodzić z domu.
Uzbierała Pani na nią pieniądze, dzięki pomocy celebrytek: piosenkarki Haliny Mlynkovej i trenerki fitness Ewy Chodakowskiej. Jak do tego doszło?
Zrzutkę zapoczątkowała Halina Mlynkova na jednym ze swoich koncertów. Powiedziała ludziom o mnie i moim tacie, zadedykowała mi piosenkę i po koncercie postawiła puszkę, do której ludzie mogli wrzucić przysłowiowe 5 zł, jak ogłosiła. Potem Ewa Chodakowska udostępniła to na swoim profilu i w ciągu doby kwota urosła nagle do 20 tys. zł. Byłam w szoku i nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Gdy rozkręcałam to sama, uzbierałam tylko 8 tys. zł. Jak Ewa udostępniła, szybko uzbierałam całość.
Ile kosztowała platforma?
27 tysięcy złotych. Ani moich rodziców, ani mnie nie było stać na taki wydatek. Na pomoc PFRON-u też czekać nie mogłam, bo przez kolejne pół roku albo dłużej nie wychodziłabym z domu, a na to nie mogłam sobie pozwolić.
Skąd znałaś Halinę Mlynkovą?
Poznałam na Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, bo jestem w jej fanklubie. W 2012 r. pojechałam na festiwal i na spotkanie z piosenkarką. Od tamtej pory jesteśmy w stałym kontakcie. Halina wie co się u mnie dzieje, śledzi moje przysiady, które robię codziennie, żeby jakoś się usprawnić. Wiedziała też o chorobie taty, więc – myślę, że z dobrego serca – rozpoczęła tę zbiórkę. Do tej pory jestem bardzo wzruszona, gdy o tym mówię. Gdybym nie widziała tej platformy na swojej ścianie, to dalej nie wierzyłabym, że się udało. Teraz chyba nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych.
A tata? Jak się czuje?
Nowotwory – łącznie miał już aż trzy – pokonał, ale do końca życia będzie się borykał z ich następstwami. Stara się wracać do normalnego życia, a ja – wspierać go, jak tylko potrafię. Dużo pomaga mi mama, bez jej wsparcia nie dałabym rady, choć sama też jest chora - ma problemy z kręgosłupem. Ale ja się nigdy nie poddaję i zawsze widzę pozytywy w życiu. Idziemy więc do przodu i miejmy nadzieję, że wszystko co złe jest już za nami.
Ze śpiewania nie rezygnujesz.
Od 2010 r. jeżdżę na festiwal piosenki młodzieży niepełnosprawnej do Ciechocinka. Bardzo go lubię, już nie wyobrażam sobie wakacji bez tego. Mam nadzieję, że w tym roku też się dostanę. W 2011 r. nagrałam swoją płytę, co prawda z coverami, ale teraz pracuję nad krążkiem w pełni autorskim. Wszystkie teksty napisał mój tata, muzykę zaprzyjaźnieni artyści. Myślę, że to dopiero będzie petarda, bo autorskie piosenki są fajniejsze niż covery, ale od czegoś trzeba zacząć.