Wydarzenia 19 lis 2017 | Magdalena Gill
Autor książek o Ince i Poznańskiej Piątce: Chcieli walczyć za Polskę i nikt nie mógł ich zatrzymać

Inka (pierwsza z prawej) - sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady AK skazana została w 1946 r. przez stalinowski sąd na śmierć w wieku niespełna 18 lat/ fot. archiwumIPN

– Byłem w Gdańsku na cmentarzu, jak ją odnajdywano po 68 latach. Wziąłem sobie garść ziemi z jej grobu, nawet nikogo nie pytałem. Potem wymyśliłem „Serce dla Inki” – opowiada historyk ks. Jarosław Wąsowicz, autor książek o Ince i Poznańskiej Piątce.

Magdalena Gill: Dlaczego Ksiądz zainteresował się Inką i Poznańską Piątką?
Ks. Jarosław Wąsowicz: Proces beatyfikacyjny Czesława Jóźwiaka i jego kolegów z Poznańskiej Piątki rozpoczął się, gdy byłem jeszcze klerykiem. Wtedy kończyłem studia z historii, interesowała mnie też historia salezjanów. Kiedy ci chłopcy pojawili się „w orbicie” w związku z procesem, zacząłem czytać o nich wszystkie publikacje, które wpadły mi w ręce. Żył wtedy jeszcze ks. Leon Musielak – wybitna postać – który był ich promotorem od czasów wojny, wychowawcą przedwojennym. Tak po nitce do kłębka zafascynowałem się tą historią. Najbardziej jednak urzekło mnie to, że oni byli doskonałym owocem duchowym spuścizny ks. Jana Bosko.

Co to znaczy?
Młodzi bardzo często pytali ks. Bosko, co mają robić, żeby zostali świętymi. Odpowiadał, że to jest bardzo proste – trzeba wypełniać swoje obowiązki, czyli być zwyczajnym, normalnym człowiekiem, który stara się dobrze uczyć, jeśli jest uczniem, dbać o rodzinę, jeśli jest mężem, żoną, wychowywać swoje dzieci, a jednocześnie pielęgnować życie sakramentalne i miłość do Matki Bożej. W życiu Piątki to wszystko doskonale widać. To byli zwyczajni młodzi chłopcy. Mieli takie zainteresowania, jak każdy chłopak w ich wieku – latali za dziewczynami, popalali papierosy, interesowali się samochodami, sportem, kinem. Zwyczajni młodzi ludzie, ale z drugiej strony, w chwili, gdy zorientowali się, że nigdy już swoich marzeń nie zrealizują, potrafili dać piękne świadectwo miłości do sakramentów świętych. Przebywając tak długo w więzieniu, potrafili pościć i bardzo modlili się, żeby móc jeszcze choć raz w życiu się wyspowiadać, często zwracali się do Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych. Przecież to przeniesione przez kalkę doświadczenia ks. Bosko.
Później zacząłem się też nimi zajmować naukowo i badać tę całą historię o wiele głębiej. Już po skończeniu seminarium i zrobieniu doktoratu wydaliśmy razem z Rafałem Sierchułą książkę w Instytucie Pamięci Narodowej, pokazującą całe tło, całą ich drogę męczeństwa, także środowisko rodzinne, w którym się wychowali, próbując znaleźć odpowiedź na pytanie: dlaczego tak się stało? Dlaczego oni dawali takie mocne świadectwo?

I znalazł Ksiądz odpowiedź?
Siłą rzeczy zainteresowałem się całą młodzieżą okresu dwudziestolecia międzywojennego i okazało się, że priorytetem było wtedy wychowanie młodych na patriotów, którzy w razie czego będą zdolni walczyć o wolną Polskę. Co ciekawe – dbały o to wszystkie strony ówczesnego sporu politycznego, a był on o wiele mocniejszy i radykalniejszy niż dzisiaj. Nam się wydaje, że dziś dzieje się nie wiadomo co, bo się PiS z Platformą tłucze, ale wtedy było o wiele gorzej, bo się nawzajem mordowali, zamykali w więzieniach, ale co do jednego byli zgodni i w ogóle na ten temat nie było żadnej dyskusji – że młodych Polaków trzeba wychować na patriotów. O tym mówiła i Narodowa Demokracja, i sanacja, i Kościół. Endecy nazywali to wychowaniem narodowym, sanacja – wychowaniem państwowym, a Kościół różnie – państwowym, narodowym, wszystko się przenikało, w zależności od sympatii politycznych. W efekcie zostało wychowane całe młode pokolenie, które później w czasie wojny dało świadectwo olbrzymiego zaangażowania.
To jest niezwykle ciekawe, jak się czyta prasę przedwojenną. Jest dużo narzekania na młodzież – co to będzie, że oni się tylko bawią… Tak, jak byśmy nie mówili o ludziach, których potem pięć lat później widzimy z bronią w ręku, poświęcających swoje życie i to – można powiedzieć – w dość szarmancki sposób, bo to, co się wydarzyło w powstaniu warszawskim czy później po wojnie, ze zwykłego, ludzkiego punktu widzenia było szaleństwem. Przecież oni rzucali się w walkę bez możliwości militarnego zwycięstwa. Byli tak mocno nakręceni, że chcieli walczyć za Polskę i nikt nie mógł tego zatrzymać. A walczyli w zasadzie za idee. Takich żeśmy młodych ludzi w Polsce wychowali.
Jak się w to wszystko wgłębiłem, okazało się, że Piątka nie jest jedyna...

Kogo jeszcze Ksiądz odkrył?
Nagle zacząłem odkrywać w całej Polsce różnych młodych ludzi, którzy w swoich życiorysach przyznawali się, że byli wychowankami salezjańskich ośrodków. Kolejnym był choćby Karol Palczyński z Aleksandrowa Kujawskiego. Przebywałem tam jakiś czas i nagle dowiaduję się, że odbędzie się poświęcenie totemu śmigła myśliwca, bo jednym z pierwszych lotników zamordowanych w Katyniu był właśnie Palczyński. Przed wojną był szefem harcerstwa w szkole w Aleksandrowie Kujawskim.
Obecnie mamy razem z Rafałem Sierchułą zlokalizowanych już 136 wyjątkowych młodych ludzi. Takich, o których możemy powiedzieć wykład, bo mamy pozbierane materiały. To naprawdę wzruszające, piękne życiorysy. Bardzo podobne do historii Poznańskiej Piątki. Choćby ostatnio odkryty przez nas Karol Łoniewski – żołnierz wyklęty. Odnaleźliśmy jego rodzinę w Łabiszynie, między Łodzią a Warszawą. Był żołnierzem WiN-u, studentem I roku medycyny, a jednocześnie wychowankiem salezjanów z Jaciążka. Został rozstrzelany w Kielcach. Tuż przed śmiercią napisał do swoich bliskich list bardzo podobny do tego, który napisał bł. Czesław Jóźwiak. Różnica była taka, że Niemcy – bandyci i mordercy – listy straconych wysyłali rodzinom, a polscy komuniści już nie. Odnaleźliśmy je dopiero w archiwum po 70 latach. Na szczęście żyje jeszcze siostra Karola Łoniewskiego.

Po 70 latach dostarczyliście jej list od zamordowanego brata?
Dostała po 70 latach nie tylko list, ale też trumnę ze szczątkami, bo dopiero teraz odnajdywane są ciała tych ludzi. Dotąd nic o losie swojego brata nie wiedziała.

Tak samo było z Inką. Jej szczątki też odnaleziono dopiero niedawno.
Przez lata myśleliśmy, że Inka była wychowanką sióstr salezjanek w Różanymstoku. W tym roku odnaleziony został jednak pamiętnik babci Inki, z którego wynika, że poszła do salezjanów do Nierośla. Nasze budynki w Różanymstoku, kiedy wchodzili Sowieci w 1944 r., były zniszczone i salezjanie na rok przenieśli szkołę do Nierośla. Babcia napisała w pamiętniku, że Inka mówiła jej, gdy szła do szkoły, że to najpiękniejszy dzień w jej życiu. Bo mogła zostawić walkę i rozpocząć naukę. Niestety, jak się okazało, nie na długo, bo ścigało ją UB.

Czy to była ta babcia, dla której Inka zostawiła słynny gryps, że „zachowała się, jak trzeba”?
Tak, ale wiemy to dopiero dziś. Początkowo błędnie interpretowaliśmy za Piotrem Szubarczykiem, który odkrył Inkę, że to był gryps do babci Siedzikówny z Gdańska. Okazało się jednak, że Inka przesłała gryps do babci Tymińskiej z Grajewa, czyli matki jej mamy. Babcia pisze w pamiętniku, że gryps dostała. Dzięki temu poszły wniwecz wszystkie oskarżenia, że Szubarczyk to sobie wymyślił. Zresztą babcia ma te słowa Inki wyryte na swoim grobie w Grajewie: „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba”. Przy tej mogile co roku zaczyna się motocyklowy rajd kresowy. Dla mnie to wszystko jest bardzo mocne, ogromne mnie wzrusza.

Dlatego Ksiądz wymyślił akcję „Serce dla Inki”?
To wszystko tak jakoś Pan Bóg prowadzi, akcja wyszła zupełnie spontanicznie. Jadę samochodem, coś mi przychodzi do głowy, a potem rosną z tego jakieś megaakcje. „Serce dla Inki” już zupełnie przeszło moje oczekiwania, bo to miało być przecież tylko jedno małe serduszko.
Byłem w Gdańsku na cmentarzu, kiedy ją odnajdywano. Wziąłem sobie garść ziemi z jej grobu, nawet nikogo nie pytałem. Pomyślałem, żeby ją gdzieś w szkole salezjańskiej upamiętnić. Wymyśliłem małe srebrne serce, żeby tę ziemię włożyć do środka. Kobiety często gubią biżuterię, potem gdzieś po domach się wala ta nie do pary. Poprosiłem, żeby ludzie mi oddali to, co niepotrzebne i przetopimy z tego małe serduszko. Kiedy nagłośniliśmy tę akcję przez Niezależną i portale kibicowskie, to w ciągu tygodnia miałem furę srebra. Byłem zszokowany. Nie mogłem już planować małego serduszka, tylko co najmniej kilka serc dla Inki.

Kilka już Ksiądz poświęcił.
Pierwsze poświęciliśmy w Pile, niedawno święciliśmy czwarte w kościele św. Zygmunta w Warszawie, planujemy kolejne w Ostródzie czy w Jedlni Letnisku koło Radomia. Mam nadzieję jedno z serc poświęcić na Wileńszczyźnie.
Teraz moim marzeniem jest napisanie razem z Rafałem Sierchułą kolejnych dwóch książek. Jednej popularnej, żeby ją mogli przeczytać młodzi ludzie i usłyszeć historię salezjańskich wychowanków. „Piątka” z Jóźwiakiem byłaby ikoną dla pierwszej części książki, w której opisalibyśmy młodzież z okresu II wojny światowej. Inka rozpoczynałaby drugą część, opisującą tych, którzy walczyli po zakończeniu wojny i też się przyznawali do duchowej szkoły ks. Bosko.

A druga książka?
To byłby to słownik, opisujący odnalezionych przez nas wszystkich salezjańskich wychowanków. Jak pokaże się na rynku, na pewno zaraz obudzą się tacy, którzy znali kolejnych kandydatów, których warto byłoby opisać. Którzy wiedzą, że ktoś był salezjańskim wychowankiem, choć w oficjalnych dokumentach tego nie ma. Zawsze tak jest, ostatnio przeżyłem to choćby w Łażynie koło Brzozy, podczas uroczystości odsłonięcia pamiątkowej tablicy poświęconej urodzonemu tam bł. Czesławowi Jóźwiakowi. Takie uroczystości dla historyka to rewelacja.

Dzięki tej uroczystości wielu ludzi dowiedziało się o Poznańskiej Piątce i Łażynie – nieistniejącej już dziś wsi w środku lasu pod Bydgoszczą.
Słyszałem o Łażynie już kilka lat temu. Teść jednego ze znajomych kibiców Lechii – pan Marian – mieszka w Bydgoszczy i dużo mi o tym miejscu opowiadał. Pokazał mi Łażyn, z ogromną pasją opowiadał, co tam można zdziałać. Trochę nie chciało mi się wierzyć , że coś z tym miejscem można zrobić, ale obiecałem, że w 2017 r., gdy będzie rocznica Poznańskiej Piątki, to jako salezjanie się zaangażujemy. Potem włączył się w to także mocno ks. Wojciech Szukalski, proboszcz parafii w Brzozie. To są wszystko cuda, każdy dodał swoją cegiełkę i we wrześniu wyszła nam bardzo piękna uroczystość. Byłem szczerze wzruszony, że tylu ludzi zjawiło się w Łażynie.

To nie koniec. Ksiądz proboszcz parafii w Brzozie chce, by błogosławiony Czesław Jóźwiak został jednym z jej patronów.
Ostatnio dużo słychać o Poznańskiej Piątce, można by wskazywać wiele cudów wokół tych chłopców. Choćby tylko to, że oni i Wincenty Frelichowski są najbardziej rozpoznawalnymi osobami wśród całej grupy 108 męczenników beatyfikowanych w 1999 r. przez Jana Pawła II. Oni są też jedynymi, którzy przekroczyli granice. Udało mi się swego czasu namówić poznański oddział IPN, żeby książkę, którą zredagowaliśmy z panem Sierchułą, przetłumaczyć na angielski i zawieźliśmy ją na Kapitułę Generalną salezjanów, gdzie obradowali przedstawiciele współbraci ze 130 krajów świata. Dzięki temu np. w Singapurze jest Oratorium im. Poznańskiej Piątki. Ich kult, dzięki naszym współbraciom, jest też mocny w Niemczech. Przez Niemców zostali zamordowani, a dziś są na przykład oficjalnymi patronami Drezna.

Ks. Jarosław Wąsowicz - organizator pielgrzymek kibiców na Jasną Górę


Ksiądz na co dzień pracuje z młodzieżą?
Tak, mimo że jestem dyrektorem archiwum, to się staram. Przede wszystkim jednak organizuję pielgrzymki kibiców na Jasną Górę. Co roku bierze w nich udział pięć tysięcy osób. Pochłania mi to bardzo dużo czasu. Pierwszą zorganizowaliśmy w 2008 roku. Początkowo przyjeżdżało po kilkaset, do 2000 osób. Ale jak nas zaatakowała „Gazeta Wyborcza”, to od razu pojawiło się pięć tys. kibiców i tak jest do dziś. Kolejna pielgrzymka odbędzie się 13 stycznia 2018 roku.

W Bydgoszczy mamy kibiców Zawiszy. Przyznam się, że ja się ich trochę boję. Na uroczystości w Łażynie było tylko kilku, ale wyglądali groźnie.
Ale to są fajni goście. W Bydgoszczy macie jednych z lepszych w Polsce kibiców pod względem determinacji walki o to, co dla nich najważniejsze. Przecież oni już drugi raz odbudowują klub od zera. Wykonali też gigantyczną pracę, jeśli chodzi o kombatantów. Poodnajdywali żyjących jeszcze członków Armii Krajowej, znaleźli wiele grobów. Ufundowali krzyże, poodnawiali z własnych pieniędzy pomniki. Oni naprawdę są mocni. Oczywiście dla postronnych ludzi, którzy nie są związani ze środowiskiem, kibice mogą rodzić różne emocje. W rzeczywistości to przekrój społeczeństwa.

Z wszystkimi ma Ksiądz dobry kontakt?
To jest ciekawe dla mnie doświadczenie, bo pielgrzymka przerodziła się w duszpasterstwo. Kibice zapraszają mnie na wykłady i Msze święte. Wielu zaprasza mnie na swoje śluby, także takie po kilku latach życia w związku niesakramentalnym. Żyją wspólnie, mają dzieci, życie sobie pokomplikowali, ale mieli śmiałość się do mnie zwrócić i po prostu pogadać. To są często młodzi ludzie poranieni jakimiś sytuacjami, ale po rozmowie z nimi okazuje się, że wszystko da się uregulować. Miałem już kilkanaście takich ślubów czy chrztów spóźnionych. Na szczęście księża z parafii reagują zwykle ze zrozumieniem i życzliwością. To piękne doświadczenie dla mnie. l

Ks. Jarosław Wąsowicz – salezjanin, historyk, publicysta magazynu „Don Bosco”, „Gazety Polskiej Codziennej”, „Kuriera Wnet” i Radia Merkury Poznań. Dyrektor Archiwum Salezjańskiego Inspektorii Pilskiej. Organizator Patriotycznych Pielgrzymek Kibiców na Jasną Górę. W październiku o swoich badaniach dotyczących salezjańskich wychowanków opowiadał podczas Mszy św. w parafii NMP Królowej Polski w Brzozie.

 

 

 

 
Magdalena Gill

Magdalena Gill Autor

Zca Red. Naczelnego