Bezdomnym nikt nie zostaje z wyboru
fot. Anna Kopeć
Jak wyjść z bezdomności? – to jedno z pytań, na które próbowali odpowiedzieć uczestnicy panelu, który 6 listopada odbył się w bibliotece UKW. Głos zabrali naukowcy i praktycy, a także Paweł Cwynar – były gangster i były bezdomny.
Inne z kategorii
Bohaterowie Solidarności. Walka o dziedzictwo polskie, która się nie skończyła [KOMENTARZ, WIDEO]
Drugi Jarmark na wodzie w Bydgoszczy – święta w stylu retro
Podczas panelu „Bezdomność – diagnoza i ścieżki wyjścia” na problem próbowano spojrzeć z perspektywy różnych dyscyplin. Na początek głos oddano psychologom i pedagogom.
Powodów jest wiele
– Nie ma jednej dominującej przyczyny bezdomności – mówiła dr hab. Małgorzata Basińska (UKW). Można jednak wyróżnić pewne cechy i tendencje: – Zachowania patologiczne, alkoholizm, choroby psychiczne, trudności w radzeniu sobie w życiu, niska odporność na trudne sytuacje – wyliczała psycholog.
Takie osoby mają też „niższą nadzieję” i mniejszą siłę woli. Rzutuje to na ich dzieci – a ściślej na dzieci bezdomnych matek. – Te dzieci mają silne poczucie, że sukces nie zależy od wysiłku, tylko od przypadku – mówiła doktor Basińska – w ten sposób rośnie kolejne pokolenie osób bezdomnych. Dlatego to właśnie takie dzieci powinno się objąć opieką terapeutyczną – apelowała prof. UKW.
Na towarzyszące bezdomnym utraty sprawstwa i poczucia kontroli nad własnym życiem zwróciła też uwagę dr Magdalena Wędzińska (UKW), pedagog. Bezdomność przedstawiła jako proces, którego początkiem jest z reguły jakieś „załamanie programu życia”, np. utrata pracy, osłabienie więzi z bliskimi. Pojawia się ubóstwo, bezradność, proces postępuje. – Początkowy opór przed żebraniem zostaje przełamany. Przedostatnią fazą jest przystosowanie, kiedy człowiek godzi się z tym, że zaniedbuje nawyki żywieniowe i higieniczne, zaczyna akceptować stan swojego – jeśli można tak powiedzieć – upadku – wyjaśniła dr Wędzińska.
Psychologowie i pedagodzy kładli nacisk na to, że bezdomność staje się pewnym wyborem – stylem życia. – Wiąże się z lękiem przed odpowiedzialnością, niechęcią do podporządkowania się zasadom – tłumaczyła pedagog.
Nie każdy chce (może) do schroniska
Niechęć do podporządkowania się regułom sprawia też, że część bezdomnych nie korzysta ze schronisk czy noclegowni – tam musieliby dostosować się do warunków. – Ta determinacja, upór nieraz prowadzą do tragedii – mówił Marian Gliniecki, zastępca dyr. MOPS-u, mając na myśli przypadki śmierci z wychłodzenia, do których dochodzi każdej zimy. – Co roku tworzona jest w Bydgoszczy mapa bezdomności – miejsc, gdzie przebywają ci, którzy nie chcą znaleźć się w schroniskach dla bezdomnych. Jednak żaden strażnik miejski ani inna osoba nie jest w stanie zmusić bezdomnych, by się do schroniska czy noclegowni udali. Pomóc wyjść z bezdomności możemy temu, kto sam tego chce – stwierdził Marian Gliński.
Piłeczkę odbił ks. Maciej Kulczyński (Caritas). – Powinniśmy zapytać, dlaczego te osoby nie chcą iść do schroniska? Nie wszyscy, nawet jeśli chcą, mogą tam trafić – to miejsce tylko dla osób z gminy, a na naszych ulicach są, umierają też osoby spoza niej – przekonywał ks. Kulczyński.
Wyjściem dla tych, którzy nie chcę lub nie mogą iść do schroniska, byłaby ogrzewalnia. Tej w Bydgoszczy nie ma, mimo starań. Tymczasem jest m.in. łaźnia i stołówka Caritasu na Drukarskiej.
– Jest ciasno, pomagamy w skandalicznych warunkach. Mamy wspaniałą pielęgniarkę, która – jak my wszyscy – zupełnie za darmo pomaga po swoim dyżurze, opatruje rany – a te rany to smród, rozkład, robaki. Po wszystkim skaczą wszy – opowiadał ks. Kulczyński. – Jesteśmy nastawieni na indywidualną pracę z osobami bezdomnymi – ciągnął. Caritas dzierżawi budynek w Myślęcinku, jest tam stadnina. – Osoby, które chcą się dźwignąć, mogą tam pracować przy koniach, poczuć się znów potrzebne, nauczyć się odpowiedzialności, psychicznie odseparować się od środowiska – wyjaśnił ks. Kulczyński.
Bezdomność to nie wybór
Duchowni byli też zgodni, że problemy bezdomności to w istocie nie brak dachu na głową . – Jedzenie niczego nie załatwia. Musimy zacząć traktować ich jak ludzi – mówił ks. Sławomir Bar (Stowarzyszenie Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo) . – Dom to relacje, więzi. Osoby bezdomne mają ogromny deficyt w zaspokojeniu potrzeby przynależności i uznania – stwierdził o. Mieczysław Łusiak, jezuita, i psycholog, który przez 10 lat mieszkał z bezdomnymi.
W czasie dyskusji coraz mocniej rysowało się pęknięcie między stroną państwową a pozarządową. Dotyczyło postrzegania bezdomności jako kwestii wyboru, „chcenia”.
– Polemizowałabym z tym, że te osobą „chcą” być bezdomne – stwierdziła s. Magdalena Bella, albertynka. – Wiele z nich ma zaburzenia depresyjne, to, że trwają w bezdomności, nie znaczy, że jest im z tym dobrze egzystencjalnie. To dla nich bezpieczny świat, bo innego nie potrafią zdobyć – przekonywała. Alternatywną formą pomocy są zajęcia – manualne, muzyczne, wykłady, wspólne wycieczki, które organizują dla nich siostry. – Chodzi o rozwój talentów pogrzebanych pod popiołami bezdomności – wyjaśniła s. Bella.
O absurdach i trudnościach napotykanych w pracy na rzecz bezdomnych mówiła Beata Zielińska (Fundacja Inkubator Społeczny). – Zgodnie ze standardami, w schroniskach mogą przebywać osoby samodzielne, sprawne – wiąże się to np. z tym, że są tam łóżka piętrowe. Tymczasem wielu bezdomnych to osoby niesamodzielne, niepełnosprawne, które mogą zająć tylko te dolne łóżka. Jest za mało miejsc.
Rozwiązaniem dla takich osób jest od niedawna mieszkanie wspierane. – 20 takich mieszkań już zostało w Bydgoszczy oddanych do użytku, kolejne są przygotowywane. Łącznie ma w nich znaleźć miejsce 80 osób bezdomnych lub zagrożonych bezdomnością.
„Z perspektywy bruku”
Na zakończenie głos zabrał Paweł Cwynar, jedyny z uczestników panelu, który bezdomność poznał na własnej skórze. Trzy miesiące spędził na londyńskiej ulicy. – Spałem w starym samochodzie, chodziły po mnie szczury. Był brud, smród i ubóstwo – opowiadał.
– Ubóstwo ciągnęło mnie ku dołowi, ku zgubie, przez większą część mojego życia. To było ubóstwo duchowe, ale zdałem sobie z tego sprawę dopiero po wielu latach – mówił.
Na ulicy wylądował po opuszczeniu więzienia. – Nie pochodzę z patologicznej rodziny, ale kiedy miałem 16 lat, trafiłem do zakładu poprawczego za pierwsze przestępstwa.
W zakładzie poprawczym usiłował popełnić morderstwo. Mając 17 lat, dostał pierwszy wyrok – od razu „na recydywie”. Po odsiadce szybko zrobił karierę jako gangster, handlował bronią. W 2005 r. ponownie trafił do celi – był przygotowywany do roli świadka koronnego, trzymany w pełnej izolacji. Tam przeżył nawrócenie. Zrezygnował z propozycji otrzymania czystej karty i zostania świadkiem koronnym. Odsiedział 7 lat. Po opuszczeniu więzienia majątek zgromadzony na przestępstwach rozdał. Został „w butach, spodniach i swetrze”. Pojechał do Londynu za pracą, ale o tę bez koneksji i znajomości języka było trudno. Po pewnym czasie, jak mówi, urządził Panu Bogu awanturę o poprawę losu – poskutkowało. Teraz pisze, daje świadectwa w zakładach karnych. – Wyszedłem z bezdomności duchowej, teraz mogę wyjść z każdej innej – powiedział.
Panel „Bezdomność – diagnoza i ścieżki wyjścia” odbył się w ramach 36. Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej. Temat bezdomności ściśle wiąże się z patronem trwającego Tygodnia, św. bratem Albertem, który u schyłku XIX w. porzucił karierę malarską, by pomagać osobom z marginesu społecznego.