Cezary Kaźmierczak: Możemy dogonić Europę Zachodnią
Cezary Kaźmierczak / fot. Anna Kopeć
– Gazety napiszą o nowym salonie Mercedesa, ale o Zdziśku, który otworzył kwiaciarnię, już nie. A przecież Mercedes jest jeden, a tych Zdziśków w całym kraju 20 tysięcy – o polskiej gospodarce opowiada Cezary Kaźmierczak, w rozmowie z Magdaleną Liczkowską.
Inne z kategorii
Iwaneczko zagra w Bydgoszczy [ZAPOWIEDŹ]
Świąteczny Festiwal ART MINTAKA 2024 [ZAPROSZENIE]
Magdalena Liczkowska: Jak dużą odwagą trzeba się wykazać, aby otworzyć własną firmę w Polsce w 2017 r.?
Cezary Kaźmierczak: Obojętnie jakie panują warunki legislacyjne, zawsze decydując się na własną działalność, trzeba mieć odwagę. Mówiąc o nowo otwieranych firmach, należy pamiętać, że do końca pierwszego roku działalności przetrwa ich tylko połowa. I to jest średnia światowa, w Polsce też jest podobnie. Niezależnie od tego, jakie mamy czasy, największym problemem przedsiębiorców zawsze jest rynek i klienci. To, na ile państwo pomaga czy przeszkadza, czy jest mało czy dużo regulacji, jest zawsze rzeczą drugorzędną. Oczywiście pomijam tu takie reżimy jak Uzbekistan czy np. dyktatury afrykańskie. W takim kraju jak Polska administracja jest jednak na dalszym planie, ważniejszy jest rynek.
Jak ważny w tym wszystkim jest pracownik? Wszyscy mówią, że mamy obecnie do czynienia z rynkiem pracownika, a nie pracodawcy. To właśnie osoby zatrudnione dyktują warunki.
Tak, to jest zauważalne. W Polsce sytuacja jest o tyle zróżnicowana, że bezrobocie rejestrowane plasuje się mniej więcej w granicach dwudziestu paru procent. Natomiast w tych największych miastach, w największych ośrodkach istnieją bardzo poważne problemy z pozyskaniem pracowników. Co kwartał mamy zjazd organizacji członkowskich i nasze ostatnie spotkanie, które odbyło się w grudniu, zostało całkowicie przed ten temat zdominowany. Chodzi o to, że nie ma ludzi do pracy. I to jest problem.
Z jednej strony nie ma ludzi do pracy, z drugiej w Polsce jest coraz więcej pracowników z Ukrainy. Czy możemy się obawiać, że ze względu na ich napływ, płace, które i tak pozostawiają Bydgoszcz daleko w tyle za dużymi miastami, nadal będą na niskim poziomie? Przecież teraz, kiedy zapotrzebowanie na pracowników jest większe, zarobki mogłyby w końcu wzrosnąć.
To zamrożenie płac jest chwilowe. Ukraińcy pojawiają się w takich miejscach, gdzie jest być może wyższe bezrobocie i oczywiście wówczas takie procesy mogą zachodzić, ale w moim przekonaniu będzie to trwało bardzo krótko. W stolicy pojawienie się pracowników zza wschodniej granicy w żadnej mierze nie wpłynęło na zahamowanie wzrostów płac. Jako Związek Przedsiębiorców i Pracodawców również zatrudniamy Ukraińców, muszę powiedzieć, że nie zarabiają mniej niż Polacy.
A co trzeba zrobić, żeby młodzi Polacy chcieli zostać w kraju? Albo wręcz zaczęli wracać z emigracji?
Przede wszystkim trzeba zmienić system na taki, który umożliwi większe zarobki. Większe zarobki przełożą się na poprawę komfortu życia. Dużo osób spośród tych, które wyjechały, narzeka na biurokrację – bo to ona jest tutaj cały czas dużym problemem. Aby Polacy chcieli wracać do kraju powinien być opracowany cały zespół działań. Najbardziej trzeba walczyć o osoby przedsiębiorcze, bo jeżeli podejmiemy realną konkurencję prawną, legislacyjną i prawno-instytucjonalną, czyli stworzymy dobre instytucje, dobre prawo podatkowe i gospodarcze, to znaczna część tych osób wróci. Ale to jest kwestia wzrostu gospodarczego.
Dlaczego rząd wspiera głównie zagraniczne firmy, a nie polskich przedsiębiorców?
To się bardzo dobrze sprzedaje politycznie. Mówią Polakom, że jest inwestycja i w efekcie powstanie 600 miejsc pracy. Ale nie mówią już tego, że do każdego z tych miejsc pracy trzeba będzie dopłacić 1500 euro. Z jednej strony taka jest funkcja propagandy politycznej – to dobrze brzmi, więc się sprzedaje. Gdy rozmawiam z niektórymi z tych ludzi, to widzę, że oni się bardzo tym podniecają. I to jest brak wiedzy ekonomicznej. Nie mówiąc już o rzeczywistej wielkości tych inwestycji i ich znaczeniu dla globalnej gospodarki. Gazety na pierwszej stronie nie napiszą, że przykładowy Zdzisiek otworzył kwiaciarnię, ale że Mercedes otworzył nowy salon, mogą napisać. A tak naprawdę Mercedes jest jeden, a tych Zdziśków w całym kraju 20 tysięcy i to właśnie oni tworzą istotną różnicę.
Każdy z nas widzi to, odwiedzając Europę Zachodnią. Rzucają się w oczy siedziby tamtejszych firm, inwestycje realizowane przez lokalnych przedsiębiorców. Wracamy po wakacjach do Polski i nie widzimy polskich korporacji, widzimy same zachodnie marki.
Jako państwo mieliśmy 50 lat przerwy i wciąż musimy to nadrabiać. Nie jesteśmy jednak na całkowicie straconej pozycji. Proszę pamiętać, że w ciągu jednego pokolenia Irlandia, która była daleko za Wielką Brytanią, prześcignęła ją pod względem dobrobytu, poziomu życia obywateli. My też to możemy zrobić, tylko musi być ku temu wola polityczna.
Czyli Polska może dogonić Europę Zachodnią?
Oczywiście, z pewnością może. Zależy to właśnie wyłącznie od woli politycznej. My sobie świetnie radzimy, jesteśmy społeczeństwem, któremu wciąż chce się bardziej niż tym na Zachodzie i jestem przekonany, że możemy naprawdę szybko ich gonić i się rozwijać. W tej chwili sytuacja jest jednak o tyle niekorzystna, że nasze ręce i nogi są spętane papierem kancelaryjnym. Mamy dużo gorsze warunki do działania. Polskim politykom zawsze powtarzam, że patriotyzm gospodarczy to nie produkty z logo „kupujmy polskie”, ale stworzenie lokalnym przedsiębiorcom lepszych warunków do działania niż mają np. w Wielkiej Brytanii.
Czy te warunki zmieniły się w znaczący sposób od kiedy PiS objął władzę?
Jedyna bardzo istotna zmiana jaka zaszła, to zaprzestanie praktyk wymyślonych przez Jacka Kapicę, czyli nagłej, podstępnej zmiany interpretacji przepisów bez zmiany prawa oraz naliczanie podatku 5 lat wstecz. Jest to duży plus. Poza tym kilka innych zmian jest w toku, ale wciąż nie ma jakościowego przełomu.
A tzw. plan Morawieckiego? Przedsiębiorcy mogą wiązać z nim jakieś nadzieje?
Plan Morawieckiego jest o tyle dobry, że Polska próbuje stworzyć jakąkolwiek politykę przemysłową. Już pomijając fakt, czy on jest dobry czy zły. Jego zaletą jest to, że poprawnie identyfikuje różne obszary i chce je wspierać. Jedyna uwaga, jaką mam, jest taka, że to zbyt szeroki program. Ale niech Morawiecki próbuje, zobaczymy, jakie efekty tego będą w praktyce. Wiadomo, że istotny jest nie tylko sam plan, ale też zdolność jego wdrożenia i egzekucji. Morawiecki nie jest politykiem, on się tego uczy. Zobaczymy, jak będzie, życzę dobrze każdemu rządowi i czekam na Mateusza. To on ma lejce i musi wiedzieć, co z nimi zrobić.
Załóżmy, że plan się powiedzie, a Polacy zaczną wracać z zagranicy i tutaj pracować. Na jakie emerytury będziemy mogli liczyć za kilkadziesiąt lat?
Skoro na Panią patrzę, to powiem, że nie będzie miała Pani żadnej emerytury.
Brutalna szczerość. Ale nie mogę powiedzieć, żebym była tym zaskoczona. Myślę, że moi rówieśnicy, osoby urodzone w latach 80., zdają sobie z tego sprawę.
I słusznie, to znaczy, że jesteście mądrzy. Mądrzejsi od mojego pokolenia, które w to wierzyło. W czasie gdy wchodziło OFE, zatrudniałem około 40 osób. Mówiłem wszystkim, żeby się nie zapisywali, bo to oszustwo. Efekt był taki, że nie przekonałem nikogo, a jedyną osobą, która się nie zapisała do OFE, byłem ja sam. Inni się zapisali.
Co zatem robić, żeby zapewnić sobie godną starość?
Trzeba się rozmnażać, to po pierwsze. Jak będzie Pani miała trojkę dzieci, to jest szansa, że jedno z nich na starość się Panią zajmie.
Czyli trzeba podejść do swojej przyszłości pragmatycznie?
Tak. I oszczędzać, raczej w dobrach trwałych niż w pieniądzach. Liczą się nieruchomości, ziemia, złoto, gotówka jedynie w niewielkich ilościach. Na pewno można zadbać o przyszłość we własnym zakresie. Jeżeli zaczyna się to robić za młodu, jest szansa, aby dużo osiągnąć, nawet odkładając stosunkowo niewielkie kwoty. Dlatego sugeruję już teraz zabezpieczać się na starość, bo jeżeli tych trendów, które obecnie panują, nie odwrócimy, to będzie źle. Pewien minister zaczepił mnie jakiś czas temu na konferencji w Gdańsku i mówi do mnie „panie prezesie, dlaczego pan ludzi oszukuje? Mówi pan, że nie będzie emerytur”. Zapytałem go, czy wobec tego faktycznie będą, on mi na to, że oczywiście, a pieniądze, które zbiorą, zostaną podzielone pomiędzy wszystkich. Czyli w efekcie te emerytury będą, ale bardzo niskie. I zamiast 3400 zł będzie na przykład 340 zł. Powiedziałem to ministrowi, a on odpowiedział: „widzi pan, jak pan pomyśli, to nawet pan jest w stanie do czegoś dojść”. Także powiem pani, że symboliczną emeryturę być może Pani dostanie.