Czy bydgoszczanie wpadli w panikę? [FELIETON]
W południe 11 marca odbyła się wspólna konferencja prasowa premiera Mateusza Morawieckiego z ministrami kilku resortów. Ogłoszono, że nie będą prowadzone żadne zajęcia szkolne, a od poniedziałku do 25 marca włącznie zostają zamknięte szkoły. Uważam, że to dobra profilaktyczna decyzja naszego rządu. Wychodzimy na przekór powiedzeniu, że mądry Polak po szkodzie. Może tym ruchem uda się zapobiegać, a nie leczyć skutki.
Inne z kategorii
W rocznicę zakatowania bł. ks. Popiełuszki: Wojewoda i świat cały
Ta brzydka polityka [FELIETON]
Krzysztof Drozdowski, autor książek historycznych
Po odczekaniu godziny, tak by informacja dobrze się wchłonęła, ruszyłem na przejażdzkę po bydgoskich marketach. Wszędzie widok bardzo podobny. Opustoszałe półki, na których wcześniej stały ryże, makarony, konserwy, wszelkiego rodzaju mydła. Papier toaletowy dowożony ciągle z magazynów, gdy tylko pojawiał się w alejce, znikał w oczach. Zainteresowaniem cieszyły się również mąka, cukier i zwyczajowo alkohol - wszak chodzą słuchy, że po dobrym whisky wirus odpuszcza. Czy to prawda? Nie wiem, nie jestem lekarzem. Dla pewności jednak wolę być zabezpieczony.
Zapomniałbym o pustych zamrażarkach. Schodzi wszystko. Właściciele marketów zapewne liczą sobie niezłe zyski. Nie od dziś wiadomo, że największe wpływy notują od listopada, w związku ze ze świętami Bożego Narodzenia. W tym roku „święta” przyszły znacznie szybciej.
Kilka osób nawet zagadnąłem, dlaczego tyle kupują. Przecież sklepów nikt nie zamknie, co zresztą wieczorem potwierdziło Ministerstwo Rozwoju.
- Panie, lepiej sie ubezpieczyć. Dziś mówią, że nie zamkną, a jutro to kto wie - padały odpowiedzi. Wszystkie do siebie bardzo podobne. Jakby wyuczone.
Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła już rozprzestrzenianie się koronawirusa pandemią. Czy na wyrost? To się dopiero okaże. Światowe pandemie zbierały śmiertelne żniwo w milionach ofiar. Czy tak będzie i w tym przypadku? Każdy chce wierzyć, że nie. Ja też chcę w to wierzyć i tego będę się trzymał. Tej nadziei.
Usiadłem na ławce w parku, gdyż dzieci jeszcze w szkole. Ostatni dzień miały lekcje przed dwutygodniowymi feriami. Wiem, to nie ferie, ale z ich perspektywy tak to właśnie wygląda.
Siedzę więc i obserwuję. Przy okazji rozmyślam, jakbyśmy zachowali się w przypadku np. wojny. Czy panika byłaby jeszcze większa? Dochodzę do wniosku, że tak. Niestety, jako społeczeństwo jesteśmy zniewieściali. Brak powszechnej służby wojskowej, brak dostępu obywatela do broni, powszechny konsumpcjonizm. Mieć a nie być. To stało się naszym wyznacznikiem. Oczywiście są od tego wyjątki. Na szczęście. A więc jest jeszcze nadzieja.
Wydaje mi się, że w wypadku kryzysu nie jesteśmy w stanie podejmować racjonalnych decyzji. Popadamy w panikę, licząc, że ktoś podejmie decyzje za nas, że zostaniemy zwolnieni z myślenia, walki o lepsze jutro. Nie musimy walczyć o przetrwanie. W każdej chwili możemy pójść do sklepu i kupić, co tylko nam jest potrzebne. Czasami kupujemy nawet, jeśli nie jest potrzebne. Ale musimy to mieć, bo sąsiad ma. Lepszy samochód, większy telewizor. Przykłady można mnożyć.
Kto z nas ostatnio zatrzymał i się zastanowił, co robi, co chce osiągnąć, za co zostanie zapamiętany po śmierci? I czy to wszystko, o co każdego dnia zabiega, jest tak naprawdę tego warte?
Czasami nachodzą mnie takie refleksje. Najlepiej odgonić te myśli od siebie. Po co się zastanawiać, po co wychodzić z tego nurtu. Dokąd on nas jednak poniesie?