O umieraniu i zdychaniu raz jeszcze — krajobraz po bitwie
Wielka burza rozpętała się w mediach wszelakich — tak tradycyjnych, jak i społecznościowych po słowach językoznawcy, prof. Jerzego Bralczyka, że pies jednak zdycha, a nie umiera.
Inne z kategorii
W rocznicę zakatowania bł. ks. Popiełuszki: Wojewoda i świat cały
Ta brzydka polityka [FELIETON]
I może dobrze, że prof. Bralczyk miał odwagę to powiedzieć, bo obok wielkiego wzmożenia emocjonalnego, dało to okazję do kilku refleksji ciekawych, których być może nie mielibyśmy okazji przeczytać, gdyby nie profesorska „prowokacja”.
Wśród innych zabrali głos między innymi: O. Jan Strumiłowski, Paweł Milcarek i Justyna Melonowska.
Felietonista Opoki o. Jan Strumiłowski, cysters, zwraca uwagę, że język wyznacza nasze myślenie, a zmiana języka niestety nie pozostaje bez wpływu na wychowanie nowych pokoleń. Strumiłowski tłumaczy skąd się bierze różnica w języku odnośnie końca życia człowieka i zwierzęcia:
„Człowiek inaczej kończy życie niż zwierzę (umiera, a nie zdycha), gdyż człowiek jest bytem rozumnym, posiada duszę obdarzoną wolną wolą i rozumem, przez co dusza ta jest nieśmiertelna. Człowiek jest przeznaczony do życia wiecznego”.
I dalej mnich ten tłumaczy, że pozorne dowartościowanie zwięrząt w języku może mieć fatalne konsekwencje.
Ale również wśród katolików zdarza się twierdzenie, że zwierzęta też będą żyć wiecznie. Z tym Strumiłowski rozprawia się ostro:
„Zdarzają się i tacy nowinkarze-fantaści, którzy twierdzą że zwierzęta będą nas sądziły na Sądzie Ostatecznym. Istota poruszanej tutaj kwestii leży w samym sensie życia wiecznego, a więc pośrednio także w sensie i celu ludzkiego istnienia. Jeżeli nie różnimy się od zwierząt, to sensem naszego życia jest po prostu zaspokajanie własnych potrzeb. Tymczasem istotą życia wiecznego nie jest po prostu jakaś wiecznotrwała egzystencja, ale zjednoczenie z Bogiem. Do tego zjednoczenia konieczne jest posiadanie duszy rozumnej, wyposażonej we władze rozumu i woli. Zwierzęta, które tych władz nie posiadają, nie są zdolne do tego, by poznać Boga i Go umiłować”.
Inny, ale pokrewny aspekt, filozoficzny, porusza Paweł Milcarek, który przywołuje świętego Bonawenturę (nota bene wiernego ucznia św. Franciszka).
„Godność osoby wyraża zaś dwie [rzeczy]: szlachetność natury rozumnej, którą jest to, że natura rozumna trzyma pierwszeństwo wśród natur stworzonych. [...] - Wyraża także owa szlachetność [osoby] rzeczywistą wyższość, tak że w podmiocie nie ma żadnej innej natury tak głównej jak natura rozumna, tak że jakby była ona czymś samodzielnie się wyrażającym”.
I wreszcie Justyna Melonowska, która odwołuje się do książki „Zarys filozofii osoby” Johna F. Crosby’ego.
„Gdzieś w tej książce Crosby zauważa, że siła ontologiczna (…) osoby jest tak potężna, że żyjąc wśród osób lub z osobą nawet zwierzęta rozwijają się i rozkwitają w takim stopniu, iż zdaje się, że przekraczają swoje uwarunkowania gatunkowe i ontologiczne. Stąd można nieraz odnieść wrażenie, że są one wręcz jakby quasi-osobą. Jest to jednak tylko złudzenie czy nieledwie błąd qui pro quo. Rzecz w tym właśnie, że ta zachwycająca swoistość nie pochodzi od zwierzęcia, lecz od człowieka: on jest OSOBĄ i jako taka pociąga byt niższy, zwierzęcy ku sobie. (...)
To pozwala wyjaśnić, dlaczego w kontrowersji „pies zdechł czy umarł” gros argumentów (niestety wysuwanych również przez akademików - znak czasów) brzmi „a bo jak mój Burek…”, „...no to on umierał”. Otóż właśnie wobec naszych zwierząt - opromienionych i podniesionych bliskością osoby - zachowujemy często to przekonanie i zarazem wrażenie, że one umierały. Jest ono uzasadnione, lecz nie jest prawdziwe. Z kolei widoczne tu i tam wyjaśnienie „hipopotam nilowy zabijający młode” zdaje się ukazywać prymarne znaczenie zwierzęcości nieprzemienionej.
Otóż właśnie umierają tylko osoby (i to tylko osoby śmiertelne, a to znaczy: ludzie).
Zebrał: Michał Jędryka