Serce dobra rzecz, dopóki dobre [FELIETON]
fot. ilustracyjna, Pixabay
„Jeśli mam w domu karabin, a nie umiem się nim posługiwać, to nie tylko nie obronię się przed bandytą, ale jeszcze sobie zrobię krzywdę. Dlatego tak jak żołnierz uczy się długo na ćwiczeniach posługiwać bronią, tak młody człowiek pod kierunkiem doświadczonych wychowawców powinien uczyć się posługiwać rozumem” - pisze Maksymilian Powęski.
Inne z kategorii
W rocznicę zakatowania bł. ks. Popiełuszki: Wojewoda i świat cały
Ta brzydka polityka [FELIETON]
Skandale obyczajowe, które wstrząsają polskim (nie tylko zresztą polskim) Kościołem zostały opisane już na tyle sposobów, że może się wydawać, że powiedziano już wszystko, wyciągnięto wszelkie możliwe lekcje. Ostatnia potężna afera, dotycząca dominikanina Pawła M., który… no właśnie, wszyscy już wiedzą, co robił, ale dla logiki tekstu to napiszmy. Uwodził on młode (aczkolwiek dorosłe) kobiety, manipulując ich psychiką, wykorzystując kryzysy czy słabości, które one przeżywały. Manipulacja była na tyle ewidentna, że jedna spraw została zgłoszona organom ścigania (po wielu jednak latach) jako gwałt. Wina tego zakonnika nie wyczerpuje się zapewne w powyższych zdaniach, ale chciałbym zastanowić się dziś nad czym innym.
Powołano bowiem specjalną, niezależną komisję, na czele której stanął znany publicysta Tomasz Terlikowski, a która miała zbadać, do jakich uchybień w strukturze zakonu doszło i dlaczego tak długo sprawę utrzymywano w tajemnicy. Warto odnotować, że jest to pierwsza taka próba w Polsce. Raport z ustaleń tej komisji przedstawiono w świetle kamer. Komisja, jak wiadomo, obwiniła byłego, nieżyjącego już prowincjała, mniejszymi uchybieniami obciążając dwóch innych zakonników (poza sprawcą).
Lektura raportu (a nawet wcześniejszych, niepełnych doniesień) pokazuje jednak, że sprawca tych odrażających przestępstw w swej sztuce uwodzenia posługiwał się pewną – dość obrzydliwą – teologią, przekonując nieszczęsne ofiary, że w ten sposób uzyskają jakieś korzyści duchowe.
I z tego, jak sądzę, powinniśmy wyciągnąć daleko idące wnioski. Jeśli bowiem uczymy (słusznie) nasze dzieci, jak nie dać się uwieść osobom chcącym je teraz czy w przyszłości wykorzystać, to do tej nauki powinniśmy właśnie dodać, że w religijności czekają nas dwie pułapki. Dwie bestie, na które wielki dominikanin, o. Jacek Woroniecki, zwracał uwagę już dziesięciolecia przed Pawłem M. Potwory te to fideizm i sentymentalizm. Fideizm to radykalne oddzielenie wiary od rozumu, przekonanie, że wiara nie tylko nie jest rozumną, ale że wręcz musi się rozumowi przeciwstawiać. Sentymentalizm to przedkładanie ponad rozum ludzkich uczuć, czy też – jak się to dziś modnie mówi – emocji. Wszędzie słyszymy, że liczą się tylko emocje, że niby celem wychowania nawet, jest wzbudzanie pozytywnych emocji i tak dalej.
Tymczasem tym, co odróżnia człowieka od innych bytów, jest rozum. Tak, zwierzęta też mają emocje! Rozumu jednak im nie podarowano. W sercu katolickiej etyki leży zasada, że człowiek ma nie tylko prawo, ale i ścisły obowiązek z tego daru korzystać. I zanim podejmie działanie, musi nie tylko uczucia, emocji, ale i rozumu zapytać, czy to w co wchodzę, jest zgodne z Bożym prawem i Bożą wolą, wyrażoną w jasnych i radykalnych przykazaniach?
Ale to nie wszystko. Jeśli mam w domu karabin, a nie umiem się nim posługiwać, to nie tylko nie obronię się przed bandytą, ale jeszcze sobie zrobię krzywdę. Dlatego tak jak żołnierz uczy się długo na ćwiczeniach posługiwać bronią, tak młody człowiek pod kierunkiem doświadczonych wychowawców powinien uczyć się posługiwać rozumem. I tak nabywa się sprawności, która w tradycji myśli europejskiej nazywa się roztropnością.
I dlatego katechizacja szkolna wymaga pilnej i radykalnej reformy, by sprostać temu zadaniu. Bo sama niestety mocno wdepnęła w fideizm i sentymentalizm.