Chciał zabić króla. Zginął siekany i rozerwany przez konie [HISTORIA 18+]
fot. domena publiczna
Wczoraj (27 listopada) minęła kolejna rocznica śmierci Michała Piekarskiego, który próbował dokonać zamachu na polskiego króla Zygmunta III Wazę. zamach był nieudany, a niedoszłego królobójcę skazano na okropną śmierć.
Inne z kategorii
Nowa Wilejka: Miejsce pamięci i duchowości na wschodnich obrzeżach Wilna
Dnia 15-go listopada 1620 r. w czasie odbywającego się w Warszawie sejmu, gdy król Zygmunt III o godz. 9-ej rano wchodził w otoczeniu dworu do kościoła św. Jana, aby, jak zwykle w niedzielę, (a był to dzień niedzielny) wysłuchać mszy, rzucił się nań ukryty za drzwiami szlachcic sandomierski, kalwin, Michał Piekarski i zadał mu czekanem dwa ciosy. Gdy zamierzał się po raz trzeci, przeszkodził temu marszałek Łukasz Opaliński. Przestępcę schwytano i obezwładniono. Zamach się nie udał, rany okazały się lekkie i król ocalał.
- czytamy w jednej z relacji
Zamachowcą był kalwin Michał Piekarski. Co o nim wiemy? Tak naprawdę to nie wiele, gdyż ówcześni dziejopisarze woleli skupić się na opisie tortur, którym był poddawany w wyniku nieudanego zamachu. Urodził się około 1597 roku. W młodości uległ wypadkowi, podczas którego rozbił głowę i odtąd zaczął chorować psychicznie. Melancholia i dziwactwo łączyły się u niego z wielką porywczością. Z powodu choroby został na jakiś czas zamknięty w odosobnieniu. Na wieść o zamordowaniu w Paryżu króla Francji Henryka IV Burbona przez François Ravaillaca postanowił zabić powtórzyć ten czyn, ale na królu polskim Zygmunta III.
Pleść jak Piekarski na mękach
Niedoszły królobójca został poddany wyszukanym torturom, w trakcie których miał wyjawić kto jeszcze był w spisku z zamachowcem. Nic one jednak nei dały. piekarski oprócz tego, że twierdził, iż zamach nakazał mu anioł, to w reszcie zeznań raczej zachowywał trzeźwy osąd.
Wyrok mógł być tylko jeden - śmierć!
Miejscem kaźni był prawdopodobnie placyk Piekiełko, w międzymurzu przy ulicy nomen omen Piekarskiej lub Rynek Nowego Miasta. Piekarskiemu włożono do ręki czekan, następnie włożono ją do ognia. Spalona kończyna została odcięta. Podobnie uczyniono również z drugą.
Następnie kat rozrzażonymi szczypcami odrywał kawałki ciała, jednak tak by śmierć skazańca się jeszcze nie dokonała. Ta miała być wybawieniem, na które musiał jeszcze Piekarski poczekać. Po dowiezieniu skazańca na miejsce egzekucji przwyiązano jego cztery kończyny do czterech koni i dano sygnał do ruszenia. Jednak ciało Piekarskiego okazało się an tyle wytrzymałe, że konie nie dały rady go rozerwać. Wtedy kat ponacinał je w odpowiednim miejscu i ponownie konie ruszyły. Teraz już nie było problemów. Ciało rozerwane zostało na kilka części, które pozbierano i spalono na stosie. Proch zgodnie z wyrokiem sądu załadowano do armaty, i wystrzelono w powietrze. Pamięć o zamachowcy miała zginąć w mrokach dziejów. Tak się jednak nie stało.
fot. domena publiczna