Historia 4 paź 2021 | kd
Śladem bydgoskich twórców – Joanna Witt-Jonscher

Powszechnie uważa się, że artyści to ekscentrycy, trudne charaktery i nieprzeciętne „oryginały”. Jest to oczywiście pewien stereotyp, ale czasem znajduje potwierdzenie w rzeczywistości. W tę definicję wpisuje się na pewno postać Joanny Witt-Jonscher.

Wprawdzie urodziła się w Warszawie (prawdopodobnie 10 października 1902 roku – nie mamy co do tego pewności ponieważ artystka skrzętnie ukrywała ten fakt, podając różne daty), ale swoje życie związała jeszcze z drugim miastem, które stało się bliskie jej sercu – Bydgoszczą.
Jej twórcza kariera był pewnego rodzaju fenomenem. Nie ukończyła żadnych studiów artystycznych, a malarstwem zajęła dość późno, gdy miała już sześćdziesiątkę na karku. Pomimo to objawiła się jako bardzo zdolna, choć nieco „naiwna”, bo pozbawiona akademickiego sznytu, malarka. O wartości jej dzieła najlepiej świadczy zainteresowanie jakie okazywały artystce takie znamienitości świata kultury i sztuki: Andrzej Osęka, Zygmunt Kałużyński, czy też Jarosław Iwaszkiewicz.
 
Witt-Jonscher zasłynęła też jako organizatorka salonu artystycznego w podwojach własnego domu przy ul. 24 Stycznia 39 (dzisiaj 20 stycznia). A mimo skromnych warunków lokalowych był to miejsce, do którego zaproszenie stanowiło dla niejednego prawdziwą towarzyską nobilitację. Tutaj ze swoi teatrem debiutował Miron Białoszewski, na fortepianie grał sam Artur Rubinstein, a poezję prezentował Wojciech Siemion.
 
Joanna Witt-Jonscher (właść. Helena Jonscher, „Joannę” i „Witt” możemy traktować jako elementy artystycznej autokreacji) uwielbiała być w centrum uwagi. Dlatego też, do dziś wielu bydgoszczan pamięta ją przez pryzmat tych, delikatnie rzecz ujmując, nieszablonowych zachowań. Można powiedzieć, że zainteresowanie wzbudzała niemalże od pierwszych dni swojego pobytu w Bydgoszczy, gdzie zawitała wraz z mężem doktorem Józefem Jonscherem w 1925 roku. Przechodnie z niedowierzaniem patrzyli na jej pudle odziane w sweterki. A i sam szanowany lekarz, chciał nie chciał, czasem musiał znosić „humory” szanownej małżonki. Pani Joanna lubiła pojawiać się w poczekalni do gabinetu męża i wypraszać z niego co zgrabniejsze niewiasty, w bardzo uprzejmy sposób zwracając się do nieco zdezorientowanych pań tymi słowami: „Pani jest pacjentką mojego męża? A czy w Bydgoszczy nie ma innych lekarzy? Ja sobie nie życzę, żeby pani przychodziła do mojego męża! On jest zbyt zapracowany”.
 
Innym razem pani Joanna wypatrzyła męża konwersującego z jedną ze swoich pacjentek w bydgoskiej kawiarni Cristal. Dyskretnie weszła do lokalu, zamówiła tortowe ciastko (z podwójną bitą śmietaną!), następnie rozgniotła je na głowie przerażonej blondynki, spokojnie oznajmiając zdezorientowanemu kelnerowi, że za zmarnowane słodkości zapłaci dr Jonscher.
 
Pani Joanna znana z mocno ekscentrycznych zachowań była jednocześnie osobą o wielkim sercu. Głośno było o awanturach jakie urządzała woźnicom bijącym batem swoje konie. Już po śmierci artystki, zgodnie z jej wolą, 22 obrazy pozostawione w spadku córce Barbarze zostały zlicytowane na rzecz Schroniska dla Zwierząt w Bydgoszczy.
 
Joanna Witt-Jonscher zmarła w 1982 roku w Warszawie. Pochowana została na Cmentarzu Ewangelickim w Bydgoszczy, przy ul. Zaświat 6.
 
 
 
Opracowanie: Mateusz Soliński/KPCK

kd Autor