Pedofilia w Kościele. Grzech nie bierze się znikąd [KOMENTARZ]
fot. ilustracyjna, Pixabay
Dlaczego pedofilia mogła osiągnąć takie rozmiary? – pyta papież emeryt Benedykt XVI. Jego odpowiedź jest jedyną, która coś naprawdę istotnego w tej sprawie wnosi. Powodem jest brak Boga – odpowiada ten znakomity teolog.
Inne z kategorii
11 listopada to również rocznica innego ważnego dla Polski wydarzenia. Bardzo dawnego [MAKSYMILIAN POWĘSKI]
Trąba groźnym zabrzmi tonem [POWĘSKI NA ZADUSZKI]
W tym, co dziś słyszymy o Kościele, pobrzmiewa coraz dramatyczniej pewna potworność. Słowa Jezusa Chrystusa o zgorszeniu przerażają nas swoją dosłownością: „A kto by zgorszył jednego z tych maluczkich, którzy wierzą, takiemu lepiej by było, aby mu uwiązano kamień młyński u szyi i wrzucono go w morze” (Mk 9, 42). Znaczącym polskim hierarchom od dawna zarzuca się te mrożące krew w żyłach grzechy, choć nie jest w tej chwili do końca jasne, kto ich dokonywał, kto na nie przyzwalał, a kto milczał lub wykazał się skrajną, nieproporcjonalną do urzędu naiwnością.
Raport Watykanu
Pierwszym alarmowym dzwonem w Polsce, z którego najprawdopodobniej nie wyciągnięto odpowiednich wniosków, była 20 lat temu sprawa poznańskiego arcybiskupa Juliusza Paetza, który swoją karierę zaczynał w Rzymie.
Niektórzy już obwołali winnym św. Jana Pawła II. W tych głosach zła wola pobrzmiewa w sposób bardzo oczywisty. Na szczęście opublikowano już kilka świadectw, które wyraźnie wskazują, że polski papież tej odpowiedzialności nie ponosił, choć był w tej sprawie cynicznie oszukiwany. Co więcej, miał świadomość tlącego się, początkowo zwłaszcza w USA, ale nabrzmiewającego, choć wciąż jeszcze dobrze ukrywanego problemu, ale nie miał dowodów pozwalających na zdecydowane działania.
Te fakty, ukazujące pozytywną rolę Jana Pawła II, zostały ujęte w raporcie Stolicy Apostolskiej dotyczącym sprawy byłego już kardynała Mc Carricka. Raport ten, liczący kilkaset stron, został opublikowany kilkanaście dni temu, i z pewnością będzie jeszcze przedmiotem szczegółowych analiz. Nie jest jednak moim zamiarem przeprowadzanie tutaj apologii Jana Pawła II na podstawie ujawnionych faktów, bo to wymaga drobiazgowego studium prawniczego i historycznego. Mam nadzieję, że tego typu publikacje ukażą się wkrótce. Chciałby zwrócić uwagę na inną stronę problemu.
Rozmiar zgorszenia jest tak wielki, że już półtora roku temu zabrał w tej sprawie głos papież emeryt Benedykt XVI. To co On wtedy napisał w swoim krótkim, dziesięciostronicowym tekście, jest wciąż niesłychanie ważne i dlatego pozwolę sobie to w skrócie przypomnieć.
Rewolucja obyczajowa
Emerytowany papież stara się sięgać głębiej – nie tylko oceny czynów, które miały miejsce, ale przede wszystkim ich przyczyn. Grzech bowiem nie bierze się znikąd. On ma swoje korzenie w duszy ludzkiej, a ta dusza jest – owszem – stworzona przez Boga, ale ma swoją wolność, która jest kształtowana w procesie wychowania. I tu właśnie w wychowaniu, w środowisku, w którym człowiek wzrasta, należy szukać najpoważniejszych przyczyn jego występków.
W latach 60. – przypomina Benedykt XVI – nastąpił proces, którego nie waha się on nazwać potwornym. Zdaniem byłego papieża była to rewolucja bezprecedensowa, jaka nigdy na taką skalę nie nastąpiła w całej historii świata. Chodzi o rewolucję obyczajową, która wybuchła w sposób najbardziej wyrazisty w roku 1968, a która zakwestionowała wszystkie dotychczasowe normy moralne dotyczące seksualności. Nie tylko wprost usiłowano obalić VI przykazanie Boże, twierdząc, że nie ma nic złego w używaniu seksualności poza małżeństwem, ale zakwestionowano też całą subtelną i konsekwentną tradycję wychowawczą, która starała się, na podstawie całej dostępnej wiedzy o psychologii człowieka, tak kierować ludzkim rozwojem, by chronić dziecko i młodą osobę przed wpływem tego żywiołu w duszy, który, gdy wyrwie się spod kontroli prawego rozumu, sumienia i woli, staje się siłą nie do opanowania, nie do przezwyciężenia i każe używać przyjemności bez jakiekolwiek miary.
Jest kwestią dyskusyjną, czy zjawisko homoseksualizmu i inne perwersje, w tym pedofilia właśnie, pojawiają się w życiu ludzkim jako konsekwencje takiej inicjacji seksualnej w młodym wieku, ale nie można tego wykluczyć. Benedykt XVI zwraca uwagę, że owa całkowita wolność seksualna, do której ta rewolucja prowadziła, sprawiła, że „pedofilia została zdiagnozowana jako dozwolona i właściwa”. Ktoś dziś może się oburzać na takie postawienie sprawy, ale za tezą Benedykta stoją fakty. Takie stanowisko zajmował na przykład Daniel Cohn-Bendit, luminarz rewolucji 68, niemiecki polityk, poseł do Parlamentu Europejskiego.
Prawo naturalne odrzucone
Nie chodzi nawet o to, jakoby dopuszczający się pedofilii kapłani mieli szukać usprawiedliwienia w tego typu teoriach, choć nie jest to wykluczone. Chodzi o to, że pokolenie, które dziś osiąga jesień życia, wzrastało w atmosferze tamtej rewolucji, w atmosferze totalnej seksualnej swobody, która odrzuciła pracę nad własnym charakterem, która uznała za bezsens panowanie nad własnymi popędami. Idee mają konsekwencje, jak to genialnie zauważył Richard M. Weaver, amerykański filolog i konserwatywny myśliciel polityczny.
Ale nie chodzi Benedyktowi tylko o tę czysto ludzką teorię, bo cała sprawa ma drugi jakby stopień, drugą odsłonę, sięgającą życia nadprzyrodzonego w duszach ludzkich. Ta rewolucja połączona była bowiem z załamaniem duchowym, którego konsekwencją był upadek katolickiej teologii moralnej. Klasyczna bowiem etyka katolicka oparta była na prawie naturalnym, które rozum ludzki jest w stanie odczytać z istoty świata, w którym żyje i którego doświadcza. Objawienie Boże było przytaczane w tej teorii moralności jedynie jako dodatkowe tło i uzasadnienie, a nie jako arbitralna podstawa. Taką etykę znacznie trudniej było odrzucić.
Niestety w czasach Soboru Watykańskiego II wielu katolickich myślicieli postanowiło odrzucić oparcie etyki i wychowania na prawie naturalnym, by budować je tylko na Biblii, idąc śladami teologii protestanckiej. Była to ślepa uliczka, bo tak zbudowane prawo moralne można łatwo odrzucić jako arbitralne, co dziś z łatwością czyni młodzież, pytając, „dlaczego mam przestrzegać akurat tego prawa, które narzuca mi Kościół?”.
Ten kryzys jednak Jan Paweł II widział wyraźnie już w drugiej połowie XX wieku i dlatego napisał encyklikę „Veritatis splendor”. Benedykt XVI, który z pewnością jako szef Kongregacji Nauki Wiary w tę encyklikę wniósł wielki wkład, wspomina znamienny epizod z czasów jej przygotowania. „Nie mogę zapomnieć, jak jeden z ówczesnych czołowych niemieckich teologów moralnych, Franz Böckle, wróciwszy do swojej szwajcarskiej ojczyzny po przejściu na emeryturę, powiedział – w odniesieniu do ewentualnych decyzji Encykliki »Veritatis splendor« – że jeśli encyklika miałaby zadecydować, iż istnieją działania, które są zawsze i we wszelkich okolicznościach złe, będzie podnosił przeciwko niej głos ze wszystkich dostępnych mu sił. Miłosierny Bóg oszczędził mu wykonania tego postanowienia; Böckle zmarł 8 lipca 1991 roku”.
Powrót do wiary
Benedykt XVI wspomina, że kwestia pedofilii stała się paląca w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Jednym z problemów, który się pojawił i był rozważany, była również obrona praw oskarżonego. Przecież nie można wykluczyć, że stawiane zarzuty mogły być fałszywe i wynikać np. z chęci zemsty. Ta obawa nie była bezpodstawna, wskazuje na to ostatnio sprawa kard. Pella, a w latach dziewięćdziesiątych sprawa kard. Josepha Bernardina. Katolickie prawodawstwo musiało się tu liczyć z zasadą sformułowaną przez św. Pawła: „Przeciw kapłanowi skargi nie przyjmuj, chyba że ją popiera dwóch lub trzech świadków” (1 Tm 5, 19). To jeden z powodów, dla których nadużycia seksualne tak łatwo ukryć, zazwyczaj mamy do czynienia z sytuacją „słowo przeciwko słowu”. Jednak tu Jan Paweł II stanął na stanowisku, że prawo musi przede wszystkim chronić wiarę, jako najwyższe dobro. Dlatego musi dawać gwarancję przeciwko temu zgorszeniu, o którym już była mowa w przytoczonym wersecie z ewangelii wg św. Marka. Ostatecznie Jan Paweł II przekazał te przestępstwa w kompetencję Kongregacji Nauki Wiary, a karą miało być wydalenie z kapłaństwa. Problemem jednak stało się przestrzeganie tego prawa, diecezje nie były tak skwapliwe w przekazywaniu spraw Stolicy Apostolskiej, czego przykłady mieliśmy również w Polsce.
Oczywiście w pierwszej kolejności trzeba uczynić zadość wymogom elementarnej sprawiedliwości, co obejmuje wyznanie winy, naprawienie krzywdy na ile to możliwe, naprawienie zgorszenia, i ekspiacja za obrazę Boskiego Majestatu. Ale oprócz tego trzeba zapobiec pogłębianiu się kryzysu i podjąć kroki w celu wyjscia z niego. I tu Benedykt XVI daje wskazówki bezcenne.
Kiedy Benedykt XVI zastanawia się, co należy w tej sytuacji zrobić, nie waha się odważnie postawić tego problemu całkowicie w perspektywie teologicznej. Skoro rzecz się zaczęła od utraty wiary, naprawę trzeba zacząć od przywrócenia wiary. A konkretnie „konieczna jest dużo bardziej odnowa wiary w realność Jezusa Chrystusa danego nam w Najświętszym Sakramencie”. I dlatego nie jest bez znaczenia sposób, w jaki przeżywamy święte tajemnice, w jaki przyjmujemy tę świętą komunię. Zauważmy, jak zmieniły się choćby słowa, których używamy. Starsi mówią jeszcze „przyjąłem komunię świętą”. Młodzi – „wziąłem opłatek”. To, jacy będą jutro kapłani, jest dziś w nas. „Albowiem każdy arcykapłan, spośród ludzi wzięty, dla ludzi jest postanowiony w tym, co do Boga należy, aby składał dary i ofiary za grzechy. Aby też mógł być wyrozumiały dla tych, którzy są w nieświadomości i błędzie, ponieważ i on sam poddany jest słabości. I dlatego zarówno za lud, jak i za siebie winien składać ofiary za grzechy. A nikt z własnej woli nie bierze tej godności, ale tylko wtedy, gdy jest powołany przez Boga, jak Aaron” (Hbr 5, 1 nn).
Dlatego nie jest dobrym rozwiązaniem – pisze Benedykt XVI – próba tworzenia nowego Kościoła. Kościół ten, który jest, jest Chrystusowy. „Bardzo ważne jest przeciwstawianie kłamstwom i półprawdom diabła pełnej prawdy: Tak, w Kościele jest grzech i zło. Ale także dzisiaj jest święty Kościół, który jest niezniszczalny. Także dzisiaj jest wielu ludzi, którzy pokornie wierzą, cierpią i kochają, w których ukazuje się nam prawdziwy Bóg, kochający Bóg. Bóg ma także dzisiaj swoich świadków (»martyres«) na świecie. Musimy tylko być czujni, by ich zobaczyć i usłyszeć”.
Maksymilian Powęski