Stripsy, żelki, wata cukrowa i frytki do tego czyli cmentarny jarmark na Wiślanej [KOMENTARZ]
1 listopada to dzień, w którym niemal wszyscy odwiedzamy groby zmarłych, których znaliśmy. Miasto się wówczas wyludnia, a całe życie, choć brzmi to nieco kuriozalnie, przenosi się na cmentarze. Czasem jednak odrobinę za daleko.
Inne z kategorii
Lepiej późno niż wcale? Refleksje nad budową S10 [KOMENTARZ, WIDEO]
Dlaczego liberalizm (i komunikacja miejska) zawiodły w Bydgoszczy? [KOMENTARZ, WIDEO]
Droga do cmentarza przy ul. Wiślanej pełna jest policyjnych patroli, które pilnują płynności ruchu i zapobiegają wszelkim zagrożeniom. Mieszkańcy Bydgoszczy oraz osoby przyjezdne całymi grupami udają się w kierunku bramy głównej cmentarza.
Tuż przed wejściem stoją stragany z kwiatami, żywymi i sztucznymi, różnej wielkości zniczami w stonowanej kolorystyce. Kupimy na nich wszystko, co jest potrzebne, a paczkę zapałek dostać często można nawet zupełnie gratis. Wystarczy uśmiech.
Jednak nie to przykuwa uwagę przechodzących osób. Czerwony namiot stoi tuż przy chodniku, a w nim, jak głoszą napisy na potykaczu: stripsy, cola, soki i frytki. W powietrzu zamiast woni wosku unosi się zapach frytury. Do głównego wejścia jeszcze kawałek. Widać kolejny duży pstrokaty namiot. Może ze zniczami?
Na wprost bramy głównej stoi dziewczyna z automatem robiącym watę cukrową. Gdyby nie myśl o zmarłych ojcach, matkach, synach i córkach niemal można by się oddać sielskiemu nastrojowi osiedlowego festynu.
Jest i pstrokaty namiot. W nim też nie ma zniczy ani kwiatów. Są za to różne rodzaje cukierków krówek. Ciągnące się i kruche. Jakie kto woli. Wolę ciągnące się, ale nie przyszło mi na myśl, by spróbować. Oprócz krówek są jeszcze żelki z metra cięte.
Przystaję w pobliżu i słucham komentarzy przechodzących osób. Większość, raczej pomimo smakowitych rzeczy, pozostaje zniesmaczona. Największe oburzenie wywołały frytki.
Zagajam rozmowę z młodymi ludzmi. No w podobnym wieku do mojego, ale ja się uważam za wciąż młodego. Mają podobne odczucia. To nie czas, ani tym bardziej miejsce na taki frymark.
Zabrakło tylko clowna robiącego śmieszne miny, no i dmuchanych balonów. Tych też nie było.