Kultura 3 paź 2021 | Redaktor
Prawdziwy kulturowy tygiel! Redaktor Lewicka-Ritter w Bobrowie

fot. krystynalewicka-ritter.pl (kadrowanie - red.)

W Bobrowie, w miejscowym domu kultury działa Izba Dziedzictwa Kulturowego im. ppłk. pilota Jana Zumbacha. Nie wszyscy wiedzą, że przed wojną mieszkał w tej miejscowości człowiek walczący w Bitwie o Anglię, jeden z czołowych pilotów Dywizjonu 303. Legendarną postać przedstawi w swoim reportażu redaktor Krystyna Lewicka-Ritter, która w Bobrowie poszukiwała śladów ludowego kulturowego dziedzictwa.

      Poszukując śladów ludowego dziedzictwa kulturowego na Ziemi Michałowskiej, trafiam do Bobrowa, w powiecie brodnickim. W miejscowym domu kultury od 2006 roku działa tu Izba Dziedzictwa Kulturowego im. ppłk. pilota Jana Zumbacha. Opiekuje się nią Agnieszka Kowalska wraz z członkami Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Gminy Bobrowo „Aktywna Gmina”. Wizyta pośród pamiątek związanych z życiem i służbą wojskową pilota wsławionego bohaterstwem w Bitwie o Anglię, obudziły piękne wspomnienia, również te związane z regionem, w którym ten dzielny pilot wiele lat mieszkał…

       – Wcześniej – mówi Agnieszka Kowalska – nie wszyscy w Bobrowie wiedzieli, że przed wojną mieszkał w naszej miejscowości tak znamienity człowiek, zasłużony, wybitny pilot walczący w Bitwie o Anglię, jeden z czołowych pilotów legendarnego Dywizjonu 303. Na otwarciu izby w Bobrowie, poświęconej jego pamięci, byli więc także przedstawiciele ambasady angielskiej i szwajcarskiej. Miejsce to chętnie wciąż jest odwiedzane przez turystów oraz dzieci i młodzież z pobliskich szkół, którym opowiadamy o tym wybitnym mieszkańcu naszej ziemi. Przy okazji wszyscy mogą też zwiedzić izbę tradycji, gdzie zgromadziliśmy ciekawą kolekcję etnograficzną, dokumentującą życie mieszkańców Ziemi Michałowskiej na przełomie XIX i XX wieku. Ten niewielki obszar, leżący na granicy trzech regionów etnograficznych: Ziemi Chełmińskiej, Dobrzyńskiej oraz Ziemi Lubawskiej w swym bliskim sąsiedztwie ma również Kaszuby, Mazowsze i Kujawy. Prawdziwy kulturowy tygiel!

 

W historii Ziemi Michałowskiej jest wiele dokumentów mówiących o dramatycznych losach jego mieszkańców. Wojny, powstania, wieki niewoli i okupacji, także tej hitlerowskiej… Bardzo więc musieli pielęgnować swą polskość ci, co trwali w niej przez wieki niewoli i potomnym pozwolili po 1920 roku cieszyć się powrotem do Macierzy.

 

      Gdyby sprzęty z przełomu wieku XIX i XX, zgromadzone w izbie pamięci w Bobrowie, umiały mówić… Gdyby… Ale ważne, że tu są! Były używane niegdyś przez mieszkańców Ziemi Michałowskiej w gospodarstwach rolnych i domowych, a także w warsztatach rzemieślniczych – stolarza, szewca, rolnika, rymarza, pracowni szczotek, stelmacha. Lampy naftowe, gazowe i te na spirytus, żelazka na duszę, na węgiel drzewny, pralki i tarki do prania drewniane i metalowe, balie i wanny…

 

      – Nosidła do wody tzw. szondy pamiętam jak nosiłam przy użyciu takich samych wodę ze studni we wiadrach – wspomina Agnieszka Kowalska podkreślając, że:  –  wszystkie przedmioty zebrane w tej izbie, które się udało zachować i ochronić od zniszczenia, to zasługa mieszkańców powiatu brodnickiego, którzy ofiarowali te sprzęty, gdy w 2006 roku powstawała ta placówka. Każdy przedmiot jest skatalogowany i opisany kto jest darczyńcą.

 

    LEGENDA JANA ZUMBACHA ORAZ NIEZWYKLE INTERESUJĄCE ZBIORY ETNOGRAFICZNE, zgromadzone w izbie jego imienia, powodują, że budzą się wspomnienia. A że grono moich rozmówców, to pasjonaci folkloru i dziedzictwa kulturowego dawnej wsi, pamiętający jeszcze opowiadania dziadków, żyjących na przełomie XIX i XX wieku – spotkanie w Bobrowie przebiega w rodzinnej, tęsknej,  trochę nostalgicznej atmosferze pełnej cudownych opowieści…

 

      – Pamiętam z opowiadań moich rodziców obrzęd na zakończenie żniw na Ziemi Michałowskiej – mówi Agnieszka Kowalska. – Tak zwane przodownice czyli najlepsze żniwiarki, wykonywały jakąś ozdobę z kłosów i z ziół i wręczały ją właścicielowi gospodarstwa. I wtedy przy tej okazji wszyscy bawili się na biesiadzie zorganizowanej przez tego rolnika czy dziedzica. Bawili się razem wszyscy pospołu. I bogaci i biedni.

 

      Danuta Rulko, była dyrektorka szkoły w Bobrowie, członkini Stowarzyszenia „Aktywna Gmina”: – Ja pamiętam zwyczaj związany z zakończeniem Bożego Ciała, który kultywujemy na Ziemi Michałowskiej do dzisiaj. To wyplatanie malutkich wianuszków z rozchodnika, macierzanki i z różnych ziół oraz drobnych kwiatków. Na zakończenie oktawy Bożego Ciała, w następny czwartek po tym święcie, te wianuszki były i są nadal u nas święcone w kościele, a potem wiesza się je w domu nad świętym obrazem, by odpędzały od domu wszelkie złe moce i zdarzenia.

 

      Łucja Zielonko dodaje– U nas na wsi były trzy takie wianuszki. Jeden po poświęceniu wieszało się w domu, a dwa w budynkach gospodarskich, żeby chronić je także od uderzenia pioruna. Od „pioruna” chronić miały też zapalane w oknie domu w czasie burzy – gromnice lub stawiane też w oknie podczas nawałnicy – obrazy Matki Bożej, najczęściej Częstochowskiej. Z mojego domu pamiętam również taki zwyczaj: Po śmierci dziadka, którego zaraz po tym jak umarł, położono na podłodze, Babcia klęczała w przedsionku z gromnicą i czekała tam do chwili aż tata przywiózł księdza, który poświęcił zmarłego.

      – Ze świętem Matki Boskiej Siewnej – dodaje Danuta Rulko – przypadającym 8 września, wiąże się też inny zwyczaj, który także tu jeszcze pielęgnujemy. Wtedy do kościoła rolnicy na tacy przynosili ziarna różnych zbóż święcone przed siewem, co miało zapewnić dobry urodzaj.

 

      TAK SOBIE SNUJEMY WSPOMNIENIA W BOBROWSKIEJ IZBIE PAMIĘCI – pełnej regionalnych pamiątek. Gdy poruszamy temat dziedzictwa kulinarnego, również wspomnieniom nie ma końca! Na pytanie o lokalny przysmak, wszyscy zgodnie odpowiadają: – Grzyby pod każdą postacią: suszone, konserwowane w occie i te obgotowane, przechowywane solone w kamiennym garnku oraz zupa grzybowa, zakwaszana kwasem z kapusty i oczywiście czarnina. Ta druga koniecznie z owocami i ziemniaczanymi kluskami, tzw. szarymi.

 

      – U mnie w domu – dodaje Agnieszka Kowalska – bardzo popularna jest zupa klopsowa, która została zgłoszona także do Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Przysieku, jako potrawa charakterystyczna dla naszego regionu. Podobnie jak zupa rybna, gotowana na drobnych rybkach słodkowodnych, zaprawiana śmietaną z żółtkiem, podawana z lanymi kluseczkami lub makaronem domowej roboty, z dużą ilością kopru. Bardzo popularna na Ziemi Michałowskiej jest też zupa „zagraj”, której bardzo jako dziecko nie lubiłam. Jej skład to woda, ziemniaki i trochę przypraw, wszystko zagotowane. Dodawano do niej również małe zaciereczki z mąki żytniej. Wszystko było zaprawione okrasą ze smażonej słoninki. I gdy się te skraweczki do tego wywaru dodawało, to zupa… zaskwierczała czyli… zagrała! Stąd jej nazwa „zagraj”. 

 

      A JAK DAWNIEJ NA WSI BAWIŁY SIĘ DZIECI? Danuta Rulko dobrze pamięta te dzieci, które z radością toczyły po podwórku metalową felgę od roweru. – Trzeba było biegając utrzymać ją w ruchu przy pomocy kijka lub wygiętego drutu tak, by się nie przewróciła. – Ależ to była frajda! – mówi.

 

     Wspominamy też zabawy „w chowanego”, „w ganianego”, „berka”, w „dwa ognie”, „w palanta”, „w gumę”, „ gra w klasy” lub „w noża” – kiedy należało „ z noska, z bródki, z uszu” nożykiem tak ciskać w ziemię, by utknął pionowo. A jeszcze domowe zabawy „ w ciu-ciu-babkę”, „w dupniaka”, „w państwa – miasta”, gdy na podaną literkę, każdy musiał podać jak najwięcej państw i miast na nią się zaczynających, czasami też imion. W nieśmiertelnego „chińczyka”, „starego niedźwiedzia, mocno śpiącego”. – Zimą chodziło się na zamarznięty staw – wspomina Agnieszka Kowalska. – Nikt wtedy nie miał łyżew, ale do małych deseczek od spodu przybijano drut i paseczek ze skóry, umożliwiający przywiązane deseczek do butów i na tym się jeździło niczym na łyżwach.

 

      PRZYCHODZI TEŻ PORA NA ZAPREZENTOWANIE REGIONALNEGO STROJU LUDOWEGO. Obecni na spotkaniu Janusz i Łucja Zielonko, przedstawiciele zespołu „Złoty Krąg” kierowanego przez Ewę Kulkę, przybyli na spotkanie do izby pamięci w zrekonstruowanych strojach ludowych Ziemi Michałowskiej. Udało się je odtworzyć w porozumieniu z Muzeum Etnograficznym w Toruniu, we współpracy z kustosz Kingą Turską-Skowronek. Z radością odnotowuję, że zespoły „Wesołe Kumoszki” ze Zbiczna i „Złoty Krąg” z Bobrowa występują w takich właśnie strojach.

 

      – Nie mamy niestety na Ziemi Michałowskiej tradycyjnego haftu, może dlatego, że w naszym stroju ludowym hafty nie występują – mówi Łucja Zielonko z zespołu „Złoty Krąg”. – Osoby haftujące w naszym regionie haftują czasami krzyżykami, czasami haftują wykorzystując w swej pracy motywy kaszubskie lub kujawskie – dodaje Danuta Rulko. – Ot, jak to w kulturowym tyglu bywa!

 

      Agnieszka Kowalska wspomina więc jeszcze germańskie naleciałości gwarowe, które również pamięta z dzieciństwa: keta – łańcuch; topek – nocnik; szymel – ławeczka do siadania; szlaban – łóżko, przypominające składaną „amerykankę”, którą na noc rozsuwano i wówczas była miejscem do spania, w dzień zsunięta – służyło jako stół. W naszej bibliotece znajduje się książka Piotra Grążawskiego z Brodnicy zatytułowana „Gwara Ziemi Michałowskiej”. Jak możemy, tak staramy się ochraniać dziedzictwo kulturowe naszego regionu. W gminie Bobrowo we wsi Kruszyny Szlacheckie, nad jeziorem Popek znajduje się tzw. „Gród Foluszek”, prowadzony przez Towarzystwo Rycerskie. Tam są organizowane między innymi plenery rzeźbiarskie, dzięki czemu mamy w całej gminie piękne duże rzeźby figuralne podkreślające nasz związek z regionem i jego historią. Przed domem kultury w Bobrowie stoją rzeźby legendarnej pary Jakuba i Anieli. Legenda głosi, że to oni przed wiekami założyli tę miejscowość, karczując przy pomocy bobrów duży leśny teren nad jeziorem Oleczno, i utworzyli tu osadę, zwaną do dzisiaj Bobrowem…

 

      Legendy, wspomnienia, wierzenia… Gdyby je zapisywano, chroniono w rodzinach, we wsiach i miastach ile więcej pięknych chwil z przeszłości udałoby się ocalić od zapomnienia. Wdzięczna więc jestem moim rozmówcom za te michałowskie opowieści tak wspaniale brzmiące w etnograficznej izbie pamięci imienia legendarnego lotnika. Wiele z nich przetrwa dzięki pasjonatom z Bobrowa, chroniącym pamięć zarówno o ludowej tradycji polskiej wsi, jak i jej wspaniałych kartach nierozerwalnie związanych z wielką historią świata. Gdy te dwie ścieżki zbiegają się w jedną piękną drogę, tworzą historię, którą z jeszcze większą dumą poniosą przyszłe pokolenia, nie tylko na Ziemi Michałowskiej…

 

      Dlatego póki jeszcze żyją świadkowie historii waszej rodziny, waszej wsi, waszego regionu zapiszcie opowieści o ich życiu. Oni tak szybko odchodzą, pozostawiając luki także w tej „dużej” historii świata… Po ich odejściu, jeszcze przez jakiś czas będzie je można wypełnić… wspomnieniami o nich. Jeśli możemy… ochrońmy choćby te od zapomnienia…

Krystyna Lewicka-Ritter – Wasza Kujawianka

 

      Jan Zumbach (1915-1986), mimo swego barwnego, „międzynarodowego” życia czuł się i z tą ziemią związany. Po wojnie chciał odkupić od władz polskich dwór rodzinny. Ten, niestety kilka lat temu rozebrano. Ostatni raz odwiedził Bobrowo w 1978 roku. Spotkał się wówczas z dawnymi pracownikami majątku rodziców, który jego ojciec Eugeniusz kupił w Bobrowie w roku 1921. Mały Jaś miał wtedy 6 lat i mieszkał w Bobrowie z rodzicami i czworgiem rodzeństwa prawdopodobnie do roku 1934, kiedy rozpoczął służbę wojskową.  

      Inspirując Czytelników do dokumentowania wspomnień żyjących świadków historii, pod tym artykułem cytuję fragmenty publikacji „brodnickiego Kolberga” – Piotra Grążawskiego, który między innymi również spisał wiele opowieści swoich najbliższych:   

        „Podobnie dziwne miejsce w szeregu zajmuje przyimek „ot” (prawie równy znanemu „od”, tyle, że jak się zaraz przekonamy pełni nieco inne funkcje). Do dziś powszechnie wykorzystuje się go w konstrukcjach typu: „to je chłopak ot Grunżawskich” (syn Grążawskich); „patrun ot naszy nowy kaplicy” (patron naszej nowej kaplicy). To ostanie zdanie usłyszałem od jednego z moich rozmówców, podczas sąsiedzkiej pogawędki dotyczącej budowy kościoła na brodnickim osiedlu Grażyny. Tu nie ma wątpliwości co do tego, iż mamy do czynienia z kalką składni niemieckiej (die Tochter von Kowalski – czyli dosłownie – córka od Kowalskich).

    Przyimek „za” oprócz swojej „normalnej” roli (za biurkiem, za domem, jeden za drugim), jest używany w zwrotach typu: „poszed szukać za pracu” (poszedł szukać pracy), „stoi za rybu” (czeka w kolejce po ryby), „poszed stoić za chlebym” – stać w kolejce po chleb (a to samo w języku niemieckim – sie, ist nach Brot gestanden).”

Piotr Grążawski artykuł: „Osobliwości naszej gwary” – w zasobach autora

    „Przed wielu laty, w miejscowości o niepokojącej nazwie Strzygi (powiat brodnicki, 16 km od miasta) miałem możliwość odbycia długiej rozmowy z pewną starszą panią Ś., którą uważano za dziwaczkę, a jednak szanowano we wsi ze względu na jej oczytanie, piękną polszczyznę, i znajomość obyczaju (stugębna plotka głosiła, iż przed wojną była dziedziczką sporej fortuny, zarekwirowanej przez „władzę ludową”). Otóż ta pani, z całym spokojem opowiadała, że wiele razy widziała śmierć krążącą po okolicy! Przy czym nie miała tu na myśli jakichś przenośni, ona widziała ją jako materialną (nie tam jakieś mgiełki!) personę! Białą, chudą zjawę sunącą środkiem drogi, zaglądającą w okna domostw… Zawsze po takim „objawieniu” ktoś we wsi umierał, albo w najlepszym wypadku zapadał w ciężką chorobę, nieuchronnie prowadzącą do zgonu.”

Piotr Grążawski artykuł: „Oznaki zbliżającej się śmierci” – w zasobach autora

***

Cykl reportaży realizowany w 2021 roku, w ramach Stypendium Ministra Kultury,  Dziedzictwa Narodowego i Sportu zatytułowany: Krystyna Lewicka-Ritter „W KUJAWSKO-POMORSKIEM – Z OSKAREM KOLBERGIEM POD RĘKĘ” *

* Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust.1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

źródło: www.krystynalewicka-ritter.pl

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor