Kultura 18 lip 2021 | Redaktor
Z Krystyną Lewicką-Ritter tym razem odwiedzamy Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej

Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej/fot. krystynalewicka-ritter.pl

Rypin, miasteczko niewielkie i schludne, a w nim jedno z młodszych Muzeów Ziemi Dobrzyńskiej. Redaktor Lewicka-Ritter tym razem pokaże nam miejsca, w których zapisana jest historia Rypina oraz oprowadzi po muzealnych wystawach.

Reportaż VII cz. 1.

HISTORIA W EKSPONATACH I ZDJĘCIACH ZAPISANA

      Pośród muzeów regionu kujawsko-pomorskiego  jednym z młodszych jest Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej w Rypinie. Placówka rodowodem sięgająca lat 60. XX wieku, z interesującymi ekspozycjami, także archeologicznymi, pokazująca ciekawą historię Rypina i  Ziemi Dobrzyńskiej – etnograficznej krainy, którego częścią jest to miasto. Ba, powiem więcej, Rypina, który za sprawą bardzo aktywnie działającego dyrektora Muzeum – ANDRZEJA SZALKOWSKIEGO – wyrasta na wiodącą stolicę Ziemi Dobrzyńskiej.

      Z BYDGOSZCZY DO RYPINA, jednego z największych miast Ziemi Dobrzyńskiej (liczy 16,5 tys. mieszakńców), podróż krótka, trwająca około dwie  godziny. Rypin, miasteczko niewielkie i schludne. Budynek Muzeum mieści się przy głównej ulicy Warszawskiej 20. I tu zaskakuje mnie jakże niezwykła niespodzianka!!! Pod Muzeum czeka bowiem na mnie, skromną dziewczynę z ludu, Waszą Kujawiankę, przepiękna bryczka, zaprzężona w dwa dorodne rumaki, z elegancko ubranymi stangretami!!!  A w niej… przystojny kawaler dobrzyński, w historycznym stroju dobrzyńskiego drużby w osobie dyrektora Andrzeja Szalkowskiego, witającego mnie na Ziemi Dobrzyńskiej i zapraszającego na początek na przejażdżkę po Rypinie.

      Zażenowana nieco takim uroczystym powitaniem dowiaduję się, że owi przystojni powożący bryczką to także miłośnicy dobrzyńskich tradycji:  Janusz Pepel z Czarni Dużej i Kazimierz Wyskiel z Rypina. – Wspólnie z Andrzejem robimy inscenizację żniw, sianokosów w Skrwilnie czy wystawy koni – opowiadają zgodnie panowie. Z Kazimierzem – uzupełnia dyrektor A. Szalkowski – często jeździmy też na wesela, odtwarzając tradycję tzw. weselnych dziadów dobrzyńskich.

      MIŁE ZASKOCZENIE MIESZA SIĘ Z CIEKAWOŚCIĄ, której wciąż nie dość opowieści o tym niezwykle ciekawym  Regionie. Pan Andrzej – pokazuje miejsca, w których zapisana jest historia Rypina, m.in.  kościół gotycki pod wezwaniem Świętej Trójcy z roku 1352 – 1355, wielokrotnie przebudowywany, bo niszczony w czasie licznych wojen. Naprzeciw kościoła budynek dawnego magistratu oraz kamienica, w której Gestapo zorganizowało areszt, a  niechlubną tę działalność kontynuowało po wojnie polskie UB, gdzie męczono m.in. „żołnierzy wyklętych”. W 2008 roku, odkryto na ścianach piwnic tej kamienicy nazwiska więzionych i zamordowanych tu ludzi…

 

      Mijamy stare urokliwe kamieniczki, cmentarz katolicki z rosyjskimi, prawosławnymi nagrobkami pozostałymi po zaborcach, nekropolię ewangelicką, żydowskie lapidarium … Andrzej Szalkowski snuje w czasie tej przejażdżki niezwykle ciekawą opowieść o raczej tragicznej historii miasta i jego mieszkańców… Jakże bogatą ma wiedzę! Można go słuchać bez końca!

      CZĘŚCIĄ TEJ HISTORII  JEST BUDYNEK RYPIŃSKIEGO MUZEUM. Zbudowany pod koniec XIX wieku najpierw był siedzibą szpitala rosyjskiego garnizonu. W czasie I wojny światowej mieścił się tutaj lazaret, tym razem niemiecki. W okresie międzywojennym – Policja Państwowa. Najtragiczniejszy jednak okres jego dziejów, to jesień 1939 roku, gdy oprawcy z mieszczącego się tu w czasie wojny  Gestapo i Selbstschutzu – w piwnicach budynku katowali i mordowali dobrzyńskich ziemian, nauczycieli, duchownych, ale również chłopów i Żydów.  Dzisiaj w muzealnym budynku, w piwnicach „Domu Kaźni”, jak nazywano później ten budynek, mieści się przejmująca ekspozycja historii tej zbrodni…

 

      Po wojnie, powstała w „Domu Kaźni”, najpierw upamiętniająca te tragiczne wydarzenia Regionalna Izba Pamięci (1968 r.), by w konsekwencji, po trwających wiele lat kolejnych przekształceniach, powołać do życia w 2007 roku…                                                                MUZEUM ZIEMI DOBRZYŃSKIEJ W RYPINIE. Dyrektorem placówki zostaje człowiek zakochany w historii miasta i Regionu – Andrzej Szalkowski, słynący z działalności daleko wykraczającej poza ramy typowego sprawowania dyrektorskiego urzędu. Przyjrzymy się dokładniej jego działalności, ponieważ lubianemu – nie tylko w gronie polskich muzealników dyrektorowi, ale powszechnie szanowanemu obywatelowi Rypina, poświęcę odrębny artykuł.

 

      Przejdźmy przeto  tymczasem po muzealnych wystawach. Nie brak tu przedmiotów, często darowanych, ale i kupowanych przez Muzeum od Dobrzynian. W nich zapisana jest nie tylko historia miejsc i ludzi, ale i techniki. Piękny magiel służący mieszkańcom Rypina jeszcze w latach 90. – zachwyca swą monstrualną korbą i masywną konstrukcją. I jak to w maglu bywało przywołuje na pamięć dawne mieszczki, co przy tej maszynie plotkowały sobie zapewne radośnie. Bo magiel postrzegany był właśnie jako miejsce przekazywania wszelkich ciekawych informacji i ploteczek. Są tu także dawne mechaniczne pralki na korbę, balie drewniane i cynowe, tarki do prania – wszystko to ma dzisiaj urokliwy „posmak historii”.

      NIEZWYKLE CIEKAWA JEST RÓWNIEŻ EKSPOZYCJA DAWNEJ KLASY SZKOLNEJ,  w której odbywają się i współcześnie bardzo ciekawe muzealne zajęcia edukacyjne. Za sprawą Andrzeja Szalkowskiego, wzbogacone także o historię np. rycerstwa polskiego. Dzieje rycerstwa to bowiem również wielka pasja dyrektora Muzeum, „zarażającego” nią młode i starsze pokolenie Dobrzyniaków.

      Oto niektóre tylko tematy z bogatej oferty zajęć edukacyjnych w Muzeum: Jak nasi przodkowie lepili garnki z gliny z warsztatami praktycznymi.  Rycerstwo – stan feudalnego społeczeństwa średniowiecznego ze scenką pasowania na rycerza i pokazem strojów z epoki. Lekcja kaligrafii prowadzona w muzealnej klasie z wystrojem z połowy XX wieku, zakończona samodzielnym wypisywaniem – gęsim piórem! – świadectwa ukończenia szkoły. Trzeba też dodać, że uczestnicy takiej lekcji zakładają typowe, granatowe fartuszki z dopinanymi białymi kołnierzykami, w jakich do szkoły chodziły ich babcie i dziadkowie. Kolejne lekcje to chociażby: biwak rycerski z warsztatami łuczniczymi i szermierką. W Muzeum nie mogło oczywiście zabraknąć…                                   

WYSTAWY  ETNOGRAFICZNEJ POŚWIĘCONEJ ZIEMI DOBRZYŃSKIEJ, stylizowanej trochę na wystrój dobrzyńskiej chałupy, z pięknymi pająkami, ozdobami, rzeźbami  i dawnymi narzędziami pracy. Tu także odbywają się ciekawe zajęcia edukacyjne i spotkania miłośników dobrzyńskich tradycji.  Ale jest też w tej ekspozycji element szczególny. To manekiny ubrane w zrekonstruowane stroje dobrzyńskich drużbów!

 

      Udało się je odtworzyć dzięki wieloletnim badaniom etnograficznym prowadzonym przez dr. Aleksandra Błachowskiego. Ten zasłużony badacz i etnolog, przez wiele lat szukał śladów pozwalających na rekonstrukcje ludowego stroju dobrzyńskiego, który bardzo szybko na początku XX wieku zanikł i nie było możliwości jego odtworzenia. Doktor Aleksander Błachowski dokonał tego dopiero w XXI wieku, wydając krótko przed śmiercią (zm. W wieku 91 lat, 17 stycznia 2021 r.) książkę pt. „Materiały do historii i rekonstrukcji chłopskich ubiorów Ziemi Dobrzyńskiej” , w której publikuje nawet wzory krawieckie do ich uszycia.

 

      DYREKTOR ANDRZEJ SZALKOWSKI, zakłada często taki właśnie strój ludowy, pozował nawet, wraz z modelką Natalią Julią Ciborską, do fotogramów zamieszczonych w tej książce.  W strojach dobrzyńskich drużbów zwracają uwagę dostojne nakrycia głowy – piękny kapelusz mężczyzny z pawimi piórami oraz wysokie, wielobarwne tzw. „czółko” (rodzaj nakrycia głowy) dziewczyny.  – Wielką zasługą Aleksandra Błachowskiego, że po tylu latach poszukiwań, nareszcie  i my, Dobrzyniacy mamy nasz strój  regionalny – mówi A. Szalkowski. –  To, że tak szybko zaginęła tradycja jego noszenia, to również skutek trudnego życia mieszkańców Ziemi Dobrzyńskiej, którzy z biedy wyjeżdżali za chlebem”  do pracy w inne rejony Polski i zakątki świata. Ani na emigracji, ani w swoich zmagających się z biedą rodzinach, nie przywiązywali takiej wagi do kultywowania tradycji , jak to na przykład miało miejsce na bogatszych Kujawach. Natomiast teraz, mieszkańcy Regionu, chętnie uczą się swojej tradycji i uczestniczą w organizowanych między innymi przez samorządy i inne organizacje – rekonstrukcjach ludowych obrzędów.

      – Tak było w roku 2019, gdy w lipcu we wsi Charszewo, gm. Rogowo, zorganizowano  wspólnymi siłami, rekonstrukcję wesela dobrzyńskiego. – Było to możliwe – dodaje Andrzej Szalkowski – dzięki  zaangażowaniu wielu ludzi dobrej woli, przede wszystkim Pani Danuty Ignatowskiej i jej Przyjaciółek z Koła Gospodyń Wiejskich Charszewo i innych kół gospodyń z sąsiednich wsi. Panie uwierzyły w mój pomysł i zrobiliśmy coś oryginalnego – wesele dobrzyńskie przy starej stodole w Charszewie. Zadziało się to dzięki wsparciu finansowemu z programu Inicjuj z FIO, środków gminnych i przy dużym udziale pracy społecznej.

 

      NA REKONSTRUKCJI WESELA DOBRZYŃSKIEGO bawiło się wtedy ponad 1000  mieszkańców podrypińskich miejscowości oraz gości z całej Polski. Była to okazja nie tylko do wspólnej zabawy, ale właśnie do poznania ludowego strój dobrzyńskiego, do nauki regionalnych tańców oraz dawnych, weselnych zwyczajów. Piękna inscenizacja  wesela dobrzyńskiego, przedstawionego według scenariusza napisanego przez dyrektora Szalkowskiego, pełna była tradycji! Od zmówin, kiedy to dogadywano majątek idący za młodą i młodym oraz tzw. rajków i zrękowin – począwszy, przez zapowiedzi u księdza w kościele, przygotowania do wesela, na weselnej uczcie skończywszy.                          

–  Ciekawy był na przykład zwyczaj zapraszania gości na wesele  – mówi A. Szalkowski. – Na Ziemi Dobrzyńskiej  narzeczeni chodzili osobno i każde z nich zapraszało inny „garnitur” gości. Przyszły pan młody jechał do dalszych krewnych, albo wysyłał tam swata, a jego narzeczona obchodziła swoją wieś i prosiła rodzinę i sąsiadów.

   

– Później odbywał się ślub w kościele – dodaje Andrzej Szalkowski – na który młodzi jechali bryczką, bo nietaktem było na Ziemi Dobrzyńskiej jechać do ślubu furmanką. Wart podkreślenia jest fakt, iż w naszym Regionie  zdarzało się, że pan młody, oczywiście po obowiązkowym błogosławieństwie rodziców przed wyjazdem z domu weselnego, jechał ze swoimi drużbami do kościoła osobno i jego narzeczona także z towarzyszącymi jej drużkami jechała swoją bryczką. W drodze do kościoła młodzi jechali na końcu tego orszaku weselnego, w którym goście przekrzykiwali się nawzajem wołając „O, wesele! O, nasza!” Po ślubie, orszak już był prowadzony przez młodych jadących w jednej bryczce. Rodzice witali młodą parę wracającą z kościoła chlebem i solą w progu domu weselnego u rodziców dziewczyny. Uczta weselna przygotowana była przez młodą i jej rodzinę z produktów wcześniej podarowanych przez weselnych gości. A darami były jajka, kaczki, kury, mąka, co kto miał to darował. Co z tego przygotowała młoda gospodyni, było także wizytówka jej zaradności. Pan młody zaś finansował koszty związane ze ślubem, opłacał kapelę grającą na weselu i zapewniał weselne trunki. Oczywiście około północy odbywały się oczepiny panny młodej, przed którymi przybywały na wesele tzw. dziady czyli znajomi, przeważnie młodzież, poprzebierana w różne, czasem stare kapoty, mężczyźni za kobiety i na odwrót. Czyniąc psoty i żarty, domagając się w zamian ugoszczenia i poczęstowania wódką.Mieliśmy też w dobrzyńskich zwyczajach weselnych wchodzenie gości na dach chałupy. Można by przypuszczać, że to fantazja jakaś, ale nie. Mamy kilka zdjęć, które potwierdzają takie właśnie formy zabawy.

 

      – Podobnie jak na Kujawach  kultywowano zwyczaj przenosin panny młodej – kontynuuje A. Szalkowski – która w skrzyni wiannej wnosiła do nowego wspólnego gospodarstwa na przykład bieliznę, pościel. Mam w Muzeum eksponat wyjątkowo dla mnie sentymentalny, bieliznę, którą dostali moi dziadkowie po ślubie tuż po wojnie, od swoich rodziców czyli moich pradziadków. Jest to pościel, koszule nocne, szlafroki, które zachowywali na tzw. czarną godzinę. Były to rzeczy odłożone w szafie i nigdy nie użyte! Dobrzyniacy byli bowiem bardzo oszczędni i gospodarni.          I choć szybko zaginął ich ludowy strój, to jednak tradycje przetrwały. Na dowód tego, podam także przykład kultywowania na Ziemi Dobrzyńskiej wyjątkowej tradycji, najbardziej znanej w Wielkopolsce, a mianowicie tradycji  „Bożych ran”. Polega ona na tym, że w Wielki Piątek z rana, najstarszy w rodzie – rózgami z kolcami, na przykład gałązkami tarniny, agrestu, smagał lekko po nogach pozostałych członków rodziny, na pamiątkę biczowania Chrystusa. – Tak było i jest nadal w mojej rodzinie i w rodzinach wielu moich przyjaciół i znajomych, gdzie tę tradycję kultywujemy od wielu pokoleń – mówi Andrzej Szalkowski. – Trzeba przy tym wypowiadać taką sekwencję: „Wielki Czwartek, Wielki Piątek; cierpiał za nas Jezus Świątek. Już jedna nocka do Wielkanocka!”…

      Warto odwiedzić rypińskie Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej, w którym już są eksponowane zrekonstruowane przez dr. Aleksandra Błachowskiego stroje ludowe dobrzyńskich drużbów. Rypińskie Muzeum posiada także schodołaz, czyli urządzenie pozwalające na jego zwiedzanie osobom niepełnosprawnym. Warto także zobaczyć ciekawą inscenizację wesela dobrzyńskiego na youtube https://www.youtube.com/watch?v=F6TXrZfxtJU, podziwiając niezwykłe zainteresowanie mieszkańców tego Regionu – powracającą tradycją. Film i zdjęcia z rekonstrukcji wesela dobrzyńskiego udostępniam za zgodą pana wójta gminy Rogowo – Zbigniewa Zgórzyńskiego. Dziękuję… Dyrektorowi Andrzejowi Szalkowskiemu zaś, DZIĘKUJĘ nie tylko za przepiękne DOBRZYŃSKIE powitanie, ale za nasze cudowne spotkanie pasjonatów-regionalistów.

Krystyna Lewicka-Ritter – Wasza Kujawianka

      Oskar Kolberg w tomie XXXXI cz. 6 „Dzieła wszystkie – Mazowsze”, (w czasach Kolberga Ziemię Dobrzyńską przypisywano do Mazowsza) pisze, cytując za M. Smoleńskim: „…lud Ziemi Dobrzyńskiej większej części żyje w rozprószeniu, w dalekich od wiosek koloniach, nie zgromadza się na zabawy; nie prowadzi długich pogadanek przed karczmą lub gospodą sołtysa, jak to ma miejsce w innych stronach Królestwa; dlatego też nie żywi między sobą żadnych podań, nie powtarza już starych baśni (?), nie nuci narodowych piosnek, które by były godne zanotowania ( ?). Rozkolonizowanie, jak z jednej strony odjęło młodzieży sposobność poznawania złego przed czasem, wdawania się gorszące rozmowy i śpiewy, tak z drugiej wpłynęło niekorzystnie na charakter wieśniaków. Pracując na swoich morgach chłopek nasz zapomniał o równej sobie braci. Obojętny na stan sąsiada, czy go widzi w szczęściu lub niedoli, czy posiadłość jego woda zalała, a dom stał się pastwą płomieni – dla niego wszystko jedno, byle jemu było dobrze. Za to skłonność do zabobonów, wiara w czary, gusła, kabały, przesądy, zażegnywania – do wytępienia są trudne. Ciemnota bez pomocy szkółek wiejskich rozprószyć się nie da.”

***

Cykl reportaży realizowany w 2021 roku, w ramach Stypendium Ministra Kultury,  Dziedzictwa Narodowego i Sportu zatytułowany: Krystyna Lewicka-Ritter „W KUJAWSKO-POMORSKIEM – Z OSKAREM KOLBERGIEM POD RĘKĘ” *

* Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust.1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

źródło: www.krystynalewicka-ritter.pl

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor