Krzysztof Pietrzak: Mam siłę walczyć i dobrze mi to idzie [ROZMOWA]
Krzysztof Pietrzak/fot. Anna Kopeć (archiwum)
Jeśli nie będzie porozumienia z nowym wojewodą, Tartak wróci na Ujejskiego, ale to już nie będzie nasz problem – zapowiada Krzysztof Pietrzak, prezes spółki, w rozmowie z „Tygodnikiem Bydgoskim”.
Inne z kategorii
Telewizyjny Tygodnik Bydgoski: Debata o religii w szkole [VIDEO]
Jarosław Kopeć: Przeczytałem Pana książkę „Niepokonany”. Kipi emocjami, ale zawiera wiele twierdzeń i sformułowań, które może być trudno obronić procesowo. Nie obawia się Pan fali pozwów?
Krzysztof Pietrzak: Panie redaktorze, nie boję się żadnych procesów, żadnych, o nic. Śpię snem sprawiedliwego. Napisałem w 100 proc. prawdę! Grożono mi śmiercią – to nie byli chłopcy – straszono, że posadzą mnie na 12 lat do więzienia za wspieranie terroryzmu, to było ABW za czasów, kiedy szefem MSWiA była koleżanka Bruskiego. Sebastian Chmara już mnie pozwał o zniesławienie i co z tego?! Chmara wcale nie jest taki święty, za jakiego chce uchodzić i w sądzie to udowodnię. Stawiam, że wygram z nim w pierwszej instancji. A jeśli nie? Żyjemy w Polsce, wyciągniemy ,,cięższe działa” na drugą instancję. Na razie tylko wspomnę, że osoby z jego najbliższego otoczenia przejęły swego czasu szefowanie spółką, która zajmowała się co najmniej tajemniczą współpracą z ADM.
Książka potwierdza to, co o Panu wiedzą obserwatorzy Pańskich wpisów na Facebooku. Jest Pan niezłym gawędziarzem, który umiejętnie lawiruje i umniejsza wagę niewygodnych dla siebie wątków. Płacił Pan kary za nieprawidłowości w prowadzonych firmach?
Nie sądzę, abym był gawędziarzem, bardziej kronikarzem. Podaję fakty i bynajmniej nie umniejszam żadnych dla siebie niewygodnych. Kiedy myję zęby czy się golę, to patrzę sobie prosto w oczy. Kontrole, o które Pan pyta, były w 100 proc. nasyłane na nas, i to przez ratusz. Miały wykazać nieprawidłowości, a swoją drogą nic nie wykazały. Prócz wydawania kretyńskich, wymyślanych nakazów przez Państwową Inspekcję Pracy, której dyrektorka ma obecnie postawione zarzuty prokuratorskie oraz mandatów wystawionych na 3500 złotych łącznie za wszystkie kontrole, nic się nie wydarzyło.
Kwestia pożaru gdyńskiej firmy, która miała przeprowadzić egzekucję posesji przy Ujejskiego 44 pokazuje, że miał Pan stracha. Czego się Pan tak obawiał, jeśli z podpaleniem nie miał Pan nic wspólnego?
Jestem racjonalnym gościem, wiem, z kim i z czym walczę. Po wizycie ABW nic już nie jest w moim życiu takie samo. Nie wspierałem terroryzmu, a wówczas miałem świadomość, że chcą mnie aresztować, dosłownie mi to powiedziano. Pożar w Gdyni to przecież bardzo dobrze przygotowana prowokacja przeciwko mnie. Proszę się zastanowić, ilu urzędnikom podpadłem?! Tak naprawdę, zarówno Bruskiemu, jak i Bogdanowiczowi (wojewoda kujawsko-pomorski Mikołaj Bogdanowicz – przyp. red) z nieba by spadła informacja, że jestem aresztowany. Swoją drogą nie miałem żadnego stracha, ale patrzyłem realnie na zagrożenie. Kiedy policja pojawiła się u mnie w sprawie tego podpalenia, Bruski szampanami strzelał. Mina mu zrzedła, kiedy wieczorem zobaczył mnie w Telewizji Bydgoszcz, w której mówiłem, że nie mam nawet statusu osoby podejrzanej.
Wykreował się Pan na ofiarę systemu, który chce się stać jego pogromcą. Dlaczego Pan zatem uczestniczy w kampanii kandydatki rządzącej partii, która zresztą pracowała w urzędzie wojewódzkim?
Ja się na nikogo nie kreowałem i nie kreuję. Walczę o rodzinę, o uszanowanie moich praw obywatelskich. Uczestniczę, i to czynnie, w kampanii przedstawiciela PiS-u – pani Pauliny Wenderlich, albowiem: po pierwsze: To nie PIS złamał prawo, ale człowiek, nie obwiniam PiS-u za to, że pan Mikołaj Bogdanowicz złamał prawo, obwiniam jego wyłącznie.
Po drugie: Paulina Wenderlich była wówczas dyrektorem generalnym w Urzędzie Wojewódzkim. Jako jedyna ze wszystkich urzędników, których poznałem podczas postępowań administracyjnych pod wspólną nazwą – II etap Trasy Uniwersyteckiej, chciała poprzez porozumienie rozwiązać problemy natury prawnej. A tych, przez błędy Urzędu Miasta Bydgoszczy, powielone przez Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej w Bydgoszczy, było od groma. Gdyby Bruski ją chociaż wysłuchał, II etap TU zostałby oddany do użytku dwa lata wcześniej, Kobylarnia nie miałaby podstaw prawnych, aby domagać się dodatkowych 10 milionów złotych – o sześć milionów już złożyli pozew. My byśmy nie mieli powodów do skarżenia Skarbu Państwa, a po napaści na nas wojewody, na wniosek Bruskiego, w grudniu 2018 roku, mamy ich mnóstwo.
Po trzecie, chcę zmiany władzy w Bydgoszczy. Stary Rynek, rozkopane miasto, brak pomysłu na płuca Bydgoszczy – Myślęcinek, kłócenie się z każdym – Camerimage i wiele, wiele innych, to obraz sprawowania władzy przez Bruskiego. Jest jednak mocnym zawodnikiem – ma część mediów do dyspozycji, budżet, swoją Radę Miasta z marionetką przewodniczącą, itd. I aby jego pokonać, trzeba połączyć siły i nauczyć się współpracować ponad podziałami politycznymi. Pani Paulina, jako jedyna osoba z bydgoskiego PiS-u, doskonale to rozumie, a bez PiS-u to nikomu się nie uda. Sam PiS jako PiS też tego nie zrobi, zatem wybór był oczywisty.
Po czwarte, jest pracusiem, jest merytoryczna!
W mediach społecznościowych podkreśla Pan, że Pana celem jest odsunięcie prezydenta Rafała Bruskiego od władzy. Dlaczego aż tak zdecydowanie? Wygląda to na osobistą zemstę.
Poniekąd już odpowiedziałem, ale rozwinę temat. Bruski to „bufon”, „pan” i „władca”, a nie gospodarz. Bydgoszcz rozwija się słabo. Jesteśmy znacznie więksi od Torunia, a na jego tle jesteśmy dobrze rozwijająca się wioską, a nie ósmym miastem w Polsce. Bruski nie promuje miasta, nie dba o sport, nie dba o mieszkańców – odsyłam do problemów ludzi w mieszkaniach ADM-owskich. Mając budżet roczny ponad dwa miliardy złotych plus dotacje unijne, to mówiąc potocznie, szału on nie robi. Do tego wszystkiego jest despotą, otacza się wyłącznie przytakiwaczami, ponieważ nie słucha rad. Uważa, że wie wszystko najlepiej. A takich ludzi nie ma.
Od kiedy stałem się rozpoznawalny, a ludzie zauważyli, że mam siłę walczyć i dobrze mi to wychodzi – znam przepisy, znam prawo – zgłasza się do mnie mnóstwo osób pokrzywdzonych przez decyzje Bruskiego. Bruski jest świetnym aktorem, ale fatalnym gospodarzem, a my chcemy gospodarza, a nie aktora!
Żałuje Pan pochlebnych słów, jakie zawarł w swojej książce na temat posła Platformy Obywatelskiej Pawła Olszewskiego, który promuje się w kampanii fotografiami z prezydentem Bruskim, wiceprezydentem Michałem Sztyblem, przewodniczącą Rady Miasta Moniką Matowską-Gulczyńską i Dawidem Gulczyńskim? Z książki wynika, że to Pana najwięksi wrogowie.
Bruski jest wrogiem mojej całej rodziny, a ci pozostali, których Pan wymienił, nie grają w mojej lidze. Bruski tak, a oni nawet na ławce rezerwowej nie siedzą. Pawła Olszewskiego bardzo szanuję, jest wybitnie inteligentnym człowiekiem i za to należy się mu szacunek. Absolutnie nie żałuję pochlebnych słów o Pawle Olszewskim, pisałem prawdę, to kawał gościa, pomimo że jest po złej stronie mocy.
Zapowiada Pan, że będzie kolejna książka. Jakie wątki Pan w niej poruszy?
Jeśli chodzi o drugą książkę, to nie chcę przed wyborami parlamentarnymi o tym mówić, aby nie być użytym jako narzędzie polityczne. Mogę jedynie powiedzieć, że Ci, którzy bruździli przeciwko mojej rodzinie, przeczytają o sobie to, o czym woleliby zapomnieć, a tym bardziej nie chcieliby, aby opinia publiczna się o tym dowiedziała.
Decyzja o egzekucji posesji przy ul. Ujejskiego 44 została unieważniona. Ale Trasa Uniwersytecka już na niej powstała. Zamierza Pan wrócić?
Wszystko będzie zależne od wielu czynników. Kto będzie po wyborach wojewodą i jak się względem nas zachowa? Wywieziono ponad 200 samochodów naszych ruchomości i nie ma chętnych, aby nam je oddać, zniszczono nasze maszyny, złamano prawo, czynności były nielegalne, itd.
Czekamy na postawienie zarzutów przez prokuraturę wszystkim urzędnikom – Urzędu Miasta Bydgoszczy, Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej w Bydgoszczy, Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy – którzy złamali prawo. Zobaczymy, jak zachowa się prokuratura. Z wielką radością pragnę oficjalnie przekazać, że jeśli do końca października 2019 roku nowy wojewoda nie podejmie z nami rozmów odnośnie do odszkodowań za to, co nas spotkało, to w listopadzie sprzedajemy spółkę Tartak Bydgoszcz osobom, przy których jestem najmilszym i najbardziej pokornym człowiekiem na świecie. Ktoś uznał, że może na tym nieźle zarobić, a my już nie chcemy prosić się o swoje. Na pewno Tartak Bydgoszcz, przy braku porozumienia z nowym wojewodą, wróci na Ujejskiego, ale to już nie będzie nasz problem. Jak wskazałem, spółka Tartak Bydgoszcz będzie miała nowych właścicieli i nowego prezesa.