Bydgoszcz potrzebuje nowej, musicalowej sceny [ROZMOWA]
Judyta Wenda / fot. maczu
– Publiczność w Bydgoszczy jest niesamowita, ale rynek nie jest łatwy. Każda nowa aktywność kulturalna wymaga intensywnej reklamy i promowania wydarzenia z dużym wyprzedzeniem – opowiada Judyta Wenda, inicjatorka nowej – musicalowej – sceny w Bydgoszczy.
Inne z kategorii
Magdalena Liczkowska: Czym jest Nowa Scena?
Judyta Wenda: Kiedy po studiach wróciłam do Bydgoszczy, mojego rodzinnego miasta, wiedziałam, że jedynym sposobem na pracę jest wystąpienie z własną inicjatywą. Po prostu – nic, co łączy się z moim wykształceniem, a ukończyłam specjalność musicalową na Akademii Muzycznej w Gdańsku, się w naszym mieście nie odbywa. Właśnie dlatego w mojej głowie zrodził się pomysł stworzenia cyklu koncertów obejmujących różne stylistyki muzyczne i dostosowanych praktycznie do każdego odbiorcy.
Musicale to specyficzny rodzaj spektakli. Czy moda na nie powraca?
Coś się w tej kwestii u nas zmienia, chociaż trudno porównać to np. z West Endem, gdzie ostatnio miałam okazję być. Tam od 1999 roku musical „The Lion King” jest grany 7 dni w tygodniu, w weekendy po dwa razy. Musical w Polsce bardzo się rozwija. Teatrów muzycznych jest coraz więcej, wybitnych aktorów musicalowych przybywa, publiczność przychodzi na spektakle, wiele tytułów utrzymuje się na rynku przez długi czas. Szkoda, że w Bydgoszczy nikt o to nie zadbał, ale właśnie dlatego powołaliśmy Nową Scenę.
Trzeba zaznaczyć, że w teatrach muzycznych przed premierą trwają wielomiesięczne przygotowania, budowanie scenografii, szycie kostiumów. My nie mamy budżetu na takie widowiska. Nowa Scena ma kameralny wymiar i nie jest w stanie pokazać widzom pełnego spektaklu z rozbudowanymi choreografiami i wielowątkową fabułą, ale jestem głęboko przekonana, że meritum naszej działalności jest wykonawstwo i ludzie, którzy biorą udział w tym przedsięwzięciu. Czasem „scenicznymi fajerwerkami” można próbować zakryć wiele niedoskonałości u samych wykonawców, a my jesteśmy dla publiczności na pierwszym planie i nie ukryjemy żadnego potknięcia. Myślę, że ten bezpośredni i ciągły kontakt z widzem, bez blichtru, z pewnego rodzaju surowością sceniczną, jest również czymś wyjątkowym. O tym będzie można przekonać się 29 października podczas naszego pierwszego koncertu.
Jak wyglądały Pani początki w tym zawodzie?
Musical nie był ze mną od zawsze, bardzo intensywnie poznawałam tę formę dopiero na studiach. Oczywiście, znałam ją wcześniej, jednak początkowo było mi bliżej mi do innych gatunków muzycznych. Swoją przygodę ze śpiewaniem zaczynałam od piosenki literackiej, aktorskiej, poetyckiej, a na długo przed studiami dołączyłam nawet do rockowego zespołu. Od zawsze czerpałam satysfakcję ze śpiewania i brałam udział w różnych autorskich projektach, jednak dopiero w klasie maturalnej zdecydowałam się pójść w stronę muzyki. Studia były fantastyczną przygodą, ale też bardzo ciężką pracą. Poznałam wspaniałych ludzi, miałam szansę nauczyć się wielu inspirujących i niesamowitych rzeczy, związanych nie tylko ze śpiewaniem, ale też z aktorstwem i tańcem.
Wróciła Pani do Bydgoszczy, aby coś zmienić na kulturalnej mapie miasta?
Czymś niezwykłym dla każdego, kto występuje na scenie, jest szansa, aby zagrać w swoim własnym mieście, zaprosić rodzinę, przyjaciół. Ja o coś takiego zawalczyłam, właśnie dlatego wkładam w to tyle siły i energii. Póki co, zupełnie nie jest to związane z korzyściami finansowymi, wręcz przeciwnie, natomiast zadowolenie i inspiracja z tym związane są ogromne, czasami dużo większe niż możliwość wystąpienia w innym, większym mieście, przed większą publicznością. Ta satysfakcja, gdy osoby, które nigdy nie mogły być na żadnym koncercie czy spektaklu z moim udziałem, oglądają mnie na scenie tutaj i są wzruszone, to dla mnie coś pięknego. To, że postanowiłam stworzyć Nową Scenę, wynika z mojego lokalnego patriotyzmu i wewnętrznego przekonania, że Bydgoszcz potrzebuje takiego projektu.
Występowała Pani w całej Polsce. Czym bydgoscy widzowie różnią się od publiczności z innych miast?
Jest coś takiego w bydgoszczanach, że traktują to miasto z dziwnym wrodzonym dystansem, z pesymizmem. Myślę jednak, że tak jak przestrzeń wokół nas i architektura się zmieniają, tak zmienia się powoli nastawienie do Bydgoszczy jej własnych mieszkańców, a ja sama również mam nadzieję dołożyć malutką cegiełkę do tych zmian.
Prawdą jest, że z jakiegoś powodu trudno wyciągnąć bydgoszczan z domu. Gdy rozmawiam ze znajomymi biorącymi udział w znanych ogólnopolskich projektach i pytam ich o sprzedaż biletów w Bydgoszczy, otrzymuję jedną odpowiedź. Bilety owszem, sprzedają się, jednak tutaj trzeba je wystawiać dużo wcześniej niż w innych miastach. Musi być czas na podjęcie decyzji, oswojenie się z tematem. Podobno każda nowa aktywność kulturalna, która ma tu miejsce, wymaga intensywniejszej reklamy i promowania wydarzenia z większym wyprzedzeniem.
Ale na reakcje publiczności chyba nie można narzekać?
Na naszych koncertach publiczność była niesamowita, każdy kończył się entuzjastycznym przyjęciem i owacjami. Ludzie reagowali wspaniale. Pod tym względem publiczności się od siebie nie różnią. Jeżeli artysta podaje przemyślany przekaz i robi to z absolutną prawdą, to nie ma szans, żeby nie przeniósł tego na widzów.
To właśnie opinie ludzi, którzy byli na naszych koncertach sprawiły, że nadal idę w tym kierunku. Nie spotkałam się nawet z jednym zdaniem, że ktoś był rozczarowany, że oczekiwał czegoś innego. Te pozytywne wypowiedzi dały mi pewność, że to co robię, jest Bydgoszczy obiektywnie potrzebne. Wokalista czy aktor świadomy, który sprzedaje jakąś prawdę, obroni się bez względu na wszystko.
Występowanie na scenie to jedno, a przewodzenie grupie artystów, kontakt z urzędnikami, znajdowanie sponsorów, to już inna, mniej artystyczna strona tej pracy. Czy ten aspekt Nowej Sceny jest dla Pani wyzwaniem?
Mam taką przypadłość, że gdy wpadnę na jakiś pomysł, to wysłucham opinii innych osób, przemyślę sprawę, ale i tak z reguły zostaję przy swojej pierwotnej wizji. To, że zainicjowałam ten projekt i go realizuję, jest dla mnie wygodne ze względu na autonomiczność, którą daje mi taki rodzaj pracy. W związku z Nową Sceną założyłam stowarzyszenie, prowadzę swoją agencję artystyczną, musiałam też przyzwyczaić się do wielu rzeczy związanych z kwestiami urzędowymi. Bydgoszcz nie jest łatwą przestrzenią kulturalną dla kogoś takiego jak ja, więc gdy zdecydowałam, że po studiach wrócę do swojego rodzinnego miasta, „wisiała nade mną” konieczność dużej samodzielności. Wiele zawdzięczam jednak swojej prawej ręce w tym projekcie – Annie Grzelak, rodzinie i grupie przyjaciół, którzy wspierają mnie od samego początku.
Ma Pani za sobą przygodę z programem „X Factor”. Czego Panią nauczyło to doświadczenie?
To był krótki epizod i na szczęście nie brałam udziału w castingach indywidualnie, tylko z zespołem, bo trudno przetrwać wielość tych etapów i wielogodzinne oczekiwania na przesłuchania. Do finału z dziewczynami nie doszłyśmy. Dzisiaj wspominamy to z dużym dystansem i zawsze towarzyszy nam przy tym spora dawka śmiechu.
Tego rodzaju programy ukształtowały pewne wyobrażenia o sukcesie. Nieraz zdarza się, że śpiewam na koncercie mniej lub bardziej kameralnym, a później ktoś podchodzi i mówi do mnie „nie myślałaś, żeby zająć się śpiewaniem profesjonalnie?”. Okazuje się, że dla wielu osób profesjonalizm jest jednoznaczny z tym, że występuje się w telewizji, a ja według ich toku myślenia nie jestem profesjonalistką, bo mnie w telewizji nie widać. Oczywiście każdy wybiera własną drogę, jednak większość absolwentów specjalności musicalowej nie podchodzi do tego w ten sposób. W przestrzeni kulturalnej jest wiele miejsca dla ludzi, którzy są wokalistami, aktorami i nie mają nic wspólnego z programami typu talent show. Nie ma w tym nic złego, ale nie można tego traktować jako konieczność i jedyną opcję do osiągnięcia czegoś i realizacji swoich marzeń.
W ramach Nowej Sceny występują artyści z całej Polski.
Tak, to niesamowite osoby i jest to dla mnie wielki skarb, że gdy do nich dzwonię z propozycją współpracy, dostaję ogrom pozytywnej energii, a oni są tak samo szczęśliwi jak ja, że mogą spotkać się na scenie w takim właśnie gronie. Artyści Nowej Sceny to w dużej mierze osoby, z którymi studiowałam, ale nie tylko. Miałam już wcześniej szansę pracować z tymi ludźmi i wiem, że są odpowiedzialni, że ich energia może porwać tłumy, ale przede wszystkim są świadomymi wykonawcami. Zebranie ich w jednym miejscu na próby i spektakl to logistycznie bardzo trudne zadanie, ale jak pokazuje przykład ubiegłego sezonu Nowej Sceny – nie niemożliwe. Wśród wokalistów, którzy wystąpią z nami w tym sezonie, są m.in. artyści, którzy przygotowują się do premiery spektaklu „Piloci” w Teatrze Roma, czy do „Nędzników” w Teatrze Muzycznym w Łodzi. W jednym koncercie zaśpiewa z nami również Kuba Jurzyk, którego można usłyszeć w Studiu Accantus, i Agnieszka Twardowska, która wróciła niedawno z Koncertu Debiutów w Opolu. W tym roku jednym z naszych sponsorów jest City Hotel w Bydgoszczy, który zadba o komfort mojego wspaniałego składu i całe szczęście, bo w zeszłym sezonie cała grupa spała u mnie w domu na porozkładanych materacach. To była całkowita abstrakcja i doświadczenie z jednej strony męczące, ale z drugiej integrujące i wiążące zespół. Łączą nas prywatne relacje, ludzie z którymi pracuję na scenie są moimi przyjaciółmi, ale to przede wszystkim profesjonaliści i z tego powodu, a nie osobistych sympatii, współtworzą oni ze mną Nową Scenę.
Występowaliście już w Domu Polskim, był także koncert w Miejskim Centrum Kultury. W tym sezonie zagościcie w Adrii. Skąd takie zmiany?
Jestem wdzięczna za możliwość, którą w zeszłym sezonie dał mi Dom Polski, jednak w dłuższej perspektywie potrzebujemy miejsca, które jest bardziej przystosowane do naszych potrzeb. Zmieniamy miejsce chociażby ze względu na liczbę widzów – w Domu Polskim mogliśmy pomieścić maksymalnie 150 osób, Adria umożliwia zaproszenie ok. 400 widzów. To już spora różnica.
Czy Nowa Scena może liczyć na wsparcie miasta?
W swoich działaniach zawsze staram się szukać winy w sobie i nie zrzucać jej na kogoś innego. Dlatego myślę, że może jeszcze zbyt mało się starałam, za mało razy byłam w urzędzie i jest jeszcze wiele takich wycieczek przede mną. Mam nadzieję, że w związku z tym, iż wydarzenie będzie w tym sezonie na większą skalę, uda mi się sprowadzić na spektakle więcej gości, którzy mają coś do powiedzenia w kwestii kultury w Bydgoszczy i zainspirują się tym, co chcę pokazać. Mam nadzieję na uzyskanie patronatu miasta nad inicjatywą.
Cały czas poszukujemy sponsorów, pomagają nam też lokalne firmy, jak cukiernia pana Adama Sowy czy Remedia, co jest dla mnie niezwykle istotne. To firmy, które stąd się wywodzą, ale działają także poza Bydgoszczą i doskonale rozumieją specyfikę tego miasta. Będzie z nami współpracowała Kamila Jastrzębska z firmy Feniks Style, która zadba o nasze makijaże, jest także szansa, że Olga Jahr, bydgoska projektantka, ubierze nas do któregoś z naszych koncertów. Nadal próbujemy przekonać wszystkich, do których dzwonimy, że Nowa Scena to nie projekt, który pojawi się na miesiąc i zniknie. Przemawia za nami nie tylko pasja, ale także profesjonalizm, bo nasze spektakle to najwyższy poziom wykonawczy.
Nowe propozycje teatralno–muzyczne są szczególnie ważne w mieście, w którym jest tylko jedna scena teatralna.
Pod względem musicalowym w Bydgoszczy nie dzieje się nic. Na pewno uda się to zmienić od końca października do marca, bo wtedy będzie można nas zobaczyć, a co będzie później? Zobaczymy.
Co zaproponujecie w tym sezonie?
Jeżeli ktoś, kto odwiedził nas w zeszłym roku, niepokoi się, że widzi w repertuarze pewne powtarzające się pozycje, to muszę zaznaczyć, że wszystkie te tytuły są nieco zmienione, rozszerzone. Pojawi się bardzo wiele kompozycji, których wcześniej nie było, mimo że nie zmienił się tytuł koncertu. Pokażemy kilka nowych rzeczy, natomiast trudno wybrać spośród nich jedną, wyjątkową. Wszystkie są warte wyróżnienia, ale każda z nich jest utrzymana w innej stylistyce, dlatego trudno mi mówić o nowym sezonie, nie wyliczając wszystkiego, co przygotowaliśmy już wcześniej.
Zaczynamy Disneyem – to propozycja, która skierowana jest nie tylko do dzieci, chociaż oczywiście najmłodsi będą się bawić wyśmienicie. Oprócz nowszych piosenek, np. z „Krainy Lodu”, pojawią się także utwory z mojego dzieciństwa – „Króla Lwa” czy „Pocahontas”. Kolejny z koncertów to nowość w naszym repertuarze – „Co nam zostało z tych lat” oparty na utworach z lat 20. i 30. z towarzyszeniem kwartetu smyczkowego Virtuoso. Zaprezentujemy też koncert piosenki francuskiej „Wieczór nad Sekwaną”, będzie „In love with musical” z najpiękniejszymi musicalowymi songami – znanymi i tymi mniej popularnymi. Tyle na ten rok. Wszystkie nasze propozycje to przepiękne, wzruszające koncerty z cudownymi artystami, za których sprawą publiczność przenosi się w kompletnie inną rzeczywistość.
Judyta Wenda – bydgoszczanka, absolwentka Akademii Muzycznej im. Moniuszki w Gdańsku. Współpracowała m.in. z Teatrem Na Plaży w Sopocie, Teatrem Muzycznym w Łodzi, Teatrem Impresaryjnym w Toruniu i Narodowym Teatrem Edukacji we Wrocławiu. Laureatka nagród na ogólnopolskich festiwalach piosenki artystycznej.