Remanent w trójwymiarze
Kilka dni temu Sony i LG jako ostatni producenci na rynku wycofali się z produkcji odbiorników telewizyjnych z obsługą 3D. To koniec niefortunnej technologii?
Inne z kategorii
Aukcja charytatywna dla bezimiennych zwierząt. Organizatorzy zachęcają do udziału
Rusza bydgoski Primark. Równo za trzy tygodnie
Kilka dni temu Sony i LG jako ostatni producenci na rynku wycofali się z produkcji odbiorników telewizyjnych z obsługą 3D. To koniec niefortunnej technologii?
W tym roku minie osiem lat od premiery „Avatara”. Film Jamesa Camerona zapamiętamy jako kinowy przebój wszech czasów (pokonał inny hit tego reżysera – „Titanica”), ale przede wszystkim jako symbol rewolucji trzeciego wymiaru w przemyśle filmowym. Bajkowy i dopracowany w najmniejszym detalu świat Pandory sprowadził do kin na całym świecie miliony widzów żądnych doświadczenia przestrzenności obrazu. Nic zatem dziwnego, że kina na fali popularności „Avatara”, m.in. te w naszym kraju, montowały specjalne projektory, a wytwórnie filmowe ogłosiły niekończącą się listę tytułów, które zostaną dostosowane pod tę technologię.
Trend zapoczątkowany kinowym doświadczeniem miał znaleźć kontynuację w naszych domowych salonach. Najwięksi producenci sprzętu RTV rozpoczęli masową produkcję telewizorów wspierających obraz trójwymiarowy. Pojawiły się odtwarzacze i nośniki z filmami 3D, a stacje telewizyjne rozpoczęły emisję pojedynczych programów z przestrzennym obrazem.
Choć próg wejścia w ten typ rozrywki wydaje się bardzo niski (wystarczy założyć okulary, włączyć dostosowany film i przenieść się do świata trójwymiarowej fantazji), szybko okazało się, że domowe kino 3D zostało przez konsumentów zmarginalizowane. Po zakupie telewizora stanowiło zazwyczaj jednorazową ciekawostkę, gdyż wbrew pozorom oglądanie filmu w okularach, które dodatkowo przyciemniały obraz, nie było komfortowym doświadczeniem. Wiele osób narzekało na męczący się wzrok, inne zaś na niedostateczny efekt przestrzenności. Okazało się, że w zaciszu domowego ogniska nie godzimy się na kompromisy, które akceptujemy podczas wyprawy do kina (pomijam, że kina silnie promują droższe pokazy 3D, mimo że dobrych filmów w tym standardzie od czasu „Avatara” było niewiele). Sytuacji nie poprawiała stagnacja w rozwoju technologii, a na domiar złego słabe wyniki oglądalności kanałów z sygnałem 3D sprawiły, że stacje telewizyjne zaprzestały ich emisji. Tym samym okulary wylądowały na dnie szuflady.
Kilka dni temu Sony i LG jako ostatni producenci na rynku wycofali się z produkcji odbiorników telewizyjnych z obsługą 3D. Porzucili trójwymiar, by skupić się na ofercie telewizorów o wyższej rozdzielczości (4k czy już nawet 8k), z lepszymi matrycami (QLED, OLED) i z technologią HDR. Są to elementy, które wyraźnie wpływają na jakość wyświetlanego obrazu, a tym samym mogą przekonać konsumenta do zmiany aktualnie posiadanego odbiornika. Ten symboliczny koniec niefortunnej technologii niemal dokładnie zbiegł się jednak z zapowiedzią Jamesa Camerona, który ukończył pisać scenariusz do kontynuacji „Avatara”, że w połowie roku rozpoczyna jednoczesną produkcję kolejnych czterech części! Czy zatem czeka nas następna wielowymiarowa rewolucja? Cameron zawiesza sobie poprzeczkę wysoko: „Nadal jestem bardzo przywiązany do technologii 3D, ale potrzebujemy jeszcze jaśniejszej projekcji i myślę koniec końców, że to się wydarzy – bez okularów. Dotrzemy do tego momentu. Magia musi zadziwiać. To wymaga nieustannego tworzenia nowych narzędzi i technik. Oczy widzów muszą przywyknąć do tego, co aktualnie rozwijamy, więc czeka nas jeszcze sporo pracy”.
Czy zatem 3D za kilka lat w nowej oprawie powróci do telewizorów, ale pozbawione już wad poprzedniej generacji? Brak okularów i jaśniejszy obraz mogą nas zachęcić do wyprawy w filmowy trzeci wymiar. Na ile zapowiedzi się ziszczą, przekonamy się może już pod koniec 2018 r., kiedy to na ekranach kin zagości pierwszy z zapowiedzianych filmów.
Rafał Frąckiewicz