Bydgoska Akcja Katolicka chce odwołania prezydenta Bruskiego
Rafał Bruski / fot. Anna Kopeć
– Nasze oświadczenie zostało przekazane wszystkim proboszczom w Bydgoszczy – mówi Hanna Marchlik, prezes Diecezjalnego Zarządu Akcji Katolickiej w Bydgoszczy.
Inne z kategorii
Świąteczny Festiwal ART MINTAKA 2024 [ZAPROSZENIE]
Bydgoski weekend - kalendarz wydarzeń. Bądź na bieżąco
Michał Jędryka: Jak doszło do tego, że Akcja Katolicka włączyła się do inicjatywy zmierzającej do odwołania Rafała Bruskiego ze stanowiska prezydenta miasta?
Hanna Marchlik: Takie głosy pojawiały się w środowisku już wcześniej. Przypomnę, że cztery lata temu skierowaliśmy do prezydenta Bruskiego list otwarty. Dotyczył on jarmarku, który nazywał się wielkanocnym, ale odbywał się już w Wielkim Tygodniu. Wtedy w liście wyrażaliśmy nadzieję, że w przyszłości prezydent nie powtórzy tak niefortunnych decyzji. Kiedy w teatrze prowadzonym przez miasto miał odbyć się bluźnierczy spektakl „Golgota Picnic” w 2014 roku, znów pisaliśmy do prezydenta list. Niestety, spektaklu nie odwołano. Zresztą cała linia programowa bydgoskiego teatru jest czymś, z czym trudno się pogodzić.
I dlatego postanowiliście przyłączyć się do akcji posła Skuteckiego?
Konsultowaliśmy to między sobą, potrzeba było też pewnych zabiegów formalnych. Akcja Katolicka jest oficjalną organizacją kościelną i potrzebna była zgoda jej statutowych organów. Ustaliliśmy, że formalnym inicjatorem będzie oddział Akcji Katolickiej przy bydgoskiej parafii Chrystusa Króla, do której należę. Zgodę na to wyraził Zarząd Diecezjalny.
Czy liczą Państwo, że osoby z parafii włączą się w akcję zbierania podpisów?
Nasze oświadczenie zostało przekazane wszystkim proboszczom w Bydgoszczy. Oczywiście chcemy przekonać bydgoszczan do naszych racji, ale księża proboszczowie i parafianie zdecydują sami, czy przyłączyć się do naszej akcji.
Organizacyjnie jesteście do tego przygotowani?
Tak, nie po raz pierwszy zbieramy podpisy pod akcją społeczną. Zbieraliśmy je na przykład protestując przeciwko decyzji Rady Miasta o finansowaniu zapłodnienia in vitro, ale wtedy było nieco łatwiej, nie potrzeba było numeru PESEL, który nie wszyscy znają na pamięć.