Były rektor UTP milczy, studentka przeprasza
Ława oskarżonych / fot. Anna Kopeć
W Sądzie Okręgowym rozpoczął się proces w sprawie tragicznych otrzęsin na UTP, podczas których zginęło troje studentów. Żaden z czwórki oskarżonych nie przyznaje się do winy.
Inne z kategorii
Bohaterowie Solidarności. Walka o dziedzictwo polskie, która się nie skończyła [KOMENTARZ, WIDEO]
Drugi Jarmark na wodzie w Bydgoszczy – święta w stylu retro
– Tak. Tak. Nie. Nie. Nie – profesor Antoni B., były rektor Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego podczas pierwszej rozprawy, która odbyła się w ubiegły czwartek, wypowiedział tylko tych pięć słów. Pytany przez sędziego Krzysztofa Dadełłę potwierdził, że zna akt oskarżenia i treść zarzutów, ale nie przyznał się do winy. Następnie odmówił składania wyjaśnień i odpowiadania na pytania.
Antoni B. odpowiada za niedopełnienie obowiązków w związku z organizacją imprez na terenie kampusu uczelni. Grożą mu trzy lata pozbawienia wolności. Były rektor nie chciał rozmawiać z mediami. – Nie mam nic do powiedzenia – rzucił w kierunku dziennikarzy przed wejściem na salę. Jego mecenas pouczył reporterów o zakazie publikacji wizerunku i danych osobowych swojego klienta.
Winnych nie ma
Oprócz Antoniego B. na ławie oskarżonych zasiedli: były prorektor ds. dydaktycznych i studenckich prof. Janusz P., była przewodnicząca samorządu studenckiego Ewa Ż., oraz Andrzej Z., pracownik agencji ochroniarskiej. Nikt z nich nie przyznał się do winy. Najpoważniejszy zarzut – nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa na życie wielu osób – postawiono studentce, która formalnie zorganizowała imprezę. Grozi jej do ośmiu lat więzienia.
Janusz P., nad którym wisi groźba dwóch lat więzienia za przekroczenie uprawnień, podobnie jak jego były przełożony nie składał wyjaśnień. W postępowaniu przygotowawczym zeznał: – Nie wiedziałem, że na imprezie był sprzedawany alkohol ani też, że impreza była biletowana. Dowiedziałem się po fakcie.
Do winy nie poczuwa się Andrzej Z., który podczas feralnej imprezy pełnił funkcję dowódcy ochrony. – Nie mieliśmy zabezpieczać ludzi, tylko mienie uczelni – podkreślał. – Z wszystkimi ochroniarzami miałem łączność za pomocą telefonów, a także krótkofalówek – zeznał, ale podobnie jak inni oskarżeni nie zgodził się odpowiadać na pytania.
„To byli moi koledzy”
Ewa Ż. jako jedyna złożyła wyjaśnienia. Kiedy mówiła, Janusz P. kręcił z niedowierzaniem głową. – Władze uczelni wiedziały, że na imprezę przyjdzie ponad tysiąc osób. Taka liczba prawie na pewno padła podczas spotkania z prorektorem. To był główny powód tego, że chcieliśmy zorganizować imprezę w dwóch budynkach – tłumaczyła studentka UTP. Przyznała się do tego, że na imprezie był sprzedawany alkohol. – Chciałabym skorzystać z okazji i bez względu na to, czy zostanę uznana za winną czy nie, przeprosić rodziców i ofiary za to, co się wydarzyło. Bardzo państwu współczuję, ale wśród ofiar są też moi koledzy i koleżanki – mówiła łamiącym się głosem.
Była szefowa samorządu tłumaczyła, że nie miała doświadczenia w organizowaniu imprez. – To była pierwsza, którą organizował nowo wybrany samorząd. Zrobiliśmy dokładnie to, co nasi poprzednicy. Skorzystaliśmy z usług tej samej firmy ochroniarskiej i ratowników medycznych. Uzgadnialiśmy wszystko z władzami uczelni. Nikt nas nie poinformował, że trzeba zgłosić imprezę jako masową do Urzędu Miasta i do odpowiednich służb – wyjaśniała.
Tym razem się nie udało
Na rozprawach stawiają się rodzice i przyjaciele, a także inni poszkodowani podczas imprezy. Żądają sprawiedliwości. – To władze uczelni odpowiadają za tą tragedię i za bezpieczeństwo dzieci, które tam się uczyły, a nie osoba, która była w wieku mojej córki – mówi Małgorzata Górniak, mama 20-letniej Natalii, studentki inżynierii odnawialnych źródeł energii, dla której impreza Start Party była ostatnią w życiu. – Tej tragedii można było uniknąć. Przez wiele lat impreza się udawała i pewnie wszyscy liczyli, że tym razem będzie jak zawsze. Niestety, tym razem się nie udało. Mam żal do byłych władz uczelni. Nigdy nie spotkałam się z rektorem, nigdy nas nie przeprosił. Dopiero nowy rektor zaprosił nas na obchody pierwszej rocznicy tych wydarzeń – tłumaczyła matka ofiary.
Drugiego dnia procesu obszerne wyjaśnienia złożył Paweł Tomasik, ojciec 24-letniej Pauliny. – Dostałem telefon, że córka miała poważny wypadek. Pojechaliśmy z żoną do szpitala im. Jurasza. Zaprowadzono nas do prosektorium, tam rozpoznałem córkę. Popłakaliśmy się, a służba medyczna razem z nami. Żona przez trzy miesiące była wyłączona z życia. Ze strony uczelni nie mieliśmy żadnej pomocy, wsparli mnie bliscy i znajomi – mówił. – Paulina była wyjątkowo zdolna i lubiana przez kolegów. Zdobyła już tytuł inżyniera, pracowała dorywczo – opowiadał drżącym głosem.
Obrońca Antoniego B. dopytywał ojca zmarłej studentki o pomoc ze strony uczelni. – Było kurtuazyjne spotkanie z rektorem i panią minister, która przebywała na miejscu. Nie padły żadne konkrety. Owszem, rektor był na pogrzebie, przysłał list kondolencyjny, bo tak wypadało. Żadnego odszkodowania nie dostaliśmy. Państwo spłaciło tylko kredyt studencki córki – zakończył.
Długi proces
Do tragedii doszło w nocy z 14 na 15 października 2015 r. na terenie kampusu UTP w Fordonie, podczas zabawy inaugurującej nowy rok akademicki. Impreza odbywała się w dwóch holach, między którymi biegnie wąski łącznik. W korytarzu panował ścisk. W pewnym momencie tłum napierał na siebie z obu stron. Studenci zaczęli się tratować. Kilkanaście osób zostało poszkodowanych, a trzy zmarły w wyniku ucisku na klatkę piersiową, a w konsekwencji – niedotlenienia.
Kolejne terminy rozpraw wyznaczono na 23 i 24 lutego. W sądzie zostanie odtworzone nagranie z feralnej imprezy, zeznawać będą uczestnicy wydarzenia.