Czy Bydgoszcz jest miastem kreatywnym? W debacie uznano, że nie
fot. Anna Kopeć
Pytanie o to, czy Bydgoszcz pod względem kreatywności dorównuje miastom takim jak Katowice, Wrocław czy Kraków postawili sobie uczestnicy debaty oksfordzkiej, która 11 grudnia odbyła się w murach Biblioteki Głównej UKW.
Inne z kategorii
Bydgoski weekend - kalendarz wydarzeń. Bądź na bieżąco
Tako „Rzeczemy” i poetycko wieczerzamy [ZAPROSZENIE]
Inicjatorem wydarzenia było Stowarzyszenie im. Andrzeja Szwalbego „Dziedzictwo”. Zgodnie z formuła deabty oksfordzkiej, w sali oddzielne miejsca zajęły osoby broniące tezy i podważające ją. Każdy na wypowiedź miał pięć minut. Na przebiegiem dyskusji czuwał dr Wojciech Trempała (UKW).
fot. Anna Kopeć
Przypomniał, że dla pojęcia „miasta kreatywnego” kluczowe znaczenia mają trzy „t”: technologia, talent, tolerancja. W 2004 roku w ramach UNESCO powstał program sieci miast kreatywnych. – Należy do nich Łódź w dziedzinie filmu, Katowice w dziedzinie muzyki, Kraków w dziedzinie literatury – tłumaczył dr Trempała. – Spotykamy się, żeby ocenić, czy również Bydgoszcz zasługuje na to miano, jako miasto, w którym z jednej strony coraz mocniej rozwija się branża IT, w którym z pewnością nie brakuje talentów, które, chociażby ze względu na swoją historię, z wpisaną w nią wielokulturowość, powinno być tolerancyjne – mówił.
Tezy, że Bydgoszcz jest miastem kreatywnym bronił zespół w składzie: Remigiusz Zawadzki z Promocji Miejskiego Centrum Kultury, Andrzej Półgrabski, prezes zarządu Bydgoskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego, Marcin Karnowski – pracownik Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej, Łukasz Krupa – dyrektor Biura Promocji Miasta i Współpracy z Zagranicą UMB, radny sejmiku.
W opozycji byli natomiast: dr Stefan Pastuszewski, wieloletni samorządowiec, pisarz, historyk, Józef Herold, producent filmowy, społecznik, dr Piotr Komorowski – kompozytor, pracownik UKW. W tym zespole miał znaleźć się także Wacław Kuczma, dyrektor CSW w Toruniu, ostatecznie jednak na debatę nie dotarł.
W imieniu zwolenników tezy głos jako pierwszy zabrał Łukasz Krupa.
fot. Anna Kopeć
– Przez wiele lat mieliśmy kompleks drugiej piątki – mówił tłumacząc, że mieszkańcy chcieli równać do miast takich jak Wrocław, Kraków, mieli większe oczekiwania w stosunku do tego, co otrzymywali. Uważa jednak, że następują zmiany na korzyść. – Mamy coraz więcej przewag konkurencyjnych, stajemy się miastem przyjaznymi i dobrze ocenianym – podkreślał. Dodał także, że ratusz stara „wciągać mieszkańców w coraz więcej aktywności związanych z miastem”, na dowód przytaczał konkursy, takie jak ten na instalację z kłódkami zakochanych.
Należący do „opozycji” dr Stefan Pastuszewski odniósł się do istoty przedmiotu debaty. – Miasto kreatywne jest wtedy, kiedy wspólnota lokalna zastanawia się nad sobą, kiedy stara się rozwiązać problemy – tłumaczył. Sam uważa, że Bydgoszcz znajduje się na pograniczu kreatywności. – Jako całość nie jest kreatywna, są wyspy kreatywności, archipelag, ale nie ma kontynentu kreatywności. Nie wykształciła się „klasa kreatywna”, ludzi myślących w sposób innowacyjny, mających bezpośredni wpływ na rozwój miasta – mówił.
Do „klasy” tej zaliczają się artyści, naukowcy, projektanci, inżynierowie – którzy działają, ale nie „nadają tonu” funkcjonowaniu miasta. Według dra Pastuszewskiego brakuje współpracy samorządu i mediów z działaniami kreatywnymi, panuje też za dużo biurokracji, kultura jest niedofinansowana.
fot. Anna Kopeć
Wyróżnikiem kreatywności mają być także działania „odlotowe”, które, uważa dr Pastuszewski, w Bydgoszczy są ośmieszane. Jako przykład podał reakcję na koncepcję odbudowy zachodniej pierzei Starego Rynku. – Znaczna część bydgoszczan mówi, że lepiej budować przedszkola i drogi – to jest typ realistycznego myślenia, które hamuje kreatywność – stwierdził.
Skarżył się także na martwe pod względem dostępności kultury strefy, takie jak Fordon czy Osowa Góra.
fot. Anna Kopeć
Tezy, że Bydgoszcz to miasto kreatywne, bronił następnie Andrzej Półgrabski, prezes BPTT. Przypomniał, że w Parku znajduje się 140 firm, zatrudniających cztery tysiące osób. To właśnie m.in. szybki rozwój „od zera” według niego świadczy o kreatywności. – Mamy do czynienia z czymś niesłychanym, w południowej części Bydgoszczy wyrosło miasto przemysłowe – mówił. Dodał, że kreatywność to połączenie ludzi zainteresowanych rozwojem, oraz zasobów. Kładł nacisk na osiągnięcia poszczególnych firm, inżynierów, światowy poziom działania BPPT.
Józef Herold na potrzeby wystąpienia wyodrębnił dwa znaczenia słowa „miasto”: ratusz i obywatele. Ten pierwszy jego zdaniem nie jest kreatywny, ci drudzy – owszem.
fot. Anna Kopeć
Na dowód przytaczał odrzucenie projektu stworzenia centrum dla teatrów niezależnych, brak transmisji w przestrzeni miejskiej uroczystości odebrania Nagrody Nobla przez Olgę Tokarczuk, brak pomysłu na wypełnienie luki po Camerimage czy brak promowania Bydgoszczy poza samą Bydgoszczą.
O sukcesach skromnie zaczynających się festiwali takich jak Animocje czy Literobrazki mówił Marcin Karnowski. Kładł nacisk na to, że kreatywność wyznaczają ludzie, a kreatywnych osób jest w Bydgoszczy bardzo dużo. – Ludzie, którzy są „zajarani” tym, co robią, bujają to miasto o przodu, takich przykładów jest więcej – uważa. – Budujemy społeczeństwo kreatywne.
Jest także zdania, że już istnienie wysp kreatywnych pozwala określić miasto całościowo jako „kreatywne”.
Kompozytor dr Piotr Komorowski odniósł się do słów Łukasza Krupy o coraz chętniej uczęszczanych imprezach rozrywkowych w centrum. – Mówimy o imprezach komercyjnych, które kreatywne nie są – uważa. Dlaczego? – Ponieważ ich nowość jest przejściowa, krótkotrwała – mówił. Jego zdaniem kreatywność to wypracowywanie wspólnego dziedzictwa, nie praca na własny użytek.
– Są wyspy kreatywności, ale muszą funkcjonować w środowisku, które wspiera kreatywność, musimy mieć finansowanie – tłumaczył, dodając, że znacznie większe dotacje na imprezy muzyczne przyznawanie są np. we Wrocławiu. Wskazywał także na brak zainteresowania władz miasta, a także samych mieszkańców wielkiej rangi imprezami, takimi jak Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. I. J. Paderewskiego. – Miasto nie uczestniczy w tym wydarzeniu: to znaczy, że nam to nie jest potrzebne – stwierdził gorzko. Mówił także o niedostatkach edukacji.
Zgodnie z formułą debaty oksfordzkiej głos mogła zabrać także publiczność.
fot. Anna Kopeć
Wśród licznie wypowiadających się w tej części był m.in. Andrzej Stróż z teatru Niebopiekło, który zwrócił uwagę na potrzebę „tworzenia rzeczy nowych, przekraczania”, a nie „trwania przy tym, co jest i kombinowania, żeby to zaistniało”. Wskazywał też na konieczność lepszej współpracy z samorządem. Były prezydent Bydgoszczy Henryk Sapalski wskazywał, że chcąc stworzyć miasto kreatywne, należy opierać się na nauce. – Bez tego miasto nie ruszy z miejsca – zaznaczył. Tymczasem problemem nadal ma być odpływ młodzieży akademickiej z Bydgoszczy. Nawiązał także do niewykorzystanych szans – pieniędzy, których Bydgoszcz nie pozyskała z funduszy unijnych, choć, w oparciu o jego wiedzę, mogła to zrobić.
Przedstawiciele instytucji naukowo-kulturalnych żalili się na niedofinansowanie. Łukasz Krupa odniósł się do części głosów, mówiąc „Zapewniam państwa, że we wszystkich miastach pieniędzy na wszystko jest za mało”.
– Mam wrażenie, że dyskusja zamienia się w debatę, czy urząd miasta wspiera kreatywność czy nie, a to jest debata o Bydgoszczy – powiedział Michał Cichoracki z Katedry Przemysłów Kreatywnych przy WSG. Tłumaczył, że aby dyskutować o kreatywności, potrzeba dysponować wskaźnikami, w przeciwnym razie nie będzie to „dyskusja” tylko „metafizyka”. Dodał, że to spotkanie jest szansą na wypracowanie pewnej wspólnej strategii.
Czas na kilka słów podsumowania mieli reprezentanci obu zespołów, a także Rada Mędrców – obserwatorzy dyskusji.
– Obie strony łączy przekonanie, że warto się spotkać, a to już jest przejaw, że jesteśmy na drodze kreatywności, bo kreatywność to proces – mówił prof. UKW Artur Laska. – Wszyscy mamy poczucie, że nasze miasto nabiera nowej dynamiki, jesteśmy zatroskani o jej kierunki – dodał. Z jego obserwacji wynika, że brakuje przywództwa, polityki, które określałyby jakąś wizję rozwoju, scalałoby jednostkowe działania.
W jego odbiorze większą siłę przekonywania mieli członkowie opozycji. – Wielu rozmówców odnosiło się do narracji narzuconej przez oponentów: posługiwało się metaforą wysp, archipelagu – zauważył.
fot. Anna Kopeć
W Radzie Mędrców zasiadali także prof. Roman Leppert, prof. Dariusz Markowski oraz Henryk Martenka – prezes Stowarzyszenia Andrzeja Szwalbego „Dziedzictwo”, dyrektor Konkursu Pianistycznego im. I. J. Paderewskiego. – Tak, Bydgoszcz to silny ośrodek muzyczny, ale to jest marka środowiska, przeciętny obywatel Polski powie to samo, co w 1938 r.: „nasza świadomość geografii kończyła się na Toruniu, Bydgoszcz to była barbaria” – stwierdził ten ostatni pesymistycznie. – Andrzej Szwalbe w swoich wizjach starał się to zmieniać, ale nie ma rdzenia, według którego tworzylibyśmy markę na zewnątrz.
Dodał także, że potrzeba inwestycji, jeśli chce się mieć zwrot kapitału.
Debatę oksfordzką zwyczajowo kończy głosowanie wszystkich zgromadzonych. Przewaga głosów była po stronie opozycji – uznano, że Bydgoszcz nie jest miastem kreatywnym.
Marta Kocoń, w oparciu o nagranie