Historia 20 maj 2017 | Krzysztof Osiński
Obóz pracy w Potulicach. Tu ginęły przede wszystkim dzieci

Przedstawiciele władz obozu w Potulicach nadzorujący pracę więźniów. Wśród 1297 znanych z imienia i nazwiska osób zmarłych w obozie w Potulicach aż 767 to dzieci / fot. IPN

W czasie wojny Niemcy utworzyli 1634 obozy koncentracyjne i ponad 900 obozów pracy. Jeden z takich obozów znajdował się w Potulicach pod Bydgoszczą. Było to miejsce martyrologii wielu Polaków. Przez obóz ten przeszło ok. 25 tys. osób, z czego blisko 1300 zginęło.

Już jesienią 1939 r. Niemcy zajęli dawny majątek po hrabinie Anieli Potulickiej i dostosowali go do swoich potrzeb. Nazwę miejscowości zmieniono na Potulitz, a w późniejszym czasie na Lebrechtsdorf. Pałac wraz z otaczającymi go terenami przeszedł pod kuratelę mającej siedzibę w Bydgoszczy ekspozytury Głównego Urzędu Powierniczego „Wschód”. W pomieszczeniach pałacowych zorganizowano szkołę podoficerską dla SS i przez pierwsze półrocze 1940 r. prowadzono tam kursy dla młodych SS-manów. Po ich zakończeniu, jesienią 1940 r. teren oddano w dyspozycję Centrali Przesiedleńczej w Gdańsku z myślą o utworzeniu tam zbiorczego obozu (Auffangslager) dla osób wysiedlonych z terenów włączonych do Rzeszy, które relokowane były do Generalnego Gubernatorstwa. Czas pobytu tych osób w obozie wynosił wówczas zaledwie kilka dni i uzależniony był od dostępności transportu kolejowego.

 

Znaczenie obozu rosło

Sytuacja zmieniła się w połowie 1941 r. Wówczas to szef Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa powołał w Potulicach „wychowawczy” obóz pracy z naczelnikiem, którym został SS-Hauptsturmführer Waldemar Tennstaedt. Decyzja ta oznaczała, że przywożonych od tej pory do Potulic ludzi nie wysyłano już do GG, tylko pozostawiano na miejscu, aby ich więzić i wykorzystywać jako darmową siłę roboczą.

Obóz w nowej formule podporządkowany był obozowi w Stutthof, będąc jego podobozem. Podobną rolę wyznaczono obozom w Smukale i Toruniu („Szmalcówka”). W związku z nową formułą zarządcy Potulic zdecydowali o rozbudowie obozu. We wrześniu 1941 r. rozpoczęto trwającą rok budowę trzydziestu nowych baraków. Wszystkie prace wykonywano rękami więźniów Potulic i Stutthofu. Z tego ostatniego obozu przybyła również nowa obsada Potulic, w tym strażnicy, personel administracyjny oraz komendant Max Pauly.

Dnia 1 lutego 1942 r. obóz w Potulicach uniezależnił się od Stutthofu, stał się samodzielną jednostką obozową. Jego znaczenie rosło z czasem, o czym świadczy fakt, że 1 września podporządkowano mu obozy w Smukale i Toruniu, a gdy wiosną 1943 r. je zlikwidowano, pochodzących z tych obozów więźniów przywieziono właśnie tutaj. W sierpniu 1944 r. dla wzmocnienia nadzoru nad więźniami do Potulic przysłano batalion SS liczący 514 Ukraińców.

 

Głód i szpital bez lekarstw

Początkowo obóz miał kilkuset więźniów, później ich liczba systematycznie wzrastała. W szczytowym momencie w obozie przetrzymywano prawie 12 tys. osób. Szacuje się, że przez obóz w Potulicach przewinęło się łącznie ok. 25 tys. osób. Były one przetrzymywane w nieludzkich warunkach. Odnotowywano z tego powodu wysoką śmiertelność wśród osadzonych. Dodatkowym czynnikiem było przepracowanie oraz epidemie chorób, które dziesiątkowały więźniów obozu. Chorowano m.in. na gruźlicę, szkarlatynę, zapalenie płuc, tyfus, żółtaczkę zakaźną, dyfteryt, krwawą biegunkę i inne. Szacuje się, że choroby dotykały około 35 procent osadzonych. Obozowy szpital, który uruchomiono pod koniec 1941 r., w żaden sposób nie odpowiadał potrzebom, bowiem na wszystkich osadzonych dysponował on tylko 65 łóżkami. Był on bardziej przechowalnią niż lecznicą, bowiem chorym nie podawano żadnych lekarstw. Pobyt w nim zapewnić mógł jednak swoiste wytchnienie od morderczej przymusowej pracy.

Więźniowie odczuwali straszliwy głód, ponieważ zapewniano im tylko minimalne racje żywnościowe, które w żaden sposób nie wystarczały potrzebom eksploatowanym przez morderczą pracę organizmów. Jak ustalili historycy badający dzieje obozu w Potulicach, dzienną dawkę pożywienia stanowiło 250 gram chleba, do którego czasami dodawano niewielką ilość margaryny lub marmolady z buraków cukrowych, ponadto 3/4 litra cienkiej zupy, najczęściej szpinakowej, kapuśniaka lub w gorszym okresie wywaru z pokrzyw. Jedzenie było słabej jakości. Przykładowo, zupy prawie zawsze były podawane bez ziemniaków, często gotowano je na zepsutym mięsie, czasami mającym już robaki.

Traktowanie ludzi w ten sposób odbijało się na ich wyglądzie. Średnia waga mężczyzn wynosiła 40 kg, a kobiet 30–40 kg. Obozowy lekarz po wojnie relacjonował: „Jeśli chodzi o ogólną charakterystykę ciężkich warunków, w jakich znajdowali się osadzeni w obozie w Potulicach, to w pewnych okresach warunki były tam nawet gorsze od warunków w obozach koncentracyjnych”. Powodowało to także dużą śmiertelność więźniów. Ich nagie zwłoki chowano w zbiorczych dołach, wrzucając po 2–3 osoby do jednego dołu.

Więźniowie podczas budowy obozowych baraków w Potulicach / fot. IPN

 

 

Nie było litości dla najmłodszych

Co szczególnie szokujące, w obozie w Potulicach przetrzymywano też dzieci. Również one doświadczyły od Niemców wielu upokorzeń i represji. Wielce wymowne jest wspomnienie jednego z byłych więźniów, który jako dziecko znalazł się w Potulicach: „Z głodu wraz z moim sześcioletnim kolegą wziąłem dwa albo trzy ziemniaki, które chcieliśmy sobie upiec w popielniku. Zauważył to z wartowni jakiś Niemiec, który wybiegł za nami. Po odebraniu nam tych ziemniaków, zabrał nas do wartowni i tam Niemcy bardzo nas pobili. Bito nas gumami, w czasie tego bicia zemdlałem. Odzyskałem przytomność na skutek bólu, jaki poczułem w stopie prawej nogi. Stwierdziłem wówczas, że część Niemców trzyma mnie, a jeden z pozostałych rozpalonym do czerwoności pogrzebaczem wypala mi w stopie otwór. Zacząłem z bólu bardzo krzyczeć i straciłem ponownie przytomność”. Z podobną brutalnością traktowano wszystkie dzieci, które były surowo karane pod byle pretekstem. W efekcie, wśród 1297 znanych z imienia i nazwiska osób zmarłych w obozie w Potulicach aż 767 to dzieci.

Więźniów, w tym również starsze dzieci, wykorzystywano do przymusowej pracy. Czas pracy wynosił 10–12 godzin dziennie. Początkowo wznosili oni baraki obozowe i inne budynki. Później wykorzystywani byli do prac polowych w okolicznych gospodarstwach rolnych, w kuchni obozowej, przy pracach porządkowych oraz w różnych prywatnych i państwowych przedsiębiorstwach, w tym na budowach, w stolarniach, zakładach koszykarskich, szewskich, ślusarskich, szwalniach. Znaczną liczbę więźniów wykorzystywała Fabryka Skrzydeł Samolotowych w Pile, Zakłady Futrzane Schulza w Gdańsku oraz inne zakłady z Bydgoszczy, Gdyni czy Elbląga. Praca wykonywana przez więźniów przynosiła władzom obozu pokaźne zyski.

 

Chichot historii

W obliczu zbliżających się wojsk polskich i sowieckich 21 stycznia 1945 r. władze niemieckie zdecydowały o ewakuacji obozu. Zabrano ze sobą zdatnych do pracy więźniów, pozostałych pozostawiono w obozie, gdzie 24 stycznia wkroczyły wojska antyhitlerowskiej koalicji. Dla upamiętnienia ofiar niemieckiego obozu w Potulicach w 1969 r., w trzydziestą rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej, na cmentarzu, gdzie spoczywają szczątki blisko 1300 więźniów, postawiono upamiętniający ich pomnik.

Po wojnie, w obozie w Potulicach komuniści urządzili Centralny Obóz Pracy dla Niemców, gdzie przetrzymywano ich do czasu przesiedlenia do Niemiec. W wyniku nieludzkich warunków trzy i pół tysiąca spośród ówczesnych więźniów zmarło. Po likwidacji tego obozu w Potulicach wybudowano więzienie, które funkcjonuje do dnia dzisiejszego. Swoistym chichotem historii jest to, że w stanie wojennym komuniści utworzyli w nim ośrodek odosobnienia, gdzie internowano działaczy „Solidarności” i innych organizacji antykomunistycznych. Ze względu na fatalne skojarzenie z okresem wojny ośrodek ten po trzech i pół miesiącach miesiącach od jego utworzenia został zlikwidowany. 

Uroczystości z okazji 72. rocznicy wyzwolenia hitlerowskiego obozu w Potulicach odbywały się 29 kwietnia na Cmentarzu Ofiar. Odprawiono mszę św. w intencji ofiar, złożono kwiaty, zapłonęły znicze.