Wydarzenia 25 kwi 2017 | Magdalena Liczkowska
Piesi giną na bydgoskich ulicach

W grudniu na przejściu dla pieszych na skrzyżowaniu ulic Ogińskiego i Chodkiewicza zginął 6-letni chłopiec

Nakielska, Fordońska, Focha, Jagiellońska – na głównych ulicach Bydgoszczy najczęściej dochodzi do wypadków z udziałem pieszych. Giną zazwyczaj dzieci i osoby starsze

O wypadkach z udziałem pieszych słyszy się w Bydgoszczy regularnie. Jeden z najbardziej dramatycznych wydarzył się w grudniu na przejściu dla pieszych, w okolicach skrzyżowania Chodkiewicza z Ogińskiego. Zginął 6-letni chłopiec. Pod opieką babci przechodził na zielonym świetle przez pasy. Samochodem, który go potrącił, kierował 77-letni mężczyzna.

Najwięcej śmiertelnych potrąceń zdarza się jednak przy ul. Nakielskiej. Prawie zawsze dochodzi do nich na przejściach dla pieszych. Piesi giną na całej długości ulicy – obok wiaduktu, przy ul. Żywieckiej, a także bliżej ronda Grunwaldzkiego. Oficjalne przyczyny potrąceń to zazwyczaj nadmierna prędkość czy brak ostrożności kierujących. Czy gdyby jeździli wolniej i bardziej uważnie, wypadki by się nie zdarzały?

Krzysztof Kosiedowski, rzecznik Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej: – Przykro mi to mówić, ale niestety prawda jest taka, że najsłabszym ogniwem w tym wszystkim jesteśmy my, uczestnicy ruchu drogowego. Zarząd Dróg Miejskich działa zgodnie z obowiązującymi przepisami – przekonuje. - Gdy dochodzi do jakiejkolwiek kolizji drogowej z udziałem pieszego, rowerzysty czy auta, policja, która jest pierwsza na miejscu zdarzenia, przede wszystkim sprawdza oznakowanie i to, czy zostało zamontowane w sposób prawidłowy. Gdybyśmy prowadzili działania chaotyczne i niezgodne z przepisami, więzienia w Bydgoszczy byłyby zapełnione pracownikami ZDMiKP, a tak przecież nie jest - tłumaczy.

 

Sygnalizacje i oznakowania

Na ulicach o największym natężeniu ruchu przejścia dla pieszych są oznaczane nie tylko sygnalizacją. Zdarzają się też odblaski typu „kocie oczka” montowane w jezdni oraz, jak chociażby w przypadku Nakielskiej, znaki pionowe z żółtopomarańczowym światłem stroboskopowym ostrzegającym kierowców przez całą dobę o znajdujących się tutaj przejściach dla pieszych. Mimo to, wciąż dochodzi do wypadków.

– Sam muszę się przyznać do jednej rzeczy. Gdy widzę pieszego stojącego przy krawędzi jezdni, przy Nakielskiej albo na tych ulicach, gdzie w Bydgoszczy są dwa pasy ruchu, to rzadko go przepuszczam – mówi rzecznik ZDMiKP. – Boję się, że ja się zatrzymam, a ktoś jadący z lewej strony mnie wyprzedzi. I ta osoba, którą wpuściłem na przejście, przeze mnie na nim zginie. W takich sytuacjach wpuszczam pieszych jedynie wtedy, gdy widzę w lewym lusterku, że nic nie jedzie – mówi rzecznik ZDMiKP.

Może zatem problem tkwi w nieskutecznej działalności drogówki? Na Nakielskiej, w miejscach, w których ograniczenie wskazuje na 40 km/h kierowcy, nierzadko jeżdżą z większą prędkością.

– Nie na wszystko mamy wpływ. Na pewno nie mamy go na bezmyślność zarówno kierowców, jak i pieszych. Ze swojej strony prowadzimy dużo programów, np. „Akcja pieszy”, podczas której wykorzystujemy mobilne centrum monitoringu – tłumaczy podkomisarz Przemysław Słomski z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. - Staramy się podchodzić restrykcyjnie do kierowców, którzy nie ustępują pierwszeństwa pieszym. Podobnie z pieszymi, którzy na głównych skrzyżowaniach spieszą się na autobus – my takie osoby rozliczamy. Z drugiej strony mamy również akcje, podczas których nie karzemy, a np. rozdajemy ulotki – dodaje.

 

Piesi sami sobie winni

W Polsce co trzeci zabity na drodze to pieszy – to statystyka, która pozostawia nas daleko za krajami Europy Zachodniej. Wypadki zdarzają się zarówno z winy kierowców, jak i samych pieszych. Nieustąpienie pierwszeństwa, wyprzedzanie przed przejściami dla pieszych, niestosowanie się do ograniczeń prędkości to tylko kilka głównych grzechów uczestników ruchu, które rok w rok skutkują śmiercią wielu osób.

– Największe zagrożenie pojawia się na głównych szlakach komunikacyjnych i trasach przelotowych. Tutaj panuje większe natężenie ruchu, jest większa prędkość. Ale nie możemy winą obarczać tylko kierowców, bo niejednokrotnie to piesi wbiegają pod nadjeżdżające pojazdy – mówi podkomisarz Przemysław Słomski

Statystyki pokazują, że na 188 zdarzeń drogowych z udziałem pieszych, jakie miały miejsce na bydgoskich ulicach w 2016 r., 67 wystąpiło z winy samych pieszych. – Nie zachowują należytej ostrożności, często przechodzą przez ulicę, patrząc w telefon lub słuchając głośnej muzyki, a przecież powinni być wówczas szczególnie wyczuleni na to, co dzieje się wokół nich – stwierdza Słomski.

 

Najczęściej giną dzieci i osoby starsze

Jak wskazuje raport Najwyższej Izby Kontroli opublikowany niemal rok temu, na niezadowalający poziom bezpieczeństwa pieszych i rowerzystów wpływa w znacznym stopniu niedostosowanie infrastruktury do ich potrzeb.

– Działamy w ramach prawa. Jest oznakowanie poziome, pionowe, elementy odblaskowe i pulsujące światła – różnego rodzaju znaki ostrzegawcze mające zmusić kierowców do zachowania szczególnej ostrożności – tłumaczy rzecznik ZDMiKP. – Tam, gdzie szerokość przejścia dla pieszych jest taka, że nie pozwala na przemierzenie go podczas jednego cyklu zmiany świateł, budujemy azyle bezpieczeństwa w postaci wyspy. Znajduje się ona wyżej od jezdni i jest oznakowana specjalnymi znakami oraz słupkami bezpieczeństwa. Jeżeli doszłoby do sytuacji, w której auto miałoby wjechać na tę wyspę, to uderzając, wyhamuje ono na słupku. Wykorzystujemy wszystkie te zabezpieczenia, które są przewidziane w prawie o ruchu drogowym i które możemy stosować.

Mimo że liczba zabitych pieszych na drogach z roku na rok maleje, to wciąż jest przerażająca. – Wbrew obiegowym opiniom, ogromna większość poszkodowanych to wcale nie pijani lub niewidoczni piesi czy rowerzyści. Ofiarami są często dzieci i osoby starsze, ginące w ciągu dnia na nowych lub dopiero co zmodernizowanych drogach – czytamy w raporcie NIK.

 

Z myślą o pieszych

Autostrady, drogi szybkiego ruchu i węzły komunikacyjne umożliwiają sprawne podróże samochodami czy autobusami. To, co sprawdza się za miastem, nie zawsze jednak jest dobrym rozwiązaniem w miastach, których centra powinny być projektowane głównie z myślą o ruchu pieszym. Ten trend od kilku lat zyskuje na popularności, od niedawna staje się zauważalny także w Polsce. W miastach sukcesywnie odchodzi się od planowania infrastruktury pod kątem ruchu samochodów. Coraz częściej to piesi mają w mieście priorytet. Tworząc chodniki i ulice, zwraca się uwagę na to, żeby były one wygodne i bezpieczne przede wszystkim dla nich.

– Podczas projektowania zawsze zwracamy uwagę na najsłabszych, czyli pieszych. Piesi nie są w żaden sposób zabezpieczeni blachą, poduszkami powietrznymi, strefami bezpiecznego zgniotu. Mamy świadomość tego, że są najbardziej odsłonięci, narażeni na uszkodzenia ciała i z tego powodu stosujemy szereg zabiegów, żeby ich chronić. Są w jakiś sposób przez nas uprzywilejowani, bo projektujemy tak, aby naszymi działaniami maksymalnie chronić właśnie ich – podkreśla Krzysztof Kosiedowski. – Tak samo chronimy ich poprzez ograniczenie prędkości, ono po coś jest. Naprawdę tych znaków nie stawiamy po to, żeby męczyć uczestników ruchu. Wszyscy bylibyśmy bezpieczniejsi na drogach, gdyby zarówno kierowcy, jak i piesi, stosowali się do przepisów.

Magdalena Liczkowska

Magdalena Liczkowska Autor

Redaktor/PR