Święta Magdaleny Fularczyk-Kozłowskiej: W domu babci woda lała się wiadrami
fot. Anna Kopeć
– Dla mnie święta to wyjątkowy czas, który mogę spędzić z rodziną – podkreśla Magdalena Fularczyk-Kozłowska, mistrzyni olimpijska w dwójce podwójnej. – Kwintesencją jest oczywiście wspólne wielkanocne śniadanie, na które zawsze bardzo czekam.
Inne z kategorii
Nowa wystawa w Galerii Wieży Ciśnień. Już można ją podziwiać
Zawisza wraca z dalekiej podróży. Pokonał Flotę w Świnoujściu
Jak w każdym domu, tak i u państwa Kozłowskich jest przedświąteczna krzątanina – ale umiarkowana. – Na wielkie przygotowania nie ma niestety czasu, zresztą święta spędzamy u rodziny. Moje przygotowania polegają więc na porządkach, ustawieniu delikatnej dekoracji i wstawieniu świeżych kwiatów do wazonów – nie więcej – mówi medalistka.
Pani Magdalena z mężem, trenerem Kozłowskim, mieszka w Bydgoszczy, rodzinę mają jednak w Grudziądzu. – W tym czasie jestem podzielona między dwa domy – część świąt spędzamy u mojego brata, część u rodziny męża.
Na co dzień intensywnie trenuje, obowiązuje ją więc odpowiednia dieta. Ale w święta ten rygor sobie „odpuszcza”. – To czas szczególnej celebracji, więc pozwalam sobie na więcej. To jedyne dni w roku, kiedy jem białą kiełbasę – cieszy się medalistka. Zapytana o przepis na ulubiony świąteczny wypiek, wyznaje ze śmiechem, że „ma do tego dwie lewe ręce”. – Kiedyś próbowałam upiec mazurek, ale rezultat był niewesoły. Pozostaję więc konsumentką specjałów przygotowanych przez moją teściową i bratową.
Jak wyglądała Wielkanoc małej Magdy? – Spędzaliśmy ją na wsi, u dziadków. Pamiętam, jak w niedzielny poranek szukaliśmy z bratem świątecznych koszyczków. Zawsze były w najdziwniejszych i najmniej spodziewanych miejscach w gospodarstwie – wspomina. – A w świąteczny poniedziałek woda lała się wiadrami, dom babci wręcz pływał! Ale chociaż mokrzy, zawsze czuliśmy się szczęśliwi. Do dziś ten dzień obchodzimy z dużą ilością wody.
Poza obfitym dyngusem na wsi obowiązywała też tradycja brzozowych witek, którymi smagano się nawzajem bez litości. – Mama budziła nas tymi witkami, a ma naciągaliśmy kołdrę na uszy – ale swoją porcję „batów ” trzeba było otrzymać, chociaż byliśmy grzeczni – zastrzega pani Magdalena.
Na święta Fularczykowie inaugurowali też sezon rowerowy. – Tamte Wielkanoce były już przeważnie ciepłe, mogliśmy więc odbywać pierwsze wycieczki – wspomina wioślarka.
Pani Magdalena z rodziną podtrzymuje wiele zwyczajów – nie tylko dyngusowych – z tamtych lat. – Tradycję chowania prezentów od zajączka pielęgnujemy z bratankami – w wielkanocny poranek buszują po podwórku, szukając ich. Podtrzymuję również zwyczaj wprowadzony przez mojego tatę, którego już niestety z nami nie ma. Tradycja polega na tym, że zanim podzielimy się jajkiem ze święconki, „tłuczemy się” nimi. Mówi się u nas, że ten, czyje jajko okaże się najtwardsze, będzie miał najwięcej szczęścia.
Magdalena Fularczyk-Kozłowska jest zawodniczką LOTTO-Bydgostii, mistrzynią olimpijską w dwójce podwójnej z Rio de Janeiro.