Władze miasta muszą mieć wizję szkolnictwa wyższego [OPINIA]
Prof. Józef Banaszak, były rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej / fot. Anna Kopeć
Ranking „Perspektyw” poruszył środowisko akademickie. Bydgoskie uczelnie szorują po dnie. Oburzenia stanem szkolnictwa wyższego w mieście nie kryje prof. Józef Banaszak, były rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej.
Inne z kategorii
Tako „Rzeczemy” i poetycko wieczerzamy [ZAPROSZENIE]
Pożar mieszkania w Fordonie [Z OSTATNIEJ CHWILI]
Po emocjonującej rozmowie profesor poprosił: – Prześlijcie mi zdjęcia na adres lednica@ukw.edu.pl.
– Dlaczego „lednica” w adresie mailowym? – zapytaliśmy.
– Pochodzę z Lednogóry, nad jeziorem Lednica. Przybyłem do Bydgoszczy z Poznania, zostałem w Bydgoszczy i chciałem coś po sobie w Bydgoszczy zostawić – z uśmiechem podkreśla Banaszak.
Jedno berło
Profesor Banaszak był twórcą projektu przekształcenia WSP w Akademię Bydgoską i później w Uniwersytet Kazimierza Wielkiego. Nadal nie ma wątpliwości, że Bydgoszcz ma potencjał na dobry uniwersytet. „Gdyby wszyscy połączyli siły, to byłaby bardzo silna uczelnia, nawet teraz mogłaby się taką stać. Ale na biurko trzeba by położyć berła rektorskie. I zostawić tylko jedno, a resztę zamknąć w gablocie w izbie pamięci. Gdy rozpocząłem starania o przekształcenie WSP, odbyłem setki rozmów. Ówczesny minister optował za tym rozwiązaniem. Sytuacja w środowisku zmusiła mnie jednak do tego, by ominąć ministra. Wybrałem drogę inicjatywy parlamentarnej. Zebrano ponad 100 poselskich podpisów i mocą ustawy powstała najpierw akademia, a potem uniwersytet. Inne bydgoskie uczelnie nie były zainteresowane integracją, bo uważały, że samodzielnie dojdą do wyższego poziomu. Gdyby doszło do połączenia uczelni, powstałby uniwersytet silniejszy niż ten w Toruniu, a w każdym razie nie gorszy”.
Brakuje pomysłu
O roli miasta profesor może mówić godzinami: „Władze miasta muszą mieć wizję szkolnictwa wyższego. Chodniki, ulice, autobusy, tramwaje, nauczanie podstawowe i średnie, handel, to kompetencje miejskie. Ale uczelnie, akademie, uniwersytety, to prestiż. Prezydenci ze swoim dworem myślą ciepło o Akademii Medycznej w mieście, bo w każdej chwili sami mogą trafić »pod nóż«.
Gdy przekształcaliśmy naszą uczelnię, nie robiliśmy tego na kredyt. To nie była tylko zmiana nazwy, trzeba było spełnić określone warunki. Przeciętny człowiek o tym nie wie, ale potrzebna była odpowiednia liczba samodzielnych pracowników naukowych. Kiedy w latach 1995–98 prezydentem miasta był Henryk Sapalski, zawsze miałem prawo wejścia do jego gabinetu. W koncepcję powstania UKW zaangażowaliśmy też arcybiskupa Muszyńskiego, który bardzo nas wspierał.
Miasto dało też 18 mieszkań. Dzięki temu przyszli samodzielni pracownicy naukowi. Czym innym można było wtedy ściągnąć ludzi z Torunia, Warszawy, Poznania czy Gdańska?
A teraz? Miasto nie wie, czego chce. Straciliśmy Akademię Medyczną. Ambicje przeważyły. Być może podsycane przez Toruń, wizją rozwiązania słabych akademii medycznych. Decydował Senat, czyli stosunkowo wąska grupa osób, do których łatwo trafić, jeśli ktoś ma interes. A to był wielki interes.
Od miasta wiele zależy. Ale o czym tu rozmawiać, skoro obecny prezydent wyrzucił wydział kultury z ratusza, a potem w ogóle zlikwidował, nie biorąc odpowiedzialności za nic”.
Muzyka łagodzi nie tylko obyczaje
Oceny profesora są dość radykalne, ale potrafi docenić dobrą pracę: „Spośród bydgoskich uczelni udana okazała się Akademia Muzyczna. Wyszło z niej wielu wspaniałych artystów o europejskiej sławie, na przykład Nehring – dla niego zaczęła się już światowa kariera. To się na pewno udało. Co więcej, strategia przyciągania światowych sław też się sprawdza. Ludzie z całej Polski chcą tu studiować.
Na tym tle UKW i wszystkie bydgoskie uczelnie ponoszą porażkę. Prywatne zarabiają chociaż pieniądze.
Donald Tusk rękoma minister Barbary Kudryckiej zepsuł system stopni i tytułów naukowych. Przeszli na system punktowy. Młody naukowiec musi mieć odpowiednią liczbę punktów, by wystąpić o habilitację. Młodzi ludzie w związku z tym nie publikują w naukowych czasopismach krajowych, tylko zagranicznych, za co dostają wielokrotnie więcej punktów. To pozwala szybciej rozpocząć proces habilitacyjny. Kiedyś do habilitacji trzeba było wykazać się monografią. Teraz wystarczy, że doktor ze swoich głównych prac wybierze cztery, ale one mogą być nawet współautorskie. Dlatego słusznie się dziś mówi, że działają spółdzielnie”.
Bydgoszcz zawodowa
Profesor zauważa, że demografia nie działa na korzyść Bydgoszczy: „Dziś mamy na poszczególnych kierunkach – takich jak biologia – po kilkunastu studentów. Decyduje o tym demografia, ale i konkurencja prywatnych szkół wyższych. Oczywiście wygasić kierunek można bardzo łatwo. Importowanie naukowców, wykładowców też wydaje się ślepą uliczką. Felietonista Henryk Martenka zauważył kiedyś, że profesorowie UKW spotykają się o 17.00 na dworcu. Ja też tak kiedyś zaczynałem, przyszedłem tu z Poznania, ale szybko, po roku, stwierdziłem, że tak się nie da. Zapuściłem tu korzenie i jestem tu do dzisiaj. Takich jest niewielu.
O tym, czy uczelnia jest dobra, czy nie, decyduje środowisko. Tak jest wszędzie. Kiedy walczyłem o uniwersytet, ku mojemu zaskoczeniu moim głównym przeciwnikiem była nasza uczelniana społeczność. Stworzył się krąg panów, którzy pochodzili z komitetu wojewódzkiego i psim swędem zostali profesorami, a przecież to nie są uczeni. Nie wyszliśmy ponad poziom uczelni zawodowej.
Na uniwersytetach już od średniowiecza zawsze był wydział prawa i to stanowiło pewien trzon. Tego niestety na UKW nie udało się stworzyć. Udało się natomiast stworzyć fizykę i biologię. Tę ostatnią tworzyłem od zera. Uczelnie prywatne w tym zakresie nie mogą się z nami równać, nie mają ani takiego wyposażenia, ani odczynników, ani bibliotek, ani nawet kadry. Ale dyplomy są równorzędne i dlatego młodzież pójdzie tam, gdzie łatwiej skończyć. I to jest wina władz.
Jak tak dalej pójdzie, czeka nas zjawisko ucieczki pracowników. Ono się dopiero zacznie, jeśli stracimy charakter uniwersytetu i staniemy się szkołą zawodową”.
not. Bogusław Wysocki