Historia 9 wrz 2019 | Redaktor
Księża z pierwszego szeregu. Na Starym Rynku czekali na egzekucję

W pierwszym rzędzie od lewej ks. J. Wagner, brat L. Muzalewski, ks. K. Stepczyński, ks. J. Schneider, ks. J. Jakubowski, ks. J. Szulc/nadesłane przez autora

9 września przypada rocznica pierwszych publicznych egzekucji dokonywanych przez Niemców na Starym Rynku. O losach księży uchwyconych na jednym ze zdjęć pisze Wiesław Trzeciakowski.

Masowe łapanki i mordy w Bydgoszczy w dniach 5–11 września 1939 roku niemieckie służby bezpieczeństwa oraz policja pod dowództwem generała SS Arthura Mülverstedta pod względem formalnym przygotowały z wielką perfidią. Uzasadniono je rzekomym strzelaniem Polaków do Niemców w mundurach i cywilów. W rzeczywistości miasto było zastraszone i bezbronne od chwili wkroczenia wojsk niemieckich, czyli od 5 września 1939 roku.

Te dni przeszły do historii września 1939 roku jako najbardziej dramatyczne i przerażające wydarzenia. Ich celem było sterroryzowanie Bydgoszczy poprzez dzienne i nocne łapanki, rewizje, maltretowanie niewinnych ludzi we współdziałaniu z miejscowymi Volksdeutschami. Według informacji niemieckich, tylko w ciągu tych kilku pierwszych dni okupacji zamordowano w sposób doraźny w Bydgoszczy około 400 osób – Polaków i Żydów.

Wszystko to działo się jeszcze w toku wojny z Polską. Kolejne fale masowych prześladowań i mordów potrwają z różnym nasileniem od 15 września do końca listopada 1939 roku.

Raporty Einsatzgruppe IV (dowódca L. Beutel) kłamliwie informowały berlińską centralę Operacji Tannenberg o „polskich partyzantach” i „500 komunistach ujętych w Bydgoszczy”, o „podpaleniach” lub „atakach na Volksdeutschów” po to, by maskować szokujący terror, okrucieństwa i mordy na wielką skalę bez żadnego powodu.

Powoływano się przy tym na bydgoski „Blutsonntag” - rzekome mordy polskie na tutejszych Niemcach (w rzeczywistości było to stłumienie przez polskie wojsko 3 i 4 września 1939 roku niemieckiej dywersji i strzelania do wojska idącego z frontu przez miasto). Po zajęciu miasta jedynymi osobami strzelającymi i mordującymi m.in. w Bydgoszczy, okradającymi polskie i żydowskie sklepy oraz mieszkania, byli Niemcy: Einsatzgruppen, Wehrmacht i niektórzy Volksdeutsche. Dziennych i nocnym rewizjom Selbstschutzu oraz SD-SS w domach, towarzyszyła bowiem grabież cennych przedmiotów, pieniędzy, wyrobów ze złota czy też zapasów żywności.

Chcieli szerzyć strach

Z dokumentów niemieckich wiadomo, że większość aresztowanych od 7 do 11 września 1939 roku na ulicach i w domach, w liczbie 1400-2000 osób, traktowano oficjalnie jako zakładników, grożąc ich śmiercią w przypadku strzelania do Niemców w mieście. Dało to służbie bezpieczeństwa SD możliwość przygotowania prowokacji, jak choćby egzekucji co najmniej dwudziestu osób, w tym księży, 9 września 1939 r. na Starym Rynku. W koszarach artyleryjskich na Gdańskiej już około godz. 10.00 szykowano grupę zakładników dobieranych z różnych kręgów społecznych do egzekucji, która miała miejsce w południe.

Była to typowa prowokacja niemieckiej służby bezpieczeństwa (SD): o publicznych egzekucjach rozmawiano dużo wcześniej w gabinetach szefów policji i Wehrmachtu. Członkowie Einsatzgruppe IV (Einsatzkommando 1, szef Helmut Bischof) chcieli publicznie zastrzelić aż pięćdziesięciu polskich zakładników, tylko w celu zastraszenia. Wahano się co do liczby, szczególnie nowy komendant miasta i niemieckich tyłów frontowych, generał Walther Braemer, który na żądanie generała policji porządkowej i SS Mülverstedta odparł, że każe zastrzelić dziesięciu, ale pod warunkiem, że otrzyma meldunek, że żołnierz niemiecki względnie policjant został przez Polaków podstępnie zamordowany, lub że strzelano w mieście do Niemców. Współautor tej prowokacji i mordów oficer SD/SS Helmut Bischoff o naradzie mówił tak:

Pozostawił nam wolną rękę, jeśli sami chcemy wziąć odpowiedzialność na siebie za zastrzelenie. To wyjaśnienie całkowicie nam wystarczyło. Wejrzeliśmy na siebie krótko i porozumiewawczo w oczy i pożegnaliśmy się z p. komendantem garnizonu. Rozpoczęliśmy natychmiast przygotowania do rozstrzeliwania zakładników i do wyboru ich ze wszelkich sfer społecznych spośród internowanych. Gdy Polacy bezczelnie strzelali z kościoła o godz. 12.00 na rynku, nastąpiło pierwsze rozstrzeliwanie zakładników zupełnie publicznie na rynku.

 

Katowani przed śmiercią

Zgodnie ze źródłami, ks. Jan Jakubowski oraz ks. kanonik i proboszcz Józef Szulc z Fary od 8 września przebywali w koszarach przy Gdańskiej 147, wraz z duchownymi z innych parafii w Bydgoszczy. 9 września 1939 r. odbyła się pierwsza publiczna egzekucja polskich zakładników (następne w dniach 10 i 11 września), w celu zastraszenia polskich mieszkańców miasta. Świadek Alfons Jahns (ur. 1908 r.), zamieszkały w Bydgoszczy przy ul. Malborskiej 51, zeznał zaraz po wojnie:

W roku 1939 mieszkałem przy ul. Flisackiej 30 wraz z moim ojcem. Aresztowany zostałem za rzekomy udział w „krwawej niedzieli” przez Niemców we wtorek 5 września 1939 r. Zadenuncjowany zostałem przez Wichmana Fritza, Volksdeutscha, zam. przy ul. Flisackiej. Byłem na Starym Rynku wraz z ks. kan. Szulcem, gdzie miała się odbyć egzekucja. Stąd wzięto mnie na Bielawki do gestapo. Trzymano nas razem w piwnicy. Był tam również ks. Jakubowski. Poddano nas najwyszukańszym torturom. Szczególnie męczono księży. Ks. Jakubowskiego bito kijami i kamieniami. Ks. Jakubowski skonał tam.

Rano 8 września 1939 r. zostali aresztowani przez gestapowców na plebanii Bazyliki pw. Wincentego à Paulo na Bielawkach: proboszcz ks. Jan Wagner, ks. Hieronim Gintrowski, ks. Edward Brandys, ks. Kazimierz Całka. Samochodem ciężarowym, w którym już byli inni księża, odstawiono ich do koszar artyleryjskich przy ul. Gdańskiej 147. To zapewne tego dnia niemiecka służba bezpieczeństwa (SD) nakazała księdzu S. Wiorkowi (Księża Misjonarze) z Krakowa udać się do biura meldunkowego. W drodze lub na miejscu wraz z towarzyszącym mu ks. Piotrem Szarkiem z Bazyliki pw. Św. Wincentego à Paulo zostali aresztowani i odstawieni do ratusza zamienionego w tym czasie na komendę wojskową i jedną z siedzib niemieckich służb bezpieczeństwa (SD, SS). Zamordowano ich w pierwszej egzekucji 9 września 1939 roku przed schodami kościoła pojezuickiego.

Jeśli chodzi o sytuację w całej archidiecezji gnieźnieńskiej, do której należała także Bydgoszcz, stwierdza się, że „większość księży aresztowanych, większość kościołów pozamykanych, wszystkie księgi parafialne zabrane, wszystkie majątki kościelne obłożone aresztem, figury świętych zburzone, nabożeństwa ograniczone”.

Redaktor Józef Kołodziejczyk, jeden z członków zarządu Straży Obywatelskiej, który uciekł w porę z okupowanej Bydgoszczy i przeżył okupację niemiecką, już w 1945 roku opublikował książkę „Prawda o tzw. Krwawej Niedzieli Bydgoskiej. Faktomontaż” (Bydgoszcz 1945). Tak przedstawia zdarzenie na rynku 9 września 1939 roku, komentując zdjęcie (niemieckie) wykonane tuż po pierwszej egzekucji, na którym widać, jak stoją w kilku szeregach zakładnicy, także bydgoscy księża:

Widocznych na zdjęciach Polaków przyprowadzono z koszar artylerii. Mieli oni być obecni przy rozstrzelaniu pierwszych zakładników, wziętych z ulic. Po drodze ks. dziekan kan. Stepczyński osłabł i był podtrzymywany przez towarzyszów niedoli. To osłabnięcie ks. dziekana opóźniło przybycie na rynek, wskutek czego grupa ta nie była obecną przy rozstrzelaniu pierwszych ofiar, natomiast wchodząc na plac widzieli więźniowie polscy wijące się w konwulsjach ciała rozstrzelanych. M.in. zmasakrowane zwłoki ks. Wiórka i ks. Szarka. Przyprowadzonych straszono również rozstrzelaniem, rozstawiono karabiny maszynowe i znęcano się nad Polakami, rozkazując: „padnij! powstań! ręce do góry!” itp. Po dwóch godzinach znęcania się odprowadzono wszystkich znów do koszar artylerii.

 

Kto stoi w pierwszym rzędzie na zdjęciu?

Za grupą, blisko schodów kościoła pojezuickiego, leżą zakładnicy rozstrzelanych o 12.00, wśród nich są zamordowani księża P. Szarek i S. Wiórek, bracia Hanusiakowie ze Szwederowa i inni. Całą grupę przyprowadzoną z opóźnieniem z koszar artyleryjskich na Stary Rynek ustawiono w cztery rzędy, plecami do kościoła. Księża stoją w pierwszym szeregu.

Niemcy wykonali do celów propagandowych i dokumentacyjnych serię zdjęć tej pierwszej publicznej egzekucji 9 września 1939 roku.

Nie wszyscy zginęli na rynku

Na fotografii pierwszy od lewej to ks. Jan Wagner ze Zgromadzenia Ks. Misjonarzy, proboszcz parafii pw. Św. Wincentego à Paulo na Bielawkach. Pod koniec października lub 1 listopada 1939 roku został zamordowany w Lasku Gdańskim (zidentyfikowany w 1947 roku podczas ekshumacji).

Duchownym, który podtrzymywał na ulicy Gdańskiej wycieńczonego warunkami więziennego życia, biciem i głodem ks. Kazimierza Stepczyńskiego, był brat zakonny (Księża Misjonarze) Ludwik Muzalewski (1883-1944). Jego życie i ofiarną służbę zakonną ocalił od zapomnienia Grzegorz Borek z Torunia, krewny duchownego, zaś przedstawił to w monografii (na podstawie świadectw i dokumentów rodziny brata Ludwika oraz własnych badań) Witold Konopka.

Szukałem brata Ludwika na fotografii (która przy powiększeniu traci ostrość i czytelność), początkowo wydawało mi się, że brat Muzalewski stoi w pierwszym rzędzie jako drugi obok ks. Wagnera. Jednak po dokładniejszej analizie porównawczej różnych zdjęć ks. Stepczyńskiego oraz brata zakonnego Ludwika Muzalewskiego wydaje się jednak, że obok ks. Wagnera stoi ks. Stepczyński, a nie brat Ludwik. Natomiast stojący jako trzeci od lewej nie przypomina brata Muzalewskiego ani ks. Stepczyńskiego. Brak zatem nadal wiarygodnej identyfikacji: skoro brat Ludwik podtrzymywał na ulicy Gdańskiej osłabionego ks. Stepczyńskiego, oznacza, że stał na Starym Rynku w jego pobliżu. Brat Ludwik Muzalewski po opuszczeniu Bydgoszczy, przebywał w Warszawie, aresztowany w 1944 roku trafił na Pawiak, wysłano go do KZ Gross Rosen (Rogoźnica) na Śląsku. Zmarł w 1944 roku.

Zatem druga postać od lewej (na zdjęciu) to ks. Kazimierz Stepczyński (1881-1939) proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bydgoszczy (plac Piastowski), kanonik, maltretowany, bity i głodzony z wyjątkowym okrucieństwem w obozie karnym Einsatzgruppe IV (tzw. obóz internowanych) przy ulicy Gdańskiej 147. Nie zginął na Starym Rynku, ale dużo później, podobnie jak ks. Wagner, jednakże po 1945 roku nie odszukano jego szczątków lub nie można było ich zidentyfikować.

Identyfikacja trzeciej w kolejności osoby duchownej (pomiędzy ks. Stepczyńskim a ks. Schneiderem) nadal trwa.

Pracował na rzecz dzieci

Czwarty od lewej stoi ks. Jan Schneider, który przeżył okupację niemiecką i po 1945 roku wrócił do Bydgoszczy.

Obok niego, piąty od lewej, to ks. Jan Jakubowski, wcześniej niezidentyfikowany na tym zdjęciu. W teczce personalnej ks. Jakubowskiego (1910–1939) są różne dokumenty z okresu Seminarium, wśród nich ten najważniejszy, dotyczący święceń kapłańskich, udzielonych mu 22 maja 1937 roku. Od 1 lipca 1937 roku rozpoczęła się droga kapłańska ks. Jana. Zgodnie z pismem kanclerza Kurii, wyświęcony kapłan miał udać się do pracy duszpasterskiej do Bydgoszczy do kościoła farnego, jako wikariusz. Z pisma ks. Jakubowskiego z lutego 1938 roku, skierowanego do Kurii w Gnieźnie, dotyczącego przełożenia egzaminu wikariuszowskiego, dowiadujemy się, że przebył on operację wyrostka robaczkowego. Ksiądz Jan nie posiadał imponujących warunków fizycznych. Z badań lekarskich z okresu studiów w Seminarium Duchownym (np. listopad 1931 r.) wiemy, że mierzył on 162 centymetrów wzrostu, ważył 64 kilogramy, oraz że miał problemy „gastryczne”.

Oprócz funkcji duszpasterskiej ksiądz Jan Jakubowski był dyrektorem Krucjaty Eucharystycznej przy bydgoskiej Farze i działał w Akcji Katolickiej. Informacje o tej działalności znajdują się w artykule pod tytułem „O pracy w przedszkolu »Akcji Katolickiej« opublikowanym 4 czerwca 1939 roku w „Dzienniku Bydgoskim” (nr 127). Ognisko Krucjaty, czyli „religijne przedszkole”, znajdowało się przy ulicy Przyrzecze 11. Tutaj ks. Jakubowski zajmował się sprawami duchowymi i materialnymi dzieci, pochodzących głównie z biednych rodzin. Krucjatę przy Farze założył w 1932 roku ks. Antoni Świadek z Siernieczka (pod Bydgoszczą, w kierunku na Fordon, była tam kaplica podlegająca administracyjnie bydgoskiej Farze). Krucjata liczyła siedemset dziewcząt i chłopców, jak wynika z wywiadu prasowego udzielonego przez ks. Jakubowskiego. Zadaniem Krucjaty było przygotować dzieci do duchowego chrześcijańskiego życia. Plan ten realizowano w różnych formach, nade wszystko chodziło o udział dzieci w Mszy świętej w czasie wakacji, aby nie zapominały o Bogu podczas kolonii i półkolonii.

Ksiądz Jakubowski planował także zorganizować w Bydgoszczy ogródki Jordana dla pracy wychowawczej poprzez zabawę i wypoczynek, w duchu świętego ks. Jana Bosko. 9 września 1939 roku wydany na Rynku w ręce niemieckich katów przez kilku Polaków z grupy zakładników, którzy wskazali go jako patriotycznego „podżegacza” (Hetzer), dzięki czemu zostali później zwolnieni do domu. Księdza okrutnie bito i kopano publicznie na Rynku, krzyczał z bólu (wspomniałem wcześniej celowo o operacji wyrostka robaczkowego w 1938), wreszcie wepchnięto go do auta i zawieziono na ulicę Poniatowskiego do siedziby Einsatzkommando 2/IV i tam kontynuowano bicie i znieważanie tego księdza na oczach świadków. Zepchnięty po schodach do piwnicy, został tam zastrzelono tego samego dnia, wiemy o tym dzięki świadkom i pracy Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich (potem Hitlerowskich) w Bydgoszczy.

Śmierć z głodu na oczach więźniów

Szóstym i ostatnim duchownym (w pierwszym szeregu od lewej) jest ks. Józef Szulc (1884-1940). Proboszcz parafii farnej i kanonik, znany działacz społeczny. W dniach 3-6 września 1939 roku był przewodniczącym Tymczasowego Zarządu Miasta Bydgoszczy oraz należał do zarządu Straży Obywatelskiej. Aresztowany 8 września, przebywał jak inni duchowni w obozie karnym Einsatzgruppe IV (tzw. obóz internowanych) w koszarach artyleryjskich przy ulicy Gdańskiej 147. W dniu 18 września został wysłany przez Einsatzkommando 2 (Einsatzgruppe IV) z grupą 61 innych Polaków z naszego regionu (7 było z Bydgoszczy) do KZ Dachau, a stamtąd do KZ Buchenwald. Zginął tam 31 marca 1940 roku.

Jak ustaliłem dzięki poszukiwaniom archiwalnym w Niemczech, do KZ Buchenwald wysłano z Dachau także tych 61 Polaków, a tam w specjalnej klatce głodowej (deski i druty kolczaste) ustawionej przy placu apelowym przebywali oni aż do śmierci z 48 innymi Polakami z południowej i wschodniej Polski. Byli to na ogół młodzi ludzie (18-40 lat), razem 109 mężczyzn. Umierali z głodu powoli na oczach więźniów KZ Buchenwald. Obrońców ojczyzny traktowano jak bandytów, dywersantów (Heckenschuetze), taki powód uwięzienia wpisano im do kart obozowych. Tak samo było w przypadku ks. Józefa Szulca - wskazano identyczny powód aresztowania i wysłania do obozu koncentracyjnego. Oznaczał on dla tych osób okrutną śmierć w krótkim czasie.

Znamy zatem z nazwiska pięciu z sześciu duchownych katolickich, z pierwszego szeregu na fotografii z 9 września 1939 roku.

Wiesław Trzeciakowski

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

 

O tym, co 9 września i w następnych dnia wydarzyło się w Bydgoszczy, autor opowie 11 września o godz. 17.00 w Domu Polskim (ul. Grodzka). Na spotkanie zapraszają Kuria Diecezjalna oraz Klub Prawicy Bydgoskiej.

 

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor