Nie widzieć, aby zobaczyć
W tym roku szedłem w grupie biało-żółtej na pielgrzymkę z Bydgoszczy do Częstochowy. Dla mnie osobiście było to niezwykłe, cudowne przeżycie…
Inne z kategorii
11 listopada to również rocznica innego ważnego dla Polski wydarzenia. Bardzo dawnego [MAKSYMILIAN POWĘSKI]
Trąba groźnym zabrzmi tonem [POWĘSKI NA ZADUSZKI]
Nawet nie pamiętam, ile razy w życiu byłem na pielgrzymce. Początkowo chodziłem z grupą brązową jako bydgoszczanin urodzony na Błoniu. Sześć lat temu otworzyłem Światłownię przy ulicy Świętej Trójcy 15, i wtedy przeniosłem się do grupy biało-żółtej. W końcu chodziłem z moimi nowymi sąsiadami. W Światłowni spędzałem większość życia, a zatem wybór był naturalny.
Cztery lata temu ograniczyłem pielgrzymkę do jednego, dwóch dni. Tłumaczyłem, że nie mam czasu. Muszę prowadzić koncerty w Światłowni, muszę robić wypłaty, muszę, muszę, muszę... W wymyślaniu takich powodów, czy raczej pretekstów, byłem naprawdę dobry. Prawda jest taka, że cztery lata temu całkowicie przestałem widzieć. Teraz wiem, że nie potrafiłem przełamać własnego strachu. Strachu przed drogą, której nie widzę. Strachu przed nieoczekiwanymi sytuacjami, których nie jestem w stanie przewidzieć. Strachu bycia wśród ludzi, których nigdy w życiu nie widziałem i których nie znam.
W tym roku było identycznie. Już na początku pielgrzymki zapowiedziałem, że muszę wrócić do Bydgoszczy, aby rozpocząć koncert w Światłowni. Takie znalazłem sobie wytłumaczenie. Byłem trochę zły, kiedy znajomy zaoferował, że on poprowadzi koncert, a ja mam się niczym nie przejmować. On dopilnuje, aby wszystko grało. Po prostu straciłem pretekst do kolejnej ucieczki!