Kultura 1 wrz 2021 | Redaktor
 „Perełki” pałuckiej kultury. Redaktor Lewicka-Ritter odwiedza Żnin

fot. krystynalewicka-ritter.pl

Mieszkańcy Żnina zawsze podkreślali swój emocjonalny związek z regionem i jego kulturowym dziedzictwem. Zwiedzając żnińskie muzeum czuje się powszechny szacunek dla tradycji. O obrzędach i zwyczajach, o gwarze i twórcach ludowych, o życiu na dawnej pałuckiej wsi oraz o regionalnej kuchni opowiada w swoim cyklicznym reportażu redaktor Krystyna Lewicka-Ritter.

HE?! CO TAM U WOS W ŻNINIE  NA PAŁUKCH?

      Położone nad pięknym jeziorem to pałuckie miasto przyciąga wielu turystów. W jego sąsiedztwie zachwyca też swą historią Wenecja, z  którą związana jest pałucka legenda o Diable Weneckim, słynny archeologią Biskupin i Gąsawa. Do tych miejscowości można dojechać ze Żnina zabytkową kolejką wąskotorową. Ma jednak Żnin nie tylko archeologiczne i kolejowe zabytki. Ma również piękne Muzeum Ziemi Pałuckiej, w którym prezentowane są m. in. regionalne „perełki” pałuckiej kultury ludowej. Jest więc przede wszystkim…

 

      PRZEPIĘKNA, STAŁA WYSTAWA REGIONALNA pt: „ETNOGRAFIA PAŁUK”, czynna od 1997 roku, pokazująca zarówno prace hafcierek, jak i prezentująca tradycyjne stroje pałuckie. Na ekspozycji znajdują się także prace pałuckich rzeźbiarzy: Teodora Kupsia z Trzemeszna, Stefana Boguszyńskiego z Kcyni, Władysławy Adryanowej z Kruchowa, Leona Katulskiego z Annowa, Czesława Wętkowskiego ze Skubarczewa Piotra Wolińskiego i Stefana Boguszewskiego z Kcyni oraz gliniane rzeźby Klary Prillowej, tej która w II połowie XX wieku ochroniła tak wiele z dziedzictwa kulturowego Pałuk. Są też prace Mariusza Niewolskiego oraz Eugeniusza Izdebskiego, którzy w Żninie wychowali wielu młodych rzeźbiarzy.

      – Moja mama, Gabriela Gólcz, pracująca w żnińskim domu kultury – mówi Maja Gólcz, kierowniczka oddziałów  Magistrat i Baszta w Muzeum Ziemi Pałuckiej w Żninie: – odwiedzała wielu z tych twórców wraz z niezapomnianą Wandą Szkulmowską . Czasami zabierała mnie do niektórych z nich. Przypatrywałam się wówczas jak powstawały ich prace. Wielu z nich uczestniczyło w żnińskich Jarmarkach Sztuki Ludowej „Jesień na Pałukach”,  które mają swój początek w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Sprzedawały tu swoje prace pałuckie hafciarki,  rzeźbiarze, malarze, plecionkarze, śpiewały zespoły ludowe. Do dzisiaj zresztą, tradycyjnie we wrześniu, organizowany jest jarmark. Niestety coraz mniej na nim autentycznych twórców ludowych. A kiedyś bywało ich tutaj ponad stu – z Kujaw, Kaszub, Borów Tucholskich, Ziemi Chełmińskiej i Dobrzyńskiej i Pałuk oczywiście oraz z innych regionów! Bardzo nas martwi, że mało jest twórców kontynuatorów tradycyjnej sztuki ludowej. W Żninie na szczęście nie brak rzeźbiarzy. Rzeźba, to była zawsze nasza specjalność. Ale z licznego niegdyś grona żnińskich hafciarek mamy już tylko kilka, między innymi – Krystynę Ługiewicz. Muszę również wymienić nazwiska żnińskich nauczycielek: Elżbiety Piechowiak i Zofii Gawron, które uczyły dzieci robienia pałuckich wianków, rózg i kwiatów z bibuły. Pałucka kultura ludowa generalnie łączy nasz region. Wiodącymi miastami regionu są: Żnin, Wągrowiec w województwie wielkopolskiem, Szubin i Kcynia.

 

      KRYSTYNA ŁUGIEWICZ, mieszkanka podżnińskiej wsi Bożejewiczki, jest już chyba ostatnią żnińska hafciarką z tytułem twórcy ludowego. Pani Krystyna przybyła na spotkanie do muzeum w tradycyjnym stroju ludowym, z fantastycznie wyhaftowanym czepcem z bandami. Przywiozła także swoje przepiękne prace. Jej dzieła sztuki hafciarskiej są rozchwytywane przez jarmarkowych gości i nie tylko. Wszystkie serwety, obrusy są haftowane zgodnie z obowiązującymi pałuckimi kanonami! Żaden muzealnik ani etnograf nie podważy jej profesjonalnego rzemiosła!

 

      – Haft pałucki jest haftem  białym, a jego motywy, to przede wszystkim motywy roślinne  – opowiada Krystyna Ługiewicz. – Jest jednak zasada: nie mogą to być żadne bukiety, tylko wijące się gałązki z listkami do góry. Czepce są albo płócienne albo tiulowe, podobnie jak fartuchy. Z przodu czepce zdobione są białymi ryszkami , na których może być naszyta kolorowa wstążka, mająca swoją wymowę. Fioletową wstążką zdobią czepiec wdowy. Różową doszywa się do czepca młodych mężatek. Niebieskie mają mężatki starsze. Białe zaś – na wielkie uroczystości i … do trumny. Bandy do czepca są szerokie, długości około 1,10 i więcej. Mamy też haftowane czarną nicią czerwone halki, tak zwane piekielnice. Kryzy i biała halka zdobione są obdzierganymi na biało dziurkami oraz haftowanymi białą nicią motywami roślinnymi. Haftowanie to trudna praca i wymagająca wielkiej staranności i cierpliwości.

 

      Przez blisko 40 lat pracy Krystyna Ługiewicz wychowała wiele młodych hafciarek, ale nie wszystkie kontynuują tę działalność. Teraz pałuckiego haftu uczą się od niej 22 panie w Wągrowcu. Mistrzyni, której tytuł twórcy ludowego przyznała w 1982 roku „Cepelia”,  jest z nich bardzo zadowolona! – Oj, żeby taką grupę zebrać w Żninie  – głośno marzy moja rozmówczyni, szczycąca się tym, że za swoją działalność w 2018 roku otrzymała medal „Zasłużony dla kultury ludowej”  przyznany jej przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

 

      CHARAKTERYSTYCZNE DLA KULTURY PAŁUCKIEJ są także, pająki zrobione ze słomy i licznych bibułowych kwiatów oraz bibułowe, kwiatowe rózgi i kropidła z suszonych ziół i kwiatów. Te ostatnie nie tylko zdobiły pałuckie chałupy i chroniły przed złymi duchami, ale przede wszystkim używano ich w okresie wielkanocnym do święcenia potraw oraz do… kropienia kawalerów, którzy zbyt długo chodzili do panny i nie składali propozycji matrymonialnych. Podobno metoda była skuteczna, bo wielu po takim pokropieniu przez przyszłą teściową tradycyjnym pałuckim kropidłem – prosiło o rękę  dziewczyny.

 

      LUDOWE TRADYCJE PAŁUCKIE BYŁY MOCNO ZWIĄZANE Z KOŚCIELNYMI ŚWIĘTAMI. Na przykład w adwencie, nie wolno było orać, bo ludowa przestroga głosiła: „Kto w adwencie ziemię pruje, temu siedem lat choruje”. Boże Narodzenie świętowano podobnie jak w innych regionach. W okresie święta Trzech Króli, po wsiach chodzili kolędnicy przebierani z króla Kacpra, Melchiora i Baltazara w asyście Heroda, anioła, diabła i Żyda. W okresie Wielkiego Postu, tak jak na Kujawach, organizowano zabawę podkoziołkową. Wyróżnia Pałuki natomiast, wielkanocny zwyczaj, gdy po Rezurekcji gospodarze prześcigali się furmankami w powrocie do domu. Wierzono bowiem, że ten, który pierwszy dojedzie do swojej chałupy, najprędzej zakończy przyszłe żniwa. Ten zwyczaj już nie jest kultywowany.

 

      Nadal jednak w wielu pałuckich domach, w korytarzu znajduje się kropielnica z wodą święconą, którą należy zwilżyć palce i przeżegnać się przed wyjściem i wejściem do domu. Zamiast tradycyjnego „Dzień dobry”, u niektórych Pałuczan zgodnie z dawną tradycją, mówi się „Niech będzie pochwalony…”, a domownicy odpowiadają „…Jezus Chrystus.” lub „Zostańcie z Bogiem” w odpowiedzi zaś „Idź z Bogiem.”

 
 

      – Mój brat, który teraz prowadzi gospodarstwo rolne po rodzicach – mówi Maria Jabłońska, kustosz muzeum – podobnie jak rodzice i dziadkowie, przed rozpoczęciem żniw idzie i kropi wodą święconą pola, by żniwa przebiegły szczęśliwie i żeby nic złego w żniwa się nie wydarzyło. A po żniwach organizuje obowiązkowo dobry poczęstunek dla wszystkich pracujących na polu i w stodole. Tradycyjnie też należy uczestniczyć w dożynkach, rozpoczynających się przeważnie mszą świętą, podczas której dziękuje się Bogu za plony.

 

      Pewne zwyczaje na Pałukach były dość… koszmarne, bo na przykład chłopu, który nie zorganizował poczęstunku dla pracowników po żniwach lub im nie zapłacił, w okresie zapustów kładziono na komin szybę. W kominie prześwit było widać, ale… palić się nie chciało! Inną zemstą było takiemu sknerze wciągnąć na dach albo rozebraną na części maszynę lub nawet wóz drabiniasty. Ten obyczaj podobno do dzisiaj funkcjonuje w niektórych pałuckich wsiach

 
 

      PODOBNIE RZECZ SIĘ MA Z GWARĄ PAŁUCKĄ. Niektóre słowa wciąż są używane i wplatane mimowolnie w potocznych rozmowach. Wszyscy w Żninie wiedzą, że kejter – to po pałucku pies, że pięknie umalowane i ubrane w kolorowe dyrdoki (spódnice)  dziewczyny są wypindrzone, i że na nie… wywolo się ślypia. I że w tych dyrdokach kobity czasami siadają na ryczkach (taboretach) koło miśnika (kredensu kuchennego). A już najbardziej charakterystyczne dla gwary pałuckiej jest zawołanie HE! I ono oznacza: pytanie, zdziwienie, zauroczenie, potwierdzenie, potakiwanie, nawet oburzenie…

 

      O TYCH OBRZĘDACH I ZWYCZAJACH, O GWARZE I TWÓRCACH LUDOWYCH, o życiu na dawnej pałuckiej wsi oraz o regionalnej kuchni – pracownicy muzeum opowiadają dzieciom i młodzieży podczas oprowadzania po muzeum oraz zajęć edukacyjnych, organizowanych w tej placówce. Są to lekcje pełne ciekawych informacji dotyczących regionu, rękodzieła, gwary i zwyczajów pałuckich. Tak „zasiana” wiedza zaowocuje tym, że  tradycja na Pałukach nie zginie.

       Mieszkańcy Żnina zawsze chętnie podkreślali i nadal podkreślają swój emocjonalny związek z regionem i jego kulturowym dziedzictwem. Od dawien dawna wszyscy tu  wiedzą, że na Pałukach jada się kluchy na pyrach z kapustą lub dukaną marchewką i że trzeba tu obowiązkowo posmakować szneki z glancem. Niewątpliwie duża rola w upowszechnianiu ludowej tradycji przypada placówkom kultury działającym w regionie, w tym żnińskiemu Muzeum Ziemi Pałuckiej.

 

      – WŁADZE ŻNINA ZAWSZE BYŁY PRZYCHYLNE OSOBOM POPULARYZUJĄCYM DZIEDZICTWO KULTUROWE REGIONU – mówią zgodnie: Maja Gólcz oraz Maria Jabłońska, kustosz muzeum. – Musimy koniecznie wspomnieć  też Andrzeja Rosiaka, wybitnego regionalistę, byłego dyrektora muzeum, którego staraniem żnińskie muzeum rozwijało się bardzo prężnie, gromadząc coraz więcej eksponatów, także tych z regionu. Dzięki jego działaniom można było stworzyć nie tylko stałą wystawę etnograficzną, ale także ekspozycję pt. „Historia Żnińskiego Drukarstwa”, dokumentującą pracę  przedwojennych wybitnych żnińskich wydawców, dziennikarzy i drukarzy: Leona, Anny i Alfreda Krzyckich. W Żninie do 1939 roku ich rodzinny koncern, drukował m.in. przedwojenną gazetę  „Moja Przyjaciółka”. Jej wiodącą dziennikarką była Anna Krzycka. Dwa razy w miesiącu w 1934 roku wydawano 250 tysięczny nakład tej gazety sprzedawanej w całej Polsce. Była to bardzo postępowa gazeta! I jest to przepiękna karta w dziejach naszego pałuckiego miasta.

 
 

      Zwiedzając żnińskie muzeum czuje się tutaj powszechny szacunek dla tradycji tej dawnej i współczesnej. Od siedemnastu lat jest również czynna wystawa poświęcona… sportom motorowodnym. Jezioro żnińskie wszak słynie z doskonałych warunków do uprawiania tego sportu.

 

      Wokół Żnina również nie brakuje ciekawych atrakcji, by wspomnieć jeszcze XVIII – wieczny dwór w Marcinkowie Górnym z pomnikiem Leszka Białego oraz Dwór Marzeń w Sielcu, prowadzony z pasją przez byłą dziennikarkę radiową Katarzynę Barbarę Rodziewicz. W tym przepięknym miejscu kultywuje pamięć Admirała Józefa Unruga, współzałożyciela Floty Marynarki Wojennej i legendarnego obrońcy Helu podczas kampanii wrześniowej 1939 roku. Tak jak przed laty we wsiach dworskich, tak i teraz Dwór Marzeń w Sielcu jest kulturalnym sercem wsi i ważnym ośrodkiem muzealnym Pałuk. Można go zwiedzać lub uczestniczyć w ciekawych imprezach organizowanych tu przez jego właścicieli… Mam nadzieję, że tym artykułem zorganizowałam Czytelnikom ciekawą wyprawę na Pałuki, HE?

Krystyna Lewicka-Ritter – Wasza Kujawianka

      Oskar Kolberg opisał życie na Pałukach dość dokładnie. I nie dowiemy się już nigdy czy pisząc o skłonności Pałuczan do gniewu, był tylko wnikliwym kronikarzem, czy… nieco złośliwie tę ich cechę uwypuklił dokładniej. „Serya niniejsza ma na celu przedstawienie właściwości etnograficznych ludu zamieszkującego północne okolice Wielkopolski , znane w większej swej części pod nazwą Krajny, Pałuk i Kujaw. (…)

      W Pałukach i nad Notecią przychodzą robotnicy z licznych olędrów i podejmują się sprzętu zboża. Zboże skoszą, zwiążą, zwiozą dworskiemi zaprzęgami do gumien, zaraz je wymłócą i za całą robotę biorą wynagrodzenie w ziarnie 1/– 1/16 części zboża. (…)

     Na Pałukach, skorsi już niż gdziekolwiek są ludzie do gniewu, wyrzekań i obelg; więc też tu częściej usłyszysz złorzeczenia i wyrazy takie jak np. „bodaj ci wszystkie kości ze stawów wypadły! (może przypominek tortur?)”— „bodajś pękł!” — „ty zatracona duszo!”— „psiąkrew!” — „zatruty psie!” — „potrecie złodziejski!” — „smoczypyskul” — „ty wątrobniku!” — „ty kołtuniarzu!” — „ty osiemnasty kołtunie!” — „śleporód, ślepowron!” (na Mazura); — „o wy raki pieczone!” (na leniwe konie). (…)

     Rodzice zterani pracą, mieszkają na starość w tejże samej zwykle chałupie, którą odstąpili wraz z gospodarstwem dzieciom, i (na Pałukach) są u nich na wyderku (niektórzy nazywają to: na wyżerku).”

Oskar Kolberg „Dzieła wszystkie – W. Ks. Poznańskie” Tom XI cz.3.

***

Cykl reportaży realizowany w 2021 roku, w ramach Stypendium Ministra Kultury,  Dziedzictwa Narodowego i Sportu zatytułowany: Krystyna Lewicka-Ritter „W KUJAWSKO-POMORSKIEM – Z OSKAREM KOLBERGIEM POD RĘKĘ” *

* Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust.1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

źródło: www.krystynalewicka-ritter.pl

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor