„Modlitwa Pańska bez sentymentalizmu. Czego naprawdę uczymy się, mówiąc: Ojcze nasz?”

Fra Angelico, Chrystus nauczający
Modlitwa Pańska, choć znana od dzieciństwa, często pozostaje dla nas duchowo nieodkryta. Tymczasem Ojcowie Kościoła widzieli w niej streszczenie całej Ewangelii i program życia chrześcijańskiego. Co znaczą te słowa naprawdę — i dlaczego dawny ryt rzymski kazał je odmawiać tylko kapłanowi?
Inne z kategorii
Pół tysiąca bydgoszczan zdobyło Jasną Górę! XXI pielgrzymka zakończona
Dziś jest siódma niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego. Reformatorzy posoborowi wprowadzili jednak zupełnie niezrozumiały dla zwykłego człowieka sposób liczenia niedziel, i według tego algorytmu wychodzi, że mamy dziś siedemnastą niedzielę w ciągu roku. Według dawnego cyklu tradycyjnego czytano dziś Ewangelię, w której Pan Jezus ostrzega przed fałszywymi prorokami. I daje praktyczne kryterium, jak ich rozpoznawać — po owocach.
A w cyklu zreformowanym trafiamy dziś na Ewangelię o modlitwie. Jest to piękna perykopa, która może być przewodnikiem po naszej codziennej rozmowie z Bogiem. Ale nie tylko osobistej — do tego jeszcze wrócimy.
Modlitwa Pańska, znana wszystkim chrześcijanom od wczesnego dzieciństwa, jest często przez nas wypowiadana mechanicznie — jako formuła, której treść została zapamiętana. Nie zawsze staramy się tekst jej rozumieć i pogłębiać, a na pewno warto. Komentarze Ojców Kościoła ukazują „Ojcze nasz” jako skondensowaną teologię życia duchowego, która — mimo swej prostoty — zawiera wielopiętrową głębię.
Już samo wezwanie „Ojcze” jest niezwykłe i ciekawe. Według Pseudo-Augustyna, człowiek staje się dzieckiem Bożym nie z natury, ale z łaski — „złego sługę” przemienia Chrystus w „dobrego syna”. Nie mamy więc prawa rościć sobie pretensji do szczególnego statusu; modlimy się nie jako ktoś uprzywilejowany, ale jako adoptowane dzieci, które przyjęły dar. To fundamentalna i pokorna korekta naszego „prawa do Boga”, które moglibyśmy rościć — nie mamy go z siebie, nie mamy nawet ze stworzenia.
„Święć się Imię Twoje” nie jest, jak mogłoby się wydawać, prośbą o uświęcenie imienia Boga — wszak Bóg jest już święty. O co więc w nim chodzi? Jak zauważa Grzegorz z Nyssy, jest wezwaniem, by nasze życie było świadectwem tej świętości. To modlitwa o to, by imię Boga nie było bluźnione z powodu naszego zgorszenia. Mówimy: „niech się święci”, to znaczy: „spraw, by moje życie nie kalało świętości Twego imienia”. Modlitwa ta ma zatem wymiar etyczny — prowadzi do rachunku sumienia.
„Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj” wydaje się najprostszym wezwaniem, ale Ojcowie widzą w nim nie tyle prośbę o pokarm fizyczny, ile błaganie o Chleb Życia — Eucharystię. Ale oczywiście jest też prośbą o wszystko to, co nam do życia niezbędne, i — jak zauważa Cyryl Aleksandryjski — prośba ta wskazuje, że uczeń Chrystusa ma praktykować ubóstwo. Ktoś, kto prosi o chleb, nie zabiega o niego, nie magazynuje, nie zapewnia go sobie, ale ufa Bogu co do dnia dzisiejszego. Mamy tu więc uderzające napięcie między mistyczną głębią Eucharystii a codzienną zależnością od Bożej Opatrzności.
Prośba o przebaczenie: „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy” zawiera rygorystyczną zasadę wzajemności. Bóg — mówi Cyryl — ma się stać „naśladowcą” naszej cierpliwości. To stwierdzenie zawiera coś z groźby: jeśli nie przebaczamy, sami zamykamy sobie drogę do przebaczenia. Modlitwa ta nie pozwala na ucieczkę — stawia nas wobec naszych relacji i przekształca je w kryterium zbawienia.
W końcu prośba „nie wódź nas na pokuszenie” nie wyraża lęku przed samą pokusą, ale przed jej przekroczeniem. Modlitwa Pańska prosi o życie czyste, nieotwierające drzwi złu. Augustyn trafnie zauważa, że „wybaw nas ode złego” nie jest nową prośbą, ale dopełnieniem poprzedniej: nie dopuść, byśmy zostali przez pokusę złamani.
Wszystkie te obserwacje prowadzą do jednej konkluzji: modlitwa Pańska, choć jest modlitwą dziecka w sensie zwrócenia do Ojca, to nie ma w sobie nic z infantylizmu — jest modlitwą człowieka duchowo dojrzałego. To streszczenie całej Ewangelii i programu życia chrześcijańskiego. Zrozumiana — wymaga nawrócenia całej egzystencji.
Spójrzmy jeszcze na koniec na jej liturgiczne znaczenie. W najstarszej, czcigodnej modlitwie eucharystycznej Kościoła zachodniego — Kanonie Rzymskim — mamy przedziwną klamrę.
Zaczyna się ona od słów „Ojcze nieskończenie dobry” — czy w innym tłumaczeniu: „Ciebie więc, najmiłościwszy Ojcze” — a kończy modlitwą „Ojcze nasz”, tworząc wspaniałą symetrię tekstu. Takie symetrie w starożytnych i biblijnych tekstach występują często. Ojciec jest punktem wyjścia i powrotu: Kanon zaczyna się i kończy w sposób hymniczny do Ojca.
„Ojcze nasz” wraca jako echo na końcu: w końcowej części Mszy wspólnota wraca do osobistej modlitwy do Ojca — to jest powrót do relacji, której w czasie Mszy się nauczyliśmy.
Bo Eucharystia to osobisty i wspólnotowy dialog z Ojcem: od błagalnego „Te igitur…” („Ojcze nieskończenie dobry”), eucharystycznej ofiary i uwielbienia, po wspólną modlitwę „Ojcze nasz”. Wspólną — choć właśnie ze względu na tę symetrię Kanonu dawna tradycja ustawiała to inaczej: „Ojcze nasz” odmawiał sam kapłan, a służba liturgiczna wypowiadała tylko ostatnie wezwanie: „ale nas zbaw ode złego”.
Msza Święta i jej eucharystyczna modlitwa jest zamknięta w personalno-eklezjalnym dialogu z Ojcem, a modlitwa Pańska stanowi zwieńczenie tej struktury relacyjnej.
Maksymilian Powęski