Uczmy dzieci kolęd, siadajmy razem przy stole [JAK DOBRZE WYCHOWYWAĆ]
Boże Narodzenie jest tak nierozerwalnie powiązane z prawdziwą tradycją, narodową i kulturową, że przy okazji tego święta, warto się zastanowić nad rolą tradycji w wychowaniu – pisze Maksymilian Powęski.
Inne z kategorii
O co najczęściej pytają rodzice? ZUS odpowiada i radzi...
Chyba każdy z nas pamięta film Barei „Miś”. Autor tej komedii genialnie wyśmiał w niej to, co w komunistycznej ideologii uderzało w samo serce porządku społecznego.
W scenie w mieszkaniu Oli, słyszymy spikera dziennika telewizyjnego: „Dzisiaj w godzinach popołudniowych w Warszawie narodziła się nowa, świecka tradycja – Dzień Pieszego Pasażera…”.
„Nowa świecka tradycja” – to był sprytny sposób bojowników o świeckie państwo, na wyrugowanie tego, co stanowi jądro tożsamości narodu i społeczeństwa. Twórca „Misia” chyba zdawał sobie sprawę, jak ważkiej materii dotyka, bo w finałowej scenie, kiedy węglarz tłumaczy, dlaczego dziewczynka nie może mieć na imię Tradycja, nastrój zmienia się nagle – może nawet nieco sztucznie – z komediowego na bardzo poważny:
– „Ona nie może się tak nazywać: Tradycja!
– Dlaczego niby?
– Pytasz, dlaczego? No bo tradycją nazwać niczego nie możesz. I nie możesz uchwałą specjalną zarządzić ani jej ustanowić. Kto inaczej sądzi, świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworze. Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza. Tradycja naszych dziejów jest warownym murem, to jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza… ”.
No cóż, nie ma co ukrywać. Boże Narodzenie jest tak nierozerwalnie powiązane właśnie z prawdziwą tradycją, narodową i kulturową, że przy okazji tego święta, musimy się zastanowić nad rolą tradycji w wychowaniu.
Przeczuwamy, tak jak ten węglarz z „Misia”, że mamy tu do czynienia z czymś, co nas nieskończenie przerasta. Ale z drugiej strony, nie wolno nam do tego podchodzić bezrefleksyjnie. Bo nie chodzi przecież o ślepe uwielbienie dla wszystkiego co dawne i pokryte patyną. Bywają przecież rzeczy i zwyczaje stare, które były po prostu złe, wręcz godne potępienia, które trzeba odrzucić. Gdzie więc szukać tej zdrowej tradycji, która nas ukształtowała, i którą trzeba zachować?
Adam Asnyk słusznie zauważył, iż „przeżytych kształtów żaden cud nie wróci do istnienia”. Nie chodzi więc tylko o jakieś ślepe uwielbienie dla przeszłości, ale o wydobycie z niej tego, co w niej było nieśmiertelne, nieprzemijające i niezniszczalne. I to jest ten „dąb, który tysiąc lat rósł w górę”.
Dla odkrywania tego, co jest nieśmiertelną tradycją, konieczne jest coś z tej postawy, którą genialnie opisał największy z niemieckich konserwatystów Justus Möser (1720-1794). Często cytuje się jego słowa: „Kiedy natrafiam na jakiś stary zwyczaj albo obyczaj, który nie pasuje do współczesnego sposobu myślenia, wciąż zastanawiam się nad tym, że «nasi dziadkowie nie byli wszak głupcami», dopóki nie znajdę jakiegoś rozsądnego wyjaśnienia”.
No właśnie. Möser zauważył coś, co nam grozi w stopniu o wiele większym niż groziło jego pokoleniu. My, pokolenie komputerów, Internetu, lotów w kosmos, energii jądrowej, pokolenie, które ujarzmiło potęgi natury wcześniejszym generacjom niedostępne, my mamy tę arcyniebezpieczną tendencję, by traktować pokolenia wcześniejsze, które nie wynalazły ani samochodu, ani samolotu, ani żarówki, ani telefonu, ani silnika elektrycznego, traktować jako niemądrych, zacofanych, niecywilizowanych prawie półludzi!
Dopóki nie zrozumiemy tego, co tłumaczył Möser, że «nasi dziadkowie nie byli wszak głupcami», nie zrozumiemy roli tradycji w naszym życiu. Ale jeśli spojrzenie tego mądrego Niemca stanie się wreszcie naszym codziennym spojrzeniem, zaczniemy rozumieć rzeczy, które wydawały nam się zupełnie zawikłane. Zaczniemy rozumieć człowieka, który żyje w historii.
Więc uczmy dzieci kolęd, prowadźmy na cmentarze, siadajmy razem przy stole i opowiadajmy rodzinne historie. Nie dajmy manipulatorom wprowadzać „nowych świeckich tradycji”.l
Maksymilian Powęski