ROZMOWY 5 lip 2020 | Jarosław Aleksander
Afrykańska misja bydgoskich stomatologów [WYWIAD+GALERIA]

Fot. P.B./R.B.

O niezwykłej wyprawie do Afryki z dr Pauliną Borkowską, stomatolog o międzynarodowy doświadczeniu pracującą obecnie w Bydgoszczy rozmawia Jarosław Trześniewski.

Jarosław Trześniewski: Jak to się stało, że stomatolodzy pracujący w Wielkiej Brytanii, teraz w Polsce znaleźli się w Afryce? To dość oryginalny pomysł by zamiast wakacji pojechać na misję.

 

Paulina Borkowska: Poznaliśmy księdza w Wielkiej Brytanii, który był misjonarzem w Zambii. Miał szczególną łączność z parafią do której należeliśmy gdyż z tej parafii wyruszył 46 lat wcześniej na misję do Afryki. W tej naszej parafii w Wielkiej Brytanii uczył się języka angielskiego. On nas zaprosił. Byliśmy akurat w chwili przed przeprowadzką do Polski, mieliśmy możliwości czasowe bo mieliśmy przerwę między pracą tam i tu. Mogliśmy sobie pozwolić na te 6 tygodni spędzonych w buszu zambijskim.

 

J.T.: Jak wyglądała prac tam? Leczenie czy same pilne usuwanie zębów?

 

P.B.: Sprzęt przywieźliśmy ze sobą. To wszystko było zakupione z datków ludzi. Robiliśmy taką zbiórkę na facebook`u i wśród znajomych, rodziny. Z tego wszystkiego zakupiliśmy cały sprzęt i środki, kleszcze, znieczulenia, strzykawki, rękawiczki (w Zambii 40% osób jest nosicielami wirusa HIV, przypis. red.), wszystko co było potrzebne. Bilety kupiliśmy z własnych pieniędzy. Przemieszkaliśmy 6 tygodni w buszu. 350 km od najbliższego miasta, do tej osady jedzie się korytem rzeki od 14 do 20 godzin, by dać wyobrażenie gdzie byliśmy. W buszu mieszkaliśmy na misji gdzie jest prąd i jest woda. Gabinet składał się z pomieszczenia w klinice postawionej przez szpital z datków. Był tam fotel stomatologiczny pamiętający czasy wojny. Wody bieżącej tam nie było.

 

J.T.: Jaki zastaliście stan uzębienia? Jak to wygląda w Afryce. Ludzie czarnoskórzy kojarzą nam się z pięknymi białymi zębami.

 

P.B.:Stan uzębienia jest fatalny. Po pierwsze nie mają dostępu do stomatologa, po drugie zębów nie myją, po trzecie jedzą dużo cukru np. w postaci trzciny cukrowej i jej przetworów. Leczenie sprowadzało się głownie do ekstrakcji. Pacjenci przychodzili z całej okolicy. Co ciekawe przychodzi od godz. 8 do 12. Po dwunastej już nigdy nikt nie przyszedł, ponieważ od 12 jest już sjesta. Tak tam ludzie żyją.

 

J.T.: Wasz pomysł wydaje się szalony i nietypowy. Czy polecacie takie wyjazdy na misję. Kościół prowadzi wiele misji i przygotowania dla świeckich misjonarzy. Wy poszliście drogą na skróty.

 

P.B.:Nie byliśmy tam pierwsi. Byli tam już dentyści. Przylatują tam co pewien czas „latający doktorzy” co jakiś czas. Co jakiś czas czyli co trzy lata na przykład. Nie byliśmy jednak zupełnie pierwsi. Przylatują tam też okuliści, rożni. Rożni lekarze. Dla każdego jest robota. Ogólnie warto o tym pomyśleć.

 

J.T.: Dlaczego my musimy pomagać, latać tam tysiące kilometrów? Jak wygląda Zambia, lokalna opieka medyczna?

 

P.B.:Rząd tam nie interesuje się tym. Jako takiej powszechnej służby zdrowia nie ma. Podobnie jest z edukacja. To spoczywa na misjach. Kiedyś szkoły były katolickie i protestanckie (w czasach kolonialnych czyli do roku 1964, przypis red.), wtedy dzieci się uczyły, byli nauczyciele. Uczono dobrze języka angielskiego co jest ważna w krajach gdzie jest wiele różnych plemion. Jest to język urzędowy w Zambii. W momencie kiedy państwo przejęło szkoły to wszystko się rozeszło. Ani nauczycieli nie ma ani konkretnej nauki. To ciekawe bo np. pacjenci, ci starsi mówili idealnie po angielsku a dzieci już nie i często trzeba było tłumacza. Co ciekawe właśnie, w tym roku co byliśmy gdy zaczynał się rok szkolny żaden nauczyciel się do szkoły nie zgłosił.

 

J.T.: Jak możemy pomóc tu z Polski takiej misji?

 

P.B.:Niestety wciąż aktualne jest to co robili ludzie sto lat temu, jadąc tam fizycznie i pomagając. Jest to cały czas potrzebne i aktualne. Służba zdrowia, edukacja, pomoc w każdej dziedzinie. Te wioski w których my byliśmy, ludzie mieszkają w okrągłych glinianych chatkach ze strzechą z liści i śpią na ziemi. Chłopacy w środku, dziewczynki na zewnątrz. Takie są zwyczaje. Te chatki są takie same jak się ogląda zdjęcia misyjne z początków XX wieku. Tam czas się zatrzymał a nawet cofnął.

 

J.T.: A tak szczerze. Czy Ci ludzie tam nas potrzebują? Czy nie robimy im krzywdy pokazując im inne życie, inne niż te które wiodą od tysięcy lat w ten sam sposób?

 

P.B.: To co im daliśmy, jako biali ludzie z Europy, to daliśmy im wizję, że może być inaczej. Wizję, że można mieć telefon, alkohol, narkotyki, ale nie jesteśmy w stanie dać im tego co naprawdę potrzebują. Takiego „know how”, że oni zaczną sami coś robić a oni nie zaczną. Ale problem jest też w mentalności i stąd konflikt naszych chęci z ich odbiorem i skutecznością pomocy. Jeden przykład , ksiądz Marceli przez 46 lat próbował ich nauczyć uprawy pomidorów i kapusty bo bardzo je lubili. Są ku temu idealne warunki, jest rzeka, dobra ziemia i słońce. No i kiedyś zaczęli w końcu kopać rowy melioracyjne do tego pola gdzie mieli sadzić kapustę. No i trzy dni kopali ale po trzech dniach już nie było nikogo do pracy i wszystko wyschło. Dlatego ksiądz Marceli zawsze mówił, że biali bardzo skrzywdzili Afrykę. Daliśmy im złudzenia i fantazję o europejskim życiu którego tam nie ma i nie będzie bo to Afryka z jej mentalnością, zwyczajami i ludźmi których nie przerobimy na siłę.

Jarosław Aleksander Autor

Katolicka Bydgoszcz