Jeśli nie Rafał Bruski, to kto? Krótka ławka PO
Prezydent Rafał Bruski / fot. Anna Kopeć
Prezydent Bydgoszczy wciąż wierzy, że PiS nie zabroni mu ubiegać się o reelekcję. - Myślę, że wycofają się z tego pomysłu – mówi. Co jeśli Rafał Bruski się myli? Platforma będzie miała problem, ponieważ ławka rezerwowych jest krótka.
Inne z kategorii
Świąteczny Festiwal ART MINTAKA 2024 [ZAPROSZENIE]
Bydgoski weekend - kalendarz wydarzeń. Bądź na bieżąco
Zapowiedzi prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego – przynajmniej oficjalnie - nie wywołały popłochu w szeregach bydgoskiej PO. Prezydent Rafał Bruski w rozmowie z „Tygodnikiem Bydgoskim” zaprzecza, jakoby w partii trwały poszukiwania alternatywnego kandydata na najważniejszy urząd w mieście.
W przeciwieństwie do wielu samorządowców, którzy uważają, że ta reforma na pewno wejdzie w życie, myślę, że ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły. Pan prezes Kaczyński musi jeszcze to dobrze przemyśleć. Może się bowiem okazać, że wykopie sobie tą reformą polityczny grób. Jeśli bowiem samorządowcy wykluczeni z wyborów lokalnych, którzy maja duże bardzo poparcie społeczne wystartują w wyborach do parlamentu w 2019 roku, może się okazać, że PiS uzyska bardzo słaby wynik. A PiS nie może sobie pozwolić na przegraną. Dlatego myślę, że prezes się z tego pomysłu wycofa. Nie z powodu wątpliwości prawnych, bo wiemy, że dla ekipy rządzącej łamanie konstytucji to żaden problem. Trybunał i parlament zrobią wszystko co tylko sobie prezes wymarzy. W PiS trwa liczenie tego, jakie ta reforma przyniesie polityczne zyski, a jakie straty. Tych drugich może być więcej – ocenia Rafał Bruski.
Posłowie staną do walki?
Jeśli jednak urzędujący prezydent się myli i nie będzie mógł wystartować po raz trzeci, Platforma będzie musiała znaleźć innego kandydata. I tu pojawia się problem. Nazwisk z realnymi szansami na wyborczy sukces – poza Bruskim – w PO brakuje.
Najmocniejsza opcja rezerwowa to Zbigniew Pawłowicz. Jest w Bydgoszczy lubiany i przemawiają za tym konkretne liczby. W 2007 roku w wyborach do Senatu głos na niego oddało 140 tys. osób. Były szef CO potrafił także zmobilizować 160 tys. bydgoszczan w walce o Uniwersytet Medyczny. W Sejmie jest jednak niewidoczny. Ponadto, w przyszłym roku Pawłowicz skończy 75 lat, a ratusz nie jest już tak dobrym miejscem na spokojną emeryturę, jak Sejm. Nawet jeśli więc miałby szansę powalczyć o prezydenturę, pozostaje pytanie, czy miałby na to chęć.
Ochotę na rządzenie Bydgoszczą może mieć Paweł Olszewski, ale nie jest on ulubieńcem nawet sympatyków PO. Z uwagi na duży negatywny elektorat, pewnego progu poseł po prostu nie jest w stanie przekroczyć. Bardziej od Olszewskiego lubiana i popularna jest Teresa Piotrowska, która już raz - w 2006 roku - ubiegała się o urząd prezydenta Bydgoszczy. Uzyskała trzeci wynik (18,5%), jednak biorąc pod uwagę aktualne tendencje wyborców, ten rezultat wydaje się już nie do powtórzenia.
Trudno szukać ewentualnego kandydata na prezydenta wśród radnych PO. Tam mocnych nazwisk zwyczajnie brak. W mediach spekuluje się o innych alternatywach, m.in. o Sebastianie Chmarze i Piotrze Tomaszewskim, jednak należy je traktować je w kategoriach żartu. O tym, że byli sportowcy na listach wyborczych nie są mile widziani przekonała się już Otylia Jędrzejczak. Skarbnikowi miasta trudno cokolwiek zarzucić, to fachowiec, niezły mówca, ale nie jest szerzej znany w mieście. Brak mu politycznego doświadczenia i wątpliwe, aby umiał porwać za sobą tłumy.